piątek, 19 kwietnia 2024r.
Home Wspomnienia
Wspomnienia
Profesor dr hab. Józef Jakub Wąsik

     Prof. dr hab. Józef Jakub Wąsik urodzony w Nowym Kamieniu 21 sierpnia 1921 roku - zmarł 8 października 2009 roku, absolwent I Gimnazjum w Rzeszowie (1938), Liceum Pedagogicznego w Brzozowie (1945) i Uniwersytetu Wrocławskiego (prawo, 1951).

 

Prof. dr hab. Józef Jakub Wąsik

     Po ukończeniu w 1951 r. studiów prawniczych na Uniwersytecie Wrocławskim, trzydziestoletni wówczas mgr Józef Wąsik został zatrudniony jako młody asystent w Katedrze Prawa Cywilnego, a następnie w Katedrze Prawa Karnego, w której pod kierunkiem Witolda Świdy mógł realizować swoje zainteresowanie problematyką penitencjarną. Uczestniczył wówczas, w okresie od 1 sierpnia 1958 r. do 6 grudnia 1959 r., w eksperymencie realizowanym w Zakładzie Karnym Specjalnym dla Młodocianych Mężczyzn w Szczypiornie k. Kalisza - 1. W latach 1961-1963 J. Wąsik pracował w Ośrodku Badań Penitencjarnych w Ministerstwie Sprawiedliwości. W 1963 r. obronił na Wydziale Prawa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, przygotowaną pod kierunkiem prof. Jerzego Śliwowskiego rozprawę doktorską na temat kary dożywotniego pozbawienia wolności. Rozprawa ta została nagrodzona w konkursie "Państwa i Prawa", co z pewnością ułatwiło jej publikację.
     Już jako doktor nauk prawnych i adiunkt zatrudniony został w pierwszej w Polsce Katedrze Prawa i Polityki Penitencjarnej, kierowanej przez prof. Stanisława Walczaka kierownika Katedry Prawa Karnego Wykonawczego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego.
     Od 1968 roku J. Wąsik pełnił obowiązki kierownika tej Katedry, został nim w 1970 r. po przyjęciu stanowiska docenta i sprawował tę funkcję do czasu przejścia na emeryturę w 1991 r. - 2. Stopień naukowy doktora habilitowanego J. Wąsik uzyskał w 1979 r. na podstawie rozprawy Kara krótkoterminowego pozbawienia wolności w Polsce, a w 1985 r. Rada Państwa nadała Mu tytuł naukowy profesora - 3, a następnie Józef Wąsik został zastępcą dyrektora Instytutu Kryminologicznego, oraz Kierownikiem Ogólnopolskiego Podyplomowego Studium Prawa Karnego Wykonawczego. Później członek Naukowego Zespołu Doradców Generalnego Dyrektora w Ministerstwie Sprawiedliwości oraz Komisji ds. opracowywania regulaminów wykonywania kary pozbawienia wolności oraz tymczasowego aresztowania, od 1980 roku ? w Komisji w Ministerstwie Sprawiedliwości do opracowywania zmian prawa karnego, a od 1996 r. - ekspert w Nadzwyczajnej Komisji Sejmowej ds. Kodyfikacji Prawa Karnego - 4. Dorobek naukowy Profesora J. Wąsika obejmuje ponad 130 publikacji, wspomniana praca: Kara dożywotniego więzienia w Polsce przyczyniła się do eliminacji tej kary w 1969 roku - 5. Pod Jego kierunkiem przygotowano ponad 550 prac dyplomowych i magisterskich - 6. W badaniach naukowych w zakresie prawa karnego wykonawczego, a ściślej w ich metodologii, zauważalna i ściśle przestrzegana jest zasada relacji pomiędzy treścią unormowań prawnych a ich stosowaniem i funkcjonowaniem w praktyce - 7. Zasadę tę po raz pierwszy sformułował prof. Jerzy Śliwowski, który nawiązując do relacji pomiędzy prawem karnym, prawem postępowania karnego i prawem karnym wykonawczym, ocenił iż o ile w nauce dwóch pierwszych z wymienionych gałęzi prawa przewagę uzyskują elementy strony formalnej, to nauki penitencjarne charakteryzuje pragmatyzm, konkretność sytuacji, liczenie się z realiami, tendencja do opierania się na faktach rzeczywistych, swoista empiria - 8.

Na pierwszym planie, drugi od lewej Józef Wąsik z pracownikami Uniwersytetu Wrocławskiego

     Wg J. Wąsika nie jest znany system prawny, w którym byłoby generalnie wyłączone zarówno warunkowe zwolnienie, jak i prawo łaski w stosunku do analizowanej kary. Nie jest znane też ustawodawstwo, w którym wyłączona byłaby możliwość ułaskawienia. Natomiast istnieją kraje, w których nie ma możliwości warunkowego zwolnienia. Daje się zaobserwować raczej tendencja do wprowadzania takiej możliwości, a nie do jej eliminowania. Możliwość warunkowego zwolnienia wprowadzono np. we Włoszech, później w Niemczech . Konstytucja RP przewiduje wyłączenie podmiotowe spod ewentualnego ułaskawienia dotyczące osób skazanych przez Trybunał Stanu. Tak więc poza samym tylko wskazaniem na instytucję ułaskawienia nie jest ona w żaden sposób bliżej określona od strony materialno-prawnej w przepisach prawa pozytywnego. Według profesora Józefa Wąsika przepisy procesowe regulują wyłącznie kwestie proceduralne. Indywidualne ułaskawienie towarzyszyło omawianej karze, podobnie jak innym karom najsurowszym od bardzo dawna. Stare kroniki notują takie przypadki, np. ułaskawienie przez Władysława Jagiełłę po zwycięstwie grunwaldzkim niejakiego Warcisława z Gotartowic, który w lochach zamku chęcińskiego odbywał karę dożywotniego więzienia. Współcześnie w niektórych krajach jest niemal regułą ułaskawianie skazanych na "dożywocie" (Dania, Finlandia i Szwecja). Opuszczają oni więzienia po kilkunastu (z reguły nie więcej niż po 15) latach.
     Według badań przeprowadzonych w Polsce przez J. Wąsika w latach 50. i 60. z prawa łaski w stosunku do "dożywotniaków" korzystano raczej rzadko (na 101 sprawców z prawa łaski skorzystało 9). Badania te wykazały, że łaskę stosowano w większości przypadków dopiero po odbyciu co najmniej połowy najwyższego wówczas ustawowego wymiaru kary terminowego więzienia - 10.
     Zakres zainteresowań naukowo-badawczych Prof. J. Wąsika obejmował problematykę wykonywania kary pozbawienia wolności, stosowanie warunkowego zwolnienia z odbycia reszty tej kary, efektywności środków zwalczania przestępczości oraz recydywy, zwalczania narkomanii - 11. Dorobek naukowy Profesora Józefa Wąsika stanowi istotny wkład do nauki prawa karnego wykonawczego. Przez długi jeszcze czas zachowywał aktywność naukową i dydaktyczną. Jeszcze przed przejściem na emeryturę podjął zajęcia dydaktyczne i wykonywał je przez 12 lat w Filii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Rzeszowie gdzie prowadził wykłady z prawa karnego. Liczne opracowania zachowują aktualność i są często cytowane w piśmiennictwie - 12.
     Uroczystości pogrzebowe odbyły się w dniu 14 października 2009 roku. Profesor Józef Wąsik spoczął na Cmentarzu Świętej Rodziny na Sępolnie we Wrocławiu przy ul. Smętnej.

 

Opracował: Mirosław Piędel
Członek Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

 

Przypisy:

1. Księga Pamiątkowa ku czci Profesora Józefa J. Wąsika przygotowana pod red. L. Bogunii, Wrocław 1999, s. 301.
2. Stefan Lelental , Profesor Józef Jakub Wąsik (1921-2009), Przegląd Więziennictwa Polskiego, nr 66, Warszawa 2010 s. 173.
3. LEKSYKON NAUCZYCIELI I WYCHOWANKÓW I GIMNAZJUM I LICEUM W RZESZOWIE urodzonych pomiędzy XVII wiekiem a 1945 rokiem Tadeusz Ochenduszkoed.2015
4. www.uni.wroc.pl/wiadomosci/groby/uniwersyteckie-zaduszki-przewodnik-po-wroclawskich-cmentarzach
5. Przegląd Więziennictwa Polskiego, nr 66, Warszawa 2010 Stefan Lelental Profesor Józef Jakub Wąsik (1921-2009) s. 173.
6. Przegląd Więziennictwa Polskiego, nr 66, Warszawa 2010 Stefan Lelental Profesor Józef Jakub Wąsik (1921-2009) s. 173.
7. Wąsik J.,Kara dożywotniego pozbawienia wolności w Polsce, Warszawa 1963, s. 190.
8. Śliwowski J., Kodeks karny wykonawczy. Wykonanie kary pozbawienia wolności , Warszawa 1970, s. 41.
9. J. Wąsik, Kara dożywotniego więzienia w Polsce, Warszawa 1963, s. 102; J. Szumski, Problem kary dożywotniego pozbawienia wolności, PiP 1996, nr 1, s. 12.
10. J. Wąsik, Kara dożywotniego więzienia w Polsce, Warszawa 1963, s. 154?155.
11. Zwalczanie narkomanii w Polsce i w świecie: red. Józef Jakub Wąsik, Marek Staniaszek. Wrocław : UW, 1993.
12. Księga pamiątkowa ku czci profesora Józefa J. Wąsika / pod red. Leszka Boguni. Adres Wrocław : "Kolonia Limited", 1999.

 

 
Melony z Kamienia we Wrocławiu

     W pierwszych dniach w liceum, kiedy poznawaliśmy się nawzajem, nasza wychowawczyni, Pani Ewa Świerat, powiedziała nam, że pochodzi z Dolnego Śląska. Wtedy właśnie narodził się pomysł organizacji wycieczki w tamte rejony, który był ciągle w naszych myślach przez pierwszy rok nauki. Tak rozmarzeni Wrocławiem, rozpoczęliśmy drugą klasę z postanowieniem, że kieszonkowe już nie będzie wydawane na chipsy i nowe bluzeczki, ale że "wymienimy" je na wspomnienia, miłą atmosferę, trochę adrenaliny. Tak też się stało. Po długim odliczaniu doczekaliśmy czerwca!


     Już pierwszy dzień wycieczki zapowiadał się nieźle. Na niebie piękne słońce, w dłoniach walizki, a na naszych twarzach szerokie uśmiechy.
Autobus zawiózł nas prosto na dworzec wrocławski, gdzie wszystko się zaczęło. Duże miasto z niezwykłymi mostami, imponującymi gmachami uczelni i słynnym kolorowym rynkiem stało przed nami otworem.
     Na pierwszy rzut poszło Wrocławskie ZOO i Afrykarium. Potężny, nowoczesny budynek robił wrażenie. Bawiłam się tam jak dzieciak i nigdy nie zapomnę widoku hipopotama, który usiłował mi dać całusa przez szybę. Tamtejsze zwierzęta to mistrzostwo!
     Później Pani Ewa zabrała nas do miasta, gdzie pokazała nam m.in. uczelnię, na której studiowała. Nie ukrywam, że budynek zrobił na mnie nieprzeciętne wrażenie. Razem z przyjaciółką nawet pomyślałyśmy o studiowaniu tam. Czemu nie? Ciekawie byłoby poznać Wrocław jeszcze lepiej, zdobywać w nim wiedzę i poznać tamtejszych ludzi.
     Kolejnym uroczym miejscem był pałacyk, w którym byliśmy zakwaterowani. Mogłabym tam mieszkać, bo klimat w nim był niesamowity.
     Jednak najlepszą atrakcją i zarazem wymagającą od nas nie lada wyczynu była Śnieżka. Tu muszę zaznaczyć, że wyciąg, którym wjeżdżaliśmy pod Śnieżkę, był bardzo stresującą sprawą, a największą naszą zmorą była myśl o upadku telefonu gdzieś po drodze. Całe szczęście, nikt z nas nie musiał rozstać się tak boleśnie ze swoim przyjacielem.
     Sama wędrówka na Śnieżkę była wyczerpująca, ale warto było. Widoki na górze zapierały dech w piersiach, no i ta ogromna satysfakcja, że daliśmy radę! To było coś!
Zobaczyliśmy także kilka zamków, których na Dolnym Śląsku nie brakuje. Myślę, że położenie i ogrody zamku Książ uczyniły go najpiękniejszym zamkiem, jaki kiedykolwiek widziałam.


     Mimo że zmęczenie dawało się we znaki, nie zapominaliśmy o dobrym humorze. Hymnem przewodnim wycieczki stała się piosenka Pani Asi Bugiel o skradzionym melonie, której melodii chyba nie da się zapomnieć. Wszystko uwieczniliśmy na zdjęciach, ale jedyne czego się nie dało- a bardzo byśmy chcieli- to smak pysznych obiadków Pani Ewy i jej mamy. Miło wspominamy również naszego przewodnika, tatę pani, który w interesujący dla nas sposób doskonale spełnił swoją rolę.


     Jesteśmy bardzo wdzięczni naszej wychowawczyni, rodzicom i wszystkim, którzy mieli swój wkład w tę wycieczkę, ponieważ dzięki nim wróciliśmy bogatsi o masę wspomnień i wiedzę, bo przecież podróże kształcą.
     Podsumowując, super ludzie, super atmosfera i umiejętności organizacyjne naszej Pani to nasz przepis na udaną wycieczkę!
     Tak więc bez wahania ja i moja klasa podpisujemy się pod popularnym hasłem:
"Dolny Śląsk. Nie do powiedzenia. Do zobaczenia."

Justyna Makarska

 
Stało się!

Wroclove!


     Stało się. Marzenie, które kiełkowało we mnie od pierwszego dnia pracy w Zespole Szkół w Kamieniu- marzenie o zorganizowaniu wycieczki na Dolny Śląsk- ziściło się w stopniu, o jakim nie śniłam. Jeśli cokolwiek w życiu wyszło Wam lepiej, niż zaplanowaliście, znacie cudowny smak szczęścia, którym upajam się od kilku dni.


ale od początku...


     Tajemnicą poliszynela jest moje pochodzenie i sposób, w jaki znalazłam się w Kamieniu- tak, tak, przywiodła mnie tu miłość. Niektórzy znajomi do dziś pukają się z politowaniem w głowę, słysząc, jak z emfazą snuję opowieści o moim podkarpackim dolce vita. Pamiętam ich szczerą troskę, kiedy w pytaniu "jak mogłaś?!", mieściło się niepomierne zdziwienie, z domieszką litości i podejrzeniem o szaleństwo... Że Polska klasy B, że pewnie nie mają tam H&M, a toalety drewniane, koniecznie z serduszkiem w skrzypiących drzwiach, na podwórku pasą się kozy, a gdyby nie wędrowne ptactwo, z pewnością nie miałabym co jeść. Zadawałam szyku na modnej podówczas "Naszej Klasie", bo żaden Londyn i żaden New York nie brzmiał równie egzotycznie jak "Kamień pod Rzeszowem". I jeszcze do tego praca w szkole! Skojarzenia ze Stasią Bozowską (pamiętacie Stasię?) nasuwały się same...
     Ale ja pokochałam i Kamień, i swoją pracę, a słuchając znajomych myślałam z wyższością przydaną tym, którzy wiedzą więcej, i wraz z ilością wyrażeń gwarowych nieustannie wtrącanych w tyrady o charakterze prywatnym- zapragnęłam pokazać uczniom bajeczną krainę mojego dzieciństwa,


ale to daleko przecież...


     Kolejne próby utworzenia listy uczestników wycieczki paliły na panewce. Za drogo. Za daleko. A po co. Aż w końcu trafiłam na grunt podatny, zagrałam za strunie sentymentalnej, snułam plastyczne wizje, rozpalając wyobraźnię Rodziców i uczniów. JEST! Ale na tym skończył się poziom "Łatwe". Organizacja wycieczki na Dolny Śląsk to nie wyjazd na targ do Sokołowa. Daleko- tylko do Wrocławia z Kamienia jest prawie 500 km, a przecież kiedy już tam jesteś- grzechem byłoby nie pokazać tajemniczych zamków, majestatycznych gór, pereł baroku, wygasłych wulkanów, słynnych sanktuariów. Więc wszędzie trzeba dojechać. Trzeba gdzieś spać, i to ze trzy noce- trzeba jeść, płacić za wstępy, nająć przewodników. Trzeba dokonać selekcji- w byle walącej się dolnośląskiej wsi stoi a to zamek, a to pałac, a to kościół wzorowany na świątyni Salomona... Każde pasmo górskie nęci, każde miasto zaprasza. Więc w czym problem? Nie sztuką jest przecież zorganizować taką wycieczkę- ustalić budżet na 700 zł i hulaj, dusza! Jest, jak jest... Chciałam to zrobić ekonomicznie. Szkotem nie jestem, ale co tam!.. Więc


ahoj, przygodo!


     Najpierw- droga. Do Rzeszowa - gimbusem, z nieocenionym panem Wyką. Potem- Polskim Busem do Wrocławia. Za 44 złote w obie strony- na piechotę byłoby drożej... 5,5h wygodnej jazdy i piastowski Wrocław wita Was! Zawsze czuję szczególny rodzaj wzruszenia, kiedy goszczę w mieście, które było moim domem przez siedem lat. A tu jeszcze mąż i tata na dworcu!, więc jestem w domu. (wybaczam brak czerwonego dywanu, kwiatów i orkiestry dętej). Pełnia szczęścia, tym bardziej, że pogoda była piękna, więc chwilę pogościliśmy w pięknym budynku wrocławskiego dworca PKP, a potem- myk!- tramwajem za jedyne 1,50 do ZOO i Afrykarium. A tam krokodyle, płaszczki i lemury, słonie, węże i motyle, czyli najsłynniejsze w Europie ZOO, z fenomenalnym Afrykarium, w którym twarzą w pysk można stanąć z morskim potworem. Myślałam, że po Afrykarium od razu zapragną Starówki, ale nie- "do ZOO chcemy", więc, ku radości św. Franciszka, przez jeszcze dwie godziny podziwialiśmy urokliwych mieszkańców wrocławskiego przybytku. Potem koiły nas chłodne mury archikatedry, a ze szczytu jej wieży podziwialiśmy panoramę jednego z najpiękniejszych miast na świecie. Spacer po Ostrowie Tumskim, kilka zdjęć i ruszamy w stronę Rynku, czyniąc po drodze sentymentalny ukłon w stronę Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławiu, mojej alma mater . Ech, Wrocławiu... dziś jawisz mi się jak zamorska kraina, nie należymy już do siebie, ale gdzieś, w głębi serca, masz zaciszną niszę. Na zawsze.
     Rynek wrocławski to miejsce kultowe. Piękne, monumentalne, kipiące życiem i dobrą energią. Jeden z największych Rynków w Europie, porażająco piękny, zawsze wypełniony gwarem rozmów, brzękiem szklaneczek. Piękny szczególnie nocą. Nad Rynkiem pyszni się budynek Ratusza, ale z zadzieraniem głowy trzeba ostrożnie- można rozdeptać krasnoludka :-)
     Wieczorem powoli dopada nas zmęczenie, a do miejsca odpoczynku- jeszcze prawie 100km. Z Muchowa dochodzą wieści- pękła rura i nie ma wody. Z marsowymi minami wsiadamy do busa i mkniemy autostradą na Pogórze Kaczawskie- w samym jego sercu, na terenie parku krajobrazowego "Chełmy", znajduje się Muchów- tam mieszkają moje Babcie, Ciocie i Rodzice, tam też, pod dachem dawnego pałacu myśliwskiego, znajduje się schronisko młodzieżowe . Na szczęście woda w kranie powróciła... I pierwsze zaskoczenie- kiedy w Kamieniu zapada zmrok, słońce na dolnośląskim niebie jeszcze wysoko, jeszcze pracowicie wyzłaca dolnośląskie plantacje rzepaku. W Muchowie sympatyczny chłodek- to zasługa mikroklimatu i bliskości gór. Muchów leży 400m n.p.m., w uroczej dolince zamieszkałej głównie przez sarny, dziki i muflony, a to jeleń wypełznie o poranku, jenot wyskoczy na dzień dobry, a i bocian czarny wpadnie na żer w pobliskich stawach. Nad wsią góruje wygasły wulkan- ostra jak tatrzańska grań Czartowska Skała.
     Noce na wycieczce nie służą bynajmniej odpoczynkowi, ale młodzi turyści okazali się nadzwyczaj grzeczni. Po sympatycznym śniadanku ruszamy w drogę- po drodze Jawor, z urokliwym rynkiem i charakterystycznymi podcieniami, jednym z dwóch w Polsce kościołów pokoju, a w zamierzchłej przeszłości- miejsce mojego urodzenia. Mały spacer i droga wiedzie do zamku Książ. Po drodze podziwiamy panoramę Sudetów, przyglądamy się kopalniom granitu, ale jest i czas na refleksje- w Rogoźnicy podjeżdżamy pod bramę byłego obozu koncentracyjnego Gross Rosen, którego więźniowie wykańczani byli katorżniczą pracą w pobliskich kamieniołomach.
     W Książu niespodzianka- jeszcze kwitną rododendrony, budząc zachwyt turystów. Sam zamek i jego monumentalna bryła (trzeci pod względem wielkości zamek w Polsce!) zadziwia młodzież. Nasyceni pięknem architektury i urokiem ogrodów pałacowych ruszamy w stronę Karłowa u podnóża Gór Stołowych, czyli

Więcej…
 
110 lat temu były "jarmarki" w Kamieniu

Jarmarki, podobnie jak dziś w Sokołowie czy Jeżowem, odbywały się w Kamieniu od 1905 roku na terenie obecnych budynków: restauracji, sklepów z materiałami budowlanymi, piekarni i zakładu gospodarki komunalnej.

Rada Gminy w Kamieniu w dniu 11 grudnia 1905 roku podjęła uchwalę o organizacji targów "jarmarcznych" w każdy wtorek tygodnia.

W tej sprawie zwróciła się z prośbą o koncesje do Wydziału Krajowego we Lwowie. Jarmarki w Kamieniu były konkurencją dla sąsiednich gmin, dlatego bardzo trudno było uzyskać koncesję. Aby przyśpieszyć prawne załatwienie, 22 lutego 1910 r. Rada gminy delegowała wójta Łacha i Marcina Szewczyka do Wydziału Krajowego we Lwowie celem przyspieszenia wydania koncesji. W trakcie tych prawnych poczynań targi wciąż miały miejsce.

Po wielu staraniach i z wielkim trudem udało się koncesje otrzymać. W załatwieniu tej sprawy pomocy udzielił poparty przez mieszkańców Kamienia w wyborach poselskich do Parlamentu Wiedeńskiego hr. H. Lasocki.

Jarmarki odbywały się w Kamieniu do czasu wybuchu drugiej wojny światowej. Po wojnie zaniechano tej formy handlu. Zorganizowano jedynie skup żywca i innych produktów rolnych poprzez powstałą Gminną Spółdzielnię i Zakłady Mięsne.

 

Informacje uzyskano z zapisów z księgi protokołów Rady Gminy.

 

Kamień 09.03.2015 r.

 

Józef Czubat

 
Na stałe w historię gminy Kamień wpisali się... - pisze Tadeusz Krawczyk

Niedługo po wyzwoleniu w Kamieniu miało miejsce pozorowane rozbrojenie Posterunku Milicji Obywatelskiej. Pamiętam, jak pewnego dnia, późnym wieczorem, pod nasz budynek gospodarczy zajechał wóz, z którego do komory w pośpiechu coś wyładowano. Była to broń i amunicja, które ukryto w pace. (Tak w Kamieniu nazywano pojemniki na zboże. To słówko dla prof. Ożoga). Kilka taśm amunicji powieszono od wewnętrznej strony drzwi, które otwierały się do środka komory. Za drzwiami pozostawiono też jeden karabin. Na drugi dzień we wsi mówiono, że w nocy był napad i została rozbrojona Milicja.

Utkwiło to mocno w mej pamięci dlatego, że kilka razy, jak tylko rodzice poszli do pracy w polu, brałem z komory karabin i naboje, wchodziłem do stodoły i przez dziurę w drzwiach urządzałem sobie strzelanie. Do czasu. Ojciec się zorientował i karabin z amunicją schował. Po pewnym czasie, już nie zauważyłem kiedy, broń została wywieziona. Nie wiem dokąd i przez kogo.

Może ktoś z mieszkańców Kamienia skomentuje to wydarzenie, o którym Ojciec zabronił mi rozmawiać, a ja nawet później, już jako dorosły, nie miałem odwagi zapytać Go o szczegóły. W czasach PRL-u o takich sprawach niebezpiecznie było wiedzieć, a tym bardziej rozmawiać.

Nie mam wiedzy źródłowej, ale myślę, że mieszkańcy Kamienia tuż po wyzwoleniu samorzutnie utworzyli Milicję w trosce o własne bezpieczeństwo przed bandami i złodziejami. Aby nie oddać broni (która w czasie okupacji była na wyposażeniu mieszkańców działających w podziemiu), upozorowano rozbrojenie posterunku, z nadzieją, że broń ta będzie jeszcze kiedyś przydatna w odzyskiwaniu pełnej suwerenności. Moje przypuszczenia, że przechowywana broń była z okresu konspiracji opieram na tym, że w karabinie, z którego strzelałem, lufa nie miała drewnianej okładziny. Trudno sobie wyobrazić, aby taka broń była na wyposażeniu MO.

 

W tym czasie komendantem Posterunku MO w Kamieniu był Antoni Zaguła. On i jego bracia Józef i Władysław, a także mój Ojciec w okresie okupacji byli w jednej komórce organizacyjnej Batalionów Chłopskich. Kiedy po latach zniewolenia podzieliłem się tym wspomnieniem z Władysławem Zagułą, bratem nieżyjącego już wtedy Antoniego, powiedział że nic o tym nie wie, ale to nic dziwnego, bo takie sprawy były w głębokiej konspiracji. Powiedział mi wtedy że, w celu rozpracowaniu konspiracyjnej działalności w Kamieniu z okresu okupacji i po wyzwoleniu, UB w Nisku aresztowało i poddało torturom jednego z mieszkańców Kamienia (szkoda że nie zapamiętałem nazwiska). Po torturach był tak słaby, że umieszczono go w szpitalu w Nisku, ale całą dobę przy drzwiach sali szpitalnej dyżurował funkcjonariusz UB, aby nikt się z nim nie kontaktował. Władysław Zaguła zmylił czujność funkcjonariusza i od pacjenta uzyskał informację że ten mimo tortur nikogo nie zdradził. Pozorowane rozbrojenie Posterunku MO nie zostało przez UB wykryte, a dowodem, że nie było zdrady jest to, że mój ojciec nie został w tej sprawie aresztowany.

 

Tadeusz Krawczyk

 
« PoczątekPoprzednia11121314151617181920NastępnaOstatnie »

Strona 16 z 21

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 30 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS