Wjeżdżając do wsi Łowisko od strony zachodniej, w lesie zwanym przez miejscowych „Żyłka”, napotykamy pomnik z napisem „Pamięci poległych”. Jest to bardzo ważne miejsce dla każdego mieszkańca Łowiska, uświęcone krwią pięciorga jego mieszkańców zamordowanych przez niemieckich gestapowców 5 czerwca 1942 r. Umieszczona na pomniku tablica informuje iż: „Zginęli za Wiarę i Ojczyznę”. Jak doszło do tej tragedii? Zanim odpowiemy na to pytanie należy przypomnieć kontekst historyczny i okoliczności przedstawianych wydarzeń.

Po zajęciu ziem polskich we wrześniu 1939 roku, kilka miesięcy później, na wiosnę 1940 roku w Dystrykcie Krakowskim Generalnego Gubernatorstwa Niemcy rozpoczęli budowę trzech poligonów: m.in. najbardziej interesującego nas Truppenübungsplatz der Luftwaffe Górno obejmującego obszar 700 km2[1]. W Górnie zlokalizowano dowództwo i główny ośrodek wojskowy wielkiego placu ćwiczeń Luftwaffe. Jego komendantem został gen. Waldemar Waltz[2].
 Na placu budowy pojawiło się wiele niemieckich firm. Ze względu na opisywane dalej wydarzenia wymienimy jedną z nich - „Max Lollke” - specjalizująca się w budowie kolei. Firma ta budowała kolej normalnotorową Górno-Łętownia-Nowa Dęba. Tereny te przecinały linie kolejki wąskotorowej, które dochodziły do Łowiska ze żwirowni w Brzozie Królewskiej. Budowę kolejki normalnotorowej z Łętowni do Łowiska rozpoczęto na przełomie 1939/1940 r. W grudniu 1942 roku prace przy budowie torów dotarły do Łowiska, a latem 1943 roku gotowa już była w Łowisku rampa przeładunkowa, na którą dochodziły materiały budowlane, odzież itp. w następnej kolejności przygotowano nasyp pod linię normalnotorową. Nasyp ten dochodził do kościoła w Górnie. Z Łowiska do Górna planowany był szeroki tor, a następnie tory te miały mieć połączenie z Nową Dębą. Obok linii normalnotorowej biegły połączenia wąskotorowe do lagrów, początkowo z Łętowni, a później, po otwarciu rampy przeładunkowej, z Łowiska. Przy budowie linii kolejowej zatrudnieni byli mieszkańcy Łowiska, Wólki Łętowskiej, Łętowni oraz Żydzi z Sokołowa. Praca trwała 11 godzin dziennie, z godzinną przerwą obiadową[3] . Wspomina Józef Kida „Do Łowiska w grudniu już pierwsze pociągi z umundurowaniem przyjeżdżały na zbudowaną rampę przed Baranem a stąd specjalnymi ciągnikami zabierali całe wagony na podstawionych małych kółkach z masy gumowej i tak transportowali do Górna na „Lager Sűd” i tam wyładowywali do magazynów. Po pierwszym wyładunku zabierano przymusowo ludzi z Łowiska, Górna, Kamienia i Markowizny. Każdy był specjalnie kontrolowany po pracy czy co nie ukradł, a jeśli coś znaleziono to wyrok śmierci na miejscu[4] ."

W marcu 1940 r. władze Generalnej Guberni ogłosiły zniesienie świąt Objawienia Pańskiego (Trzech Króli), Bożego Ciała, Świętych Apostołów Piotra i Pawła, Wniebowzięcia NM Panny oraz Niepokalanego Poczęcia NM Panny, które należało przenieść na niedziele. Zabroniono śpiewać „Boże coś Polskę”, i wszelkich pieśni z elementami patriotycznymi. Nie wolno było organizować pielgrzymek i procesji poza terenem kościelnym. Jesienią 1942 r. ks. biskup Franciszek Barda, mając na względzie te ograniczenia, zwolnił formalnie z obowiązku uczestnictwa we Mszy św. w te święta, zaś od czerwca 1943 r. zezwolił na odprawianie Mszy św. w porze popołudniowej, tak aby wszyscy wierni mogli swobodnie z niej korzystać, a Pasterkę w Wigilię po południu[5].
 W dniu 4 czerwca 1942 r. przypadało Święto Bożego Ciała które jest jednym z najważniejszych świąt katolickich, jednakże np. w Niemczech nie obchodzone i będące normalnym dniem pracy. W tym dniu grupa Łowiszczan zatrudniona przymusowo w przedsiębiorstwie na obszarze poligonu przy budowie torów kolejowych ze względu na poszanowanie tego święta, nie stawiła się do pracy. Niektóre źródła[6] winą za śmierć Łowiszczan obarczają szefa firmy „Max Lollke”, dla którego nieobecność tak wielu osób w pracy oznaczała opóźnienia w budowie toru kolejowego i zły przykład do naśladowania przez innych robotników. H. Cieślachowski w kronice zamieszczonej w książce K. Smolaka dodatkowo podaje, że Łowiszczanie mogli także zginąć poprzez to, że volksdeutsche ze Śląska rozkręcili szyny w Łowisku powodując wykolejenie kolejki wąskotorowej. To mogło dodatkowo rozwścieczyć Niemców. Faktem pozostaje, że w piątek 5 czerwca około godz. 9 funkcjonariusze Gestapo przyjechali popielatym autem do siedziby firmy „Max Lollke” i sporządzili listę poszukiwanych osób. Następnie wspomnianych 3 gestapowców z Jarosławia udało się do sołtysa Gabriela Dudka, aby aresztować Łowiszczan. Jest wysoce prawdopodobne, że mordercami Łowiszczan byli „kaci Jarosławia” - Franz Schmidt i Doppke, którzy brali udział w większości pacyfikacji i akcji przeciwko Polakom w całym powiecie. Józef Kida opisywał ich następująco: „Byli w butach saperkach, spodnie jasnoniebieskie, koszule pomarańczowe, bez czapek, dwóch wyszło z wozu a trzeci prowadził wóz tak samo ubrany. Ci dwóch wyglądali: jeden wysoki silnie zbudowany włosy do góry czesane twarz owalna, rudy, drugi ciemny blond twarz więcej okrągła wzrost średni, a kierowca nie wysiadał wcale lecz siedział w taksówce a wyglądał jak ten drugi”[7]. Józef Kida pisał, że gestapowcy z listy Łowiszczan pracujących w firmie „Max Lollke” (120 osób)[8] wynotowali nazwiska co 10 osoby, co wskazywałoby na często stosowaną przez Niemców karę decymacji (dziesiątkowania). Okupanci nie mogli pozwolić sobie na ukaranie wszystkich „winnych” ponieważ pozbawiliby się koniecznej siły roboczej, natomiast wymierzona kara miała mieć charakter dyscyplinujący i terroryzujący wszystkich pozostałych.
Aresztowani i rozstrzelani: 1. Kiełb Stanisław „Armata” (33 l.) 2. Czaja Józef „Brzoza” (31 l.) 3. Bolka Stanisław s. Józefa (17 l.) 4. Bąk Jan s. Józefa (18 l.) 5. Bolka Franciszek s. Stanisława (16 l.)
Pozostali z listy do aresztowania, którzy byli nieobecni w domach i dzięki temu uratowali się od śmierci: 6. Kida Jan „Zimny” s. Franciszka 7. Batóg Grzegorz s. Franciszka 8. Baran Józefa 9. Ruszak Teresa 10. Woś Rozalia 11. Kida Katarzyna 12. Bąk Józef s. Michała 13. Rusin Franciszka 14. Cholewa Franciszek s. Józefa[9].
Niemcy pokazali sołtysowi Gabrielowi Dudkowi sporządzoną wcześniej listę osób i nakazali pod karą śmierci zachować tajemnicę, że będą oni rozstrzelani. Upewnili się czy zna wszystkich i zmusili go do wydania tych ludzi.
Po pojawieniu się we wsi gestapowców, dowodzący miejscowym plutonem AK Józef Kida natychmiast wysłał meldunek do dowódcy Placówki nr 8 w Woli Zarczyckiej Jana Siuzdaka ps. „Załucki” ale otrzymał rozkaz powstrzymania się od akcji zbrojnej z uwagi na zagrożenie pacyfikacją całej wsi.
Niemcy z towarzyszeniem sołtysa rozpoczęli zatrzymywanie osób z listy posuwając się od strony Kamienia. Jako pierwsi zostali aresztowani Józef Czaja i Stanisław Bolka. Jako trzeci zatrzymany został Stanisław Kiełb. Od tego momentu wydarzenia obserwował bezpośrednio Józef Kida który pozostawił najbardziej dokładny i wiarygodny opis wydarzeń:

Gdy się zbliżyli około 40 m od mojego domu przystanęli i wyszedł sołtys i drugi gestapowiec, ten pierwszy stał z pistoletem skierowanym w stronę tych dwóch, w tym czasie ten pierwszy tj. ten rudy zastąpił go na błotniku zachowując się w tej samej pozycji co poprzedni. W tym czasie ja smyk na górę i przez uchylone wrótka cichym głosem mówię do Kiełbia Stanisława „uciekaj bo Gestapo już tu” ten sąsiad i kolega trzymając niemowlę na ręku jakby nic! Stojąc wsparty o furtkę i patrząc spokojnie! A ostrzegałem go zaraz po zauważeniu SS lecz on nie myślał o ucieczce ponieważ pracował w firmie „Lollka”.
Ten Kiełb Stanisław stojąc tak przy ścieżce którą szli Czaja i Bolka a dalej sołtys i za nim ten „rudy” wtem sołtys Dudek zatrzymuje się i mówi do SS „oto jest Kiełb Stanisław lat 33”, ten rudy z miejsca skierował pistolet „Marsz z nami” a gdy ten z dzieckiem wyszedł na drogę, ten oglądnął się za siebie i zauważył babkę starą Haber Marię i rozkazująco „Chodź tu - masz to dziecko” i takie było pożegnanie ojca z córeczką! „A ty marsz naprzód” i ustawił: 1 - Czaja, 2 - Kiełb, 3 - Bolka i kolumna ruszyła z miejsca lecz nagle znów „Stój” sołtys pokazuje moją furtkę i znów „rudy” pierwszy z pistoletem gotowym do strzału i razem pospieszyli do mojego domu. Ja na strychu miałem pistolet lecz schowany za krokiew zgodnie z rozkazem postanowiłem ucieczkę przez drzwiczki z góry na ziemię i przez płot na sąsiednie podwórko, gdy weszli do domu ja tylko słuchałem! Drabinę za każdym razem odstawiałem w kąt od wejścia na strych, tak że każdy ruch drabiny był to sygnał do ucieczki. Aresztowani ci 3 i nad nimi SS z pistoletem zatrzymali się przed następnym sąsiadem w odległości około 20 m. Badam słuchem co będzie dalej lecz SS Gestapowiec i sołtys obeszli izby wkoło nie znajdując nikogo prócz dwojga małych dzieci szybko wychodząc zatrzymali się mówi gestapowiec „Nie może tego być żeby tu nie było nikogo! Ktoś musiał być z dziećmi!?” Wtenczas już liczyłem że będą mnie szukać, lecz sołtys będąc już w ganku zauważył moją żonę Agnieszkę która wracała z wypranymi chustami aby na ogrodzie wywiesić do wyschnięcia i mówi do tego SS-mana „O gospodyni idzie to się dowiemy” Wtedy ostygłem i słucham dalej „Jagna gdzie jest Jasiek” to był mój brat młodszy który był na liście zakładników, mówi dalej już SS-Gestapowiec „Natychmiast ma się zgłosić u sołtysa”. Żona odpowiedziała „pomaga ojcom obrobić ziemniaki w polu”. I odeszli do tej kolumny. Obserwując dalej zatrzymali się o 50 m. ode mnie u 4-tego sąsiada Barana Pawła ponieważ była na liście córka Józefa lat 16, lecz nie było nikogo, więc dalej do następnego sąsiada Mól Maria tam była służąca która też pracowała lat też 16 nazwiska nie pamiętam. Następnie wracając od Mólki wyszła na ulicę Ruszak Teresa od sąsiadki i sołtys wskazał, że jest na liście temu SS i ten szybko do niej ale ta dziewczyna lat 15 jeszcze szybciej się cofnęła i „noga” co sił przez płot i dalej! Ten gestapowiec krzyczał „stój” i strzelał z pistoletu jakieś 3-4 razy i doszedł do płotu, wrócił i ta została i żyje do dziś! Następnie dalszy ciąg relacji Batoga Jana „Gdy dojechali do sołtysa postawiono na podwórku sołtysa tych 3 i nad nimi SS ten drugi niższy z pistoletem na straży z zagrożeniem ucieczki śmierć na miejscu! Natomiast sołtys i SS ten „rudy” z kierowcą pojechali na koniec od Woli po resztę. Tam był na liście syn szwagra sołtysa Bolka Franciszek lat 15 to go zabrali i od Bąka Józefa syna Bąk Jana lat 15 a resztę wszędzie wstępowali co mieli listę lecz nie było ich w domu, więc przyprowadzili ich do razu i razem było ich 5[10] . O tych dwóch Bolków Stanisława i Franciszka bratanków sołtysa gospodyni sołtysa zastawiła stół jedzeniem i piciem aby tych zwolnić lecz ten „rudy” SS podniósł klapę kołnierza pomarańczowej kurtki i ukazał odznakę „trupią czaszkę” i powiedział „To jest mój honor” i oni nie jedli ani nie pili szybko opuścili mieszkanie i ustawiwszy rzędem strzeżone przez obydwóch SS pojechali wolno do lasu „Żyłka”. Obserwując widziałem wszystko, jak szli i jacyś byli dziwnie uśmiechnięci i zobaczywszy w furtce moją żonę Kiełb i Czaja mówili „Cześć Jagna! Do widzenia” Częstowani byli papierosami i musieli palić a który odmawiał to dostał w twarz, widocznie były zatrute? Po odjechaniu jakieś 200 m. szedłem za nimi obserwując doszedłem do zakrętu przed Cholewę Pawła i tu się zatrzymałem, zawróciłem z drogi Batoga Grzegorza który był na liście spieszył by ich dogonić i się zameldować, po słowach usłuchał mnie i nawrócił, a następnie zatrzymałem swego brata Janka oraz dziewczyny Baranową i Mólową służącą i wszyscy zostali przy życiu a tych 5 rozstrzelali w Żyłce o godz. 13-tej 5.VI.1942 r. [11]

Za aresztowanymi szły inne osoby ze wsi, lecz zostały cofnięte przez Niemców na skraj lasu. Rodziny wspominają, że ojciec Franciszka Bolki - Stanisław - podążał w ukryciu za skazanymi aż do lasu i był świadkiem całego zdarzenia. Gdy dotarli do wybranego przez Niemców miejsca w lesie, rozkazano im wykopać dół, który miał stać się ich mogiłą[12]. Następnie, pod pozorem odczytania pisma - wyroku, jeden z gestapowców zaczął do nich strzelać. Wszystko działo się bardzo szybko, młodzi mężczyźni nie mieli szans na ucieczkę w głąb lasu lub jakąkolwiek inną obronę. Franciszek Bolka nie zmarł po pierwszym strzale. Zasłonił się ręką dlatego pierwsza kula wycelowana w głowę nie spowodowała natychmiastowej śmierci. Ranny mężczyzna zdążył wówczas wezwać Pana Boga, jednak kolejny strzał okazał się śmiertelny[13].

Dalsze wypadki wg relacji Józefa Kidy miały następujący przebieg:
Natychmiast wysłałem meldunek o egzekucji do swojego dowódcy. Na drugi dzień od nocy byliśmy na zasadzce w lesie Zawada w 4 uzbrojeni w rkm i karabiny oraz granaty ręczne, lecz już więcej nie przyjechali i natychmiast po egzekucji wzięli robotników pracujących na torze w Żyłce z łopatami w liczbie 4 kazali im wykopać dół i ciała zakopać na równo i posadzić paproć, wszyscy pod groźbą kary śmierci To opowiadali mi z Łętowni którzy tam byli[14]”.
Maria Piersiak, córka jednego z rozstrzelanych - Stanisława Kiełba wspominała że ojciec stał wtedy na drodze, trzymając na ręku dziecko. Obok żona. Niemiec wyrwał maleństwo i oddał matce. - Mama płakała, prosiła, że on nie jest winien. Tata był taki sprytny, że mama wierzyła, że ucieknie i nikt go nie złapie. Jak ich wzięli, mama wsiadła na furmankę i jechała za nimi. Wtedy był tu drobny las. Widziała jak wszyscy kopali doły... dla siebie. Padły strzały. Kiedy Niemcy odjechali, mama wyszła z kryjówki z nadzieją, że może jej Stach uciekł. Zaczęła szukać. Niestety nie było nikogo. Wszędzie pustki. I w tym miejscu, na którym obecnie stoimy znalazła świeży grób. I paproć posadzoną. Jak stanęła, to ziemia się trzęsła. Żywych ludzi zakopali[15].

Jedna z niedoszłych ofiar - Franciszka Rusin wspominała: Niemcy zabierali tych, których zastali w domu w momencie łapanki. Dziewczęta uszły z życiem, bo pracowały w tym dniu na „torze”. - Jeden z Niemców był Ślązakiem i powiedział do mnie po polsku: - Franciszka, nie chodź dzisiaj na obiad, bo będzie krótka przerwa ... On wiedział, że byłam na liście i dlatego mnie wstrzymał przed pójściem do domu. Miałam wtedy 14 lat[16].
Gestapowcy po zamordowaniu pięciu mieszkańców Łowiska odjechali pospiesznie na strzeżony teren firm i nakazali robotnikom tam pracującym pochować pomordowanych w lesie. Prof. K. Ożóg pisze, że robotnicy (pochodzący z Łętowni) nie zdążyli zakopać ciał, gdyż Stanisław Bolka (ojciec zamordowanego Franciszka), wraz z częścią rodzin podążający za aresztowanymi przekonał ich, że rodziny zabiorą zabitych. Ta wersja wydarzeń jest potwierdzana także przez część rodzin pomordowanych. Natomiast inni świadkowie[17] wydarzeń twierdzą, że ciała zamordowanych zostały zakopane i dopiero po kilku godzinach wydobyte przez członków rodzin m.in. wspomnianego Stanisława Bolka, Franciszka Bolka, Jana Rusina i Michała Olko. Ciała ofiar rodziny zabrały do domów, gdzie pozostały do niedzieli - dnia pogrzebu. W tym czasie rodziny uzyskały zgodę od niemieckich władz okupacyjnych, a postarało się o to kilka osób m.in. Franciszek Bolka z Łowiska i mieszkający w Górnie Jan Piekut, który dobrze znał język niemiecki oraz sprzątaczka Aniela Burek zatrudniona w obozie, która miała znajomości u Zuzanny Porth - sekretarki komendanta poligonu, generała W. Waltza (Zuzanna Porth pochodziła z rodziny kolonistów niemieckich ze Steinau). Ona przede wszystkim miała wystarać się o zgodę generała[18] na pogrzeb ofiar na cmentarzu w Górnie. W niedzielę 7 czerwca 1942 r. ks. Franciszek Bysiewicz, proboszcz parafii w Górnie, odprawił pogrzeb przy licznym udziale mieszkańców Łowiska, Górna i Woli Zarczyckiej. Pogrzeb podwójnie tragiczny, bo miał miejsce w kilka godzin po Pierwszej Komunii w której uczestniczyły także dzieci z Łowiska, w tym rodzeństwa zamordowanych m.in. Władysław Bolka (brat zamordowanego Franciszka Bolka) czy Stefania Bąk (Gumieniak). Pani Stefania (żona brata mojego dziadka) z którą przeprowadzałem wywiad w 2012 r. wspominała: Ciało Janka zabrał na furmankę i przywiózł do domu Wojciech Rząsa. Ja na ten moment właśnie wracałam nawsiami od Górna i weszłam na podwórze. Do dzisiaj mam ten straszny widok przed oczami - pani Stefania jeszcze dziś płacze opisując tę scenę - Wojtek niósł go na rękach; głowa, ręce i nogi wisiały bezwładnie. Cały był ubrudzony ziemią, na skroni widać było postrzał. Miał takie ładne włosy... Pogrzeb wszystkich zabitych był w niedzielę po sumie. Wcześniej, na rannej mszy ja byłam u Pierwszej Komunii. Na pogrzeb Janka rodzice nie pozwolili mi pójść, kazali mi siedzieć u stryja w Górnie[19].

Pomordowanych pochowano w zbiorowej mogile na cmentarzu górnieńskim. Rodziny ofiar wystawiły na niej zbiorowy pomnik. Uczestnicy pogrzebu zachowali świadomość, że Łowiszczanie ponieśli śmierć męczeńską za wiarę. Dwóch z nich, tj. Stanisław Kiełb (ur. w 1909 r.) i Józef Czaja (ur. w 1911 r.) było żonatymi rolnikami (osierocili po jednym dziecku). Należeli oni do ZWZ i AK. Pozostali trzej: Stanisław Bolka (ur. w 1925 r.), Franciszek Bolka (ur. 1926 r.) i Jan Bąk (ur. w 1924 r.), to kawalerowie, synowie chłopscy, pracujący przymusowo, podobnie jak wspomniani wyżej, w niemieckich firmach[20].
Przed kilku laty staraniem sołtysa i rady sołeckiej Górna, stary, lastrykowy pomnik został zastąpiony przez nowy, granitowy, nawiązujący swoim kształtem i układem do wcześniejszego.

Jeśli chodzi o pozostałe osoby z listy, które nie zostały tego dnia znalezione w swoich domach, to nie spotkały ich później z tego powodu żadne represje. Jak już wspomniałem wcześniej Niemcom chodziło o sterroryzowanie ludności i wymuszenie posłuszeństwa w świadczeniu pracy na rzecz okupantów.
Na miejscu dokonanej zbrodni w lesie „Żyłka” wzniesiono drewniany krzyż, a po jego zniszczeniu kolejny - brzozowy. Na początku lat 80-tych powołano Społeczny Komitet Budowy Pomnika Poległych. Jego przewodniczącym został Władysław Bolka - brat zamordowanego Franciszka. Komitet oraz gmina Kamień w dniu 14 kwietnia 1983 r. wystosowali prośbę do Pracowni Sztuk Plastycznym w Rzeszowie o wykonanie projektu pomnika. 24 lipca 1984 roku Kolegium Rzeczoznawców przy Pracowniach Sztuk Plastycznych w Rzeszowie zatwierdziło projekt pomnika, który opracował artysta rzeźbiarz, Krzysztof Bukała. Budowę pomnika rozpoczęto wczesną jesienią 1987 roku. Wszystkie prace wykonali członkowie Komitetu, rodziny poległych oraz inni mieszkańcy Łowiska. Prace nad budową pomnika zakończono wiosną 1988 roku[21].

5 czerwca 1988 roku odbyła się uroczystość poświęcenia Krzyża - Pomnika w lesie „Żyłce”, gdzie 5 czerwca 1942 roku gestapo rozstrzelało pięciu parafian. Koncelebrowanej Mszy Świętej przewodniczył ks. kanonik kolegiaty jarosławskiej Ludwik Bielawski, który odczytał wiernym telegram wystosowany do uczestników uroczystości przez ks. biskupa ordynariusza Ignacego Tokarczuka[22] , czytamy w nim m.in.: „Zamordowano ich między innymi i za to, że w Uroczystość Bożego Ciała 1942 roku nie zgłosili się do niewolniczej pracy. Zginęli za to, że byli wiernymi Dziećmi swej Ojczyzny, ale i za to, że szanowali swoje przekonania religijne. Zapłacili za to największą cenę, bo cenę własnego życia. Modlę się razem z Wami za nich, aby cieszyli się chwałą u Ojca niebieskiego, oraz modlę się z Wami o to, aby ich męczeńska śmierć była przypomnieniem dla nas tu na ziemi że są wartości, z których nigdy, nawet za cenę życia nie można zrezygnować. Niech pamiątkowy Krzyż, który dzisiaj po Mszy Świętej poświęcicie przypomina Wam i następnym pokoleniom Poległych. Niech Oni wypraszają u Pana Boga wszystkim potrzebne łaski do godnego życia dla wszystkich w naszej Ojczyźnie. Uczestnikom tej uroczystości z serca błogosławię: w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego i dziękuję za to, że o Poległych pamiętają”[23].

Homilię podczas Mszy Świętej wygłosił ks. Mieczysław Lachor - proboszcz z Górna, a uroczystość uświetniła orkiestra dęta z Jeżowego. Po Mszy odbyła się część artystyczna - pieśni zespołu z Górna oraz deklamacje wierszy. Mowę wygłosił także Józef Kida - komendant placówki Armii Krajowej z Łowiska z czasów II wojny światowej.

W 2012 roku z inicjatywy księdza proboszcza Marka Ryby odbyła się uroczystość 70. Rocznicy śmierci mieszkańców Łowiska połączona z obchodami Święta Bożego Ciała. W oprawę tej uroczystości włączyli się bliscy ofiar. Wydano też pamiątkową publikację zawierającą m.in. wspomnienia rodzin zamordowanych.

W 2017 roku, w 75. Rocznicę tych wydarzeń została nagrana audycja radiowa w Radio Via Rzeszów z udziałem rodzeństwa zamordowanych oraz została poświęcona przez ordynariusza diecezji rzeszowskiej ks. biskupa Jana Wątrobę pamiątkowa tablica w kościele parafialnym.
Grzegorz Boguń

Wiersz jednej z sióstr zakonnych z Łowiska[24]
Były czasy, których nie pamiętam Okupant niszczył naszą Ojczyznę Chciał zdeptać Boga - wyrzucić go z serca To był okrutny Polaków morderca
Pomnik, przy którym stoimy Rozchyla dziś swe ramiona I woła do nas Polaków Polska nie będzie zgubiona!
Ma bohaterów co życie oddali Za święte swoje prawa Im dzisiaj cześć się należy I bardzo głośne brawa
Kiedy okupant żądał, by zdeptać Polsce Boga I w samo Boże Ciało pracować kazał dla wroga Nie poszli nasi Rodacy, nie zbezcześcili święta Niech tę ich chlubna postawę każdy z nas pamięta
Szesnastu ich na śmierć skazano, lecz pięciu schwytano I tylko na tych pięciu okrutny wyrok wykonano Hitlerowskie Gestapo 5 czerwca 1942 roku w Boże Ciało Tu w tym miejscu ich wymordowało
Trzech młodzieńców w kwiecie wieku Dwóch mężów zostawiających żony i dzieci Oddali życie ale nie wiarę! Złożyli Panu Bogu największą ofiarę! Która [...] jest synów podobnych Wielu Polaków tej pochwały godnych!
Pod znakiem tego 4-metrowego krzyża Niech wołają do każdego, kto się tu przybliża Że pan Bóg i Ojczyzna miła, to taka potęga i siła Dla której warto poświęcić siebie By na zawsze Polakiem być w niebie!
Dumni jesteśmy dzisiaj z ich postawy Wdzięczność im ślemy aż przed Boży tron Bo wszyscy mocno już dzisiaj wierzymy Że są tam, gdzie króluje On!
Cześć im na wieki! Cześć niech głosi krzyż! Pomnik wierności Bogu i Ojczyźnie, który pnie się wzwyż I w swe ramiona chce wziąć cały kraj Takich Polaków Boże daj nam - daj!!!
Zofia Biały Pamiętny dzień
W tej leśnej ciszy liście szeleszczące i fiołki pachnące W sasankach bieli? Ojcowie, Mężowie, Synowie i Bracia zasnęli Zakwitły maki czerwone, powiędły, opadły liście zielone Podniosła się ręka zbrodnicza do góry - Właśnie tu w tym dole, w tym błocie, w tej wodzie - Polegli, zasnęli wszyscy młodzi
Odeszli do wiecznej Ojczyzny Na wieczne królowanie Na pewno wpośród nich anioł w bieli stanie I Matka Najświętsza będzie zawsze z nimi - Za Boże Ciało zostali bohaterami
Przypisy:
[1] Tadeusz Kowalski, Eksterminacja ludności na Rzeszowszczyźnie w okresie II wojny światowej (1939-1945), Rzeszów 1987, s. 32 [2] Krzysztof Ożóg, Dzieje Parafii Górno 1599-1999, Górno-Rzeszów 1999, s. 143 [3] Kazimierz Smolak, Dzieje Górna. Okres okupacji, t. II, Górno 2009, s. 112-113 [4] Józef Kida, Zeszyt II. Okres okupacji niemieckiej. Konspiracja AK w Łowisku, rkps, bns [5] K. Ożóg, op.cit., s. 145 [6] K. Smolak, op.cit., s. 113 [7] J. Kida, Okres okupacji niemieckiej, op. cit. [8] W niektórych źródłach m.in. Kronice Parafii Łowisko liczba osób nieobecnych wówczas w pracy jest określana na 160 [9] Józef Kida, Notatka o aresztowanych, rkps [10] 33-letni Stanisław Kiełb w chwili zatrzymania stał na drodze z maleńką, roczną córką Marią na ręku. Niemiec oddał dziecko żonie Stanisława i zabrał go bez żadnych wyjaśnień. Kolejnych mężczyzn zatrzymano w podobny sposób. Do domu 16-letniego Franciszka Bolki gestapowcy przyjechali samochodem. Na podwórku zastali młodszego brata, 10-letniego Władysława, którego początkowo pomylili z nieobecnym. Franciszek jednak natknął się na Niemców, gdyż akurat wracał od swojej babci, mieszkającej po sąsiedzku. Niemcy zapytali jedynie o imię, nazwisko i nie podając żadnych przyczyn zabrali młodego mężczyznę. Szedł przed samochodem gestapowców do sołtysa. Tam przyprowadzono wszystkich schwytanych. Kolejnym był 17-letni Stanisław Bolka, brat stryjeczny Franciszka. W momencie przybycia gestapowców do jego domu, chłopak pasł konie na łące. Początkowo Niemcy chcieli zabrać pracującego tu na służbie, znajdującego się w obejściu domu - Stanisława Olko. Ten jednak zdołał wytłumaczyć Niemcom, że nie jest osobą, której szukają. Stanisław Bolka, widniejący na liście, również uniknąłby zatrzymania, jednak jego matka poleciła Stanisławowi Olko, by zawołał jej syna. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jaki jest powód przybycia Niemców i była pewna, że nie grozi mu niebezpieczeństwo. Józef Czaja, kolejny z zatrzymanych, był 31-letnim mężem oraz ojcem półrocznej wówczas córki Katarzyny. Gestapowcy naszli go w momencie, gdy wyplatał wiklinowy kosz. Ostatni ze schwytanych to Jan Bąk, 18-letni kawaler, przebywał w domu, gdy przyszli po niego Niemcy. Matka, widząc odchodzącego razem z żołnierzami syna, chciała dać mu jedzenie. Na to jeden z gestapowców odrzekł, że tam, gdzie idzie już nic nie będzie mu potrzebne. (Renata Gumieniak, Stawką święta było życie..., [w:] Stawką święta było życie (wydawnictwo okolicznościowe), Rzeszów 2012, s. 31) [11] Józef Kida, Zeszyt II, op. cit. [12] według innych relacji m.in. niżej zapisanej relacji Józefa Kidy dół wykopali robotnicy zatrudnieni przy budowie toru [13] Renata Gumieniak, Stawką święta było życie..., [w:] Stawką święta było życie, op.cit., s. 32 [14] Józef Kida, Zeszyt II, op. cit. [15] Krystyna Urbanek, Padali jak dorodne kłosy, „Nowiny” 5 lipca 1999, nr 128, s. 9 [16] Ibidem [17] m.in przytoczona powyżej relacja Józefa Kidy, Marii Piersiak i nieco niżej relacja pani Stefanii Gumieniak która potwierdza iż ciało jej brata było zabrudzone ziemią, [18] gen. Waldemar Waltz miał opinię osoby dobrze nastawionej do Polaków i nie krzywdzącej ich [19] Grzegorz Boguń, Miał takie ładne włosy... [w:] Stawką święta było życie, op.cit., s. 36 [20] K. Ożóg, op. cit., s. 148 [21] Renata Gumieniak, Historia Pomnika „Pamięci Poległych” [w:] Stawką święta było życie, op. cit., s. 33-34 [22] Kronika Parafii Łowisko, Archiwum Parafii Łowisko, rkps, s. 18 [23] Pismo bpa Ignacego Tokarczuka z 4 czerwca 1988 r., Archiwum Parafii Łowisko [24] obydwa wiersze zostały wygłoszone podczas uroczystości poświęcenia pomnika w dniu 5 czerwca 1988 r. i zapisane w Kronice Parafii Łowisko przez proboszcza ks. Stanisława Mazura. Kronika nie precyzuje która z sióstr zakonnych jest autorką pierwszego z wierszy |