Strona 2 z 9
Wspomnienie I
Mój ojciec, Walenty Krawczyk, o ile dobrze pamiętam na podstawie jego opowiadań, w służbie poborowej był żołnierzem Pułku Artylerii stacjonującym w Przemyślu na Bakończycach. Po ogłoszeniu powszechnej mobilizacji w 1939 roku zgłosił się do ww. pułku. Po rozbrojeniu pułku i wzięciu żołnierzy do niewoli przez Armię Czerwoną (nie pamiętam, w jakich okolicznościach się to stało) jeńców prowadzono pieszo w głąb Związku Radzieckiego. W czasie postojów na nocleg obóz oświetlano ruchomymi światłami z reflektorów, aby uniemożliwić ucieczkę. Mimo to, w okolicach Lwowa ojciec z kolegą podjęli taką próbę, czołgając się na zewnątrz, w czasie, kiedy reflektor nie oświetlał krańców obozowiska. Ucieczka nie została zauważona.
Ojciec z kolegą nocami (ponieważ byli w polskich mundurach, to w dzień mogli zostać zatrzymani) pieszo dotarli do Lwowa. Tutaj Ojciec miał adres do znajomego kolegi. Pod tym adresem zastali tylko żonę, ponieważ, jak się okazało, kolega w ramach mobilizacji był również w wojsku. Kilka dni mieli kryjówkę, ale nie dłużej. W tym okresie Lwów był zajęty przez Armię Czerwoną, a nocami NKWD dokonywało rewizji. Mężczyzn bez dokumentów aresztowano i wywożono. Z tych powodów kobieta, w trosce o ich i własne bezpieczeństwo, dała im cywilne ubrania męża i poprosiła, aby opuścili jej mieszkanie. Pieszo ruszyli ze Lwowa do Przemyśla. W Przemyślu okazało się, że na Sanie jest granica, przez którą przepuszczają do Polski tylko kobiety i małżeństwa z dziećmi. W pewnym momencie ojciec, czekając w tłumie, zobaczył że do przejścia zbliża się kobieta z dwojgiem dzieci, w wózku i na rękach. Błyskawicznie podjął decyzję; wyskoczył z tłumu, wyrwał kobiecie z ręki wózek i pozorując, że są małżeństwem, razem z nią i dziećmi przekroczył granicę.
W tym czasie, jako czteroletni chłopiec, bardzo tęskniłem za ojcem i ciągle pytałem mamę, gdzie tato jest i kiedy wróci. Mama odpowiadała, abym wychodził za stodołę i wypatrywał, to może ze wschodu przyjdzie.
Pewnego popołudnia, jak zwykle wypatrywałem ojca i zobaczyłem w oddali jakiegoś człowieka idącego polem od wschodu. Pobiegłem naprzeciw i okazało się, że to rzeczywiście mój Ojciec. Po przekroczeniu granicy, pociągiem przyjechał do Łętowni i przez pola pieszo przyszedł do domu. Radość była nie do opisania. Tak szczęśliwie wrócił z niewoli radzieckiej.
|