Wakacyjna "liga" piłki nożnej w Kamieniu w latach 60. |
W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w Kamieniu Centrum w piłkę nożną graliśmy prawie codziennie (z wyjątkiem zimy), po lekcjach szkolnych, na "ugorkach" za stodołami gospodarstw. Na początku wybierano spośród chętnych do gry kapitanów drużyn, którzy z kolei dobierali do siebie zawodników, raz jeden, raz drugi, mając na uwadze siłę, wartościowość i umiejętności danego "piłkarza". Boisko nie miało zaznaczonych linii bocznych, a linie końcowe stanowiły bramki zrobione z dwóch palików wbitych w ziemię o umówionej szerokości, czasami były to kamienie znalezione w pobliżu. W tym czasie nie graliśmy już tzw. "szmacianką", a gumową piłką kupioną na odpustowych kramach lub w kiosku Ruchu. Często piłki te dziurawiły się o gwoździe wystające z oszalowanej deskami stodoły. Dobrze jak mieliśmy piłkę zapasową i można było dokończyć mecz, jeżeli nie, to kończyliśmy granie, a na następne spotkanie piłkę kupował kolejny zawodnik. Raz udało się "pożyczyć" ze szkoły skórzaną piłkę przeznaczoną do gry w szczypiorniaka, której dętkę nadmuchiwano ustami zawiązując dratwą ustnik i chowano do wnętrza skóry, a szczelinę dokładnie wiązano sznurówką od buta lub mocnym sznurkiem. Wielką radością było kopać prawie profesjonalną piłkę, której żywotność była dłuższa niż gumowej.
W okresie wakacji chętnych do zabawy z piłką było więcej, bo przyjeżdżali do swoich dziadków wnukowie z miast. Jednym z nich był Leszek Story ze Stalowej Woli, innym Rysiek Majka z Wrocławia. Po wielu spotkaniach w własnym gronie znaliśmy się jak "łyse konie", dlatego postanowiliśmy poszukać innych przeciwników, by zagrać jako jedna drużyna pod nazwą "Górnik", gdyż drużyna ze Śląska była w tym czasie w czołówce I ligi, a piłkarze wzorem do naśladowanie przez naszych chłopców.
Skład drużyny przedstawiał się następująco: Czerepak Stanisław, bramkarze Kołodziej Stanisław, Surdyka Józef, obrońcy Olko Jan, Rodzeń Stanisław, Majka Ryszard, Wąsik Tadeusz, Bednarz Czesław, Bzikot Stanisław, pomocnicy Bąk Zbigniew, Wąsik Mieczysław, napastnicy Konior Edward, Story Leszek.
Nie długo musieliśmy czekać na sparingpartnera. Po namowie kolegów mieszkających w Nowym Kamieniu zorganizowali oni podobną drużynę i nazwali ją "Legia". Spośród założycieli i czynnych zawodników pamiętam: Bednarza Mieczysława, Sabata Jana, Ruraka Tadeusza, Walickiego Stanisława. Pierwszy mecz rozegraliśmy w niedzielne popołudnie na łące za obecną piekarnią GS, wypłaszając pasące się tam konie. Zapatrując się na nasze poczynania chłopcy z "Górki" założyli drużynę o nazwie "Ruch", z którą kilkakrotnie zmierzyliśmy swoje siły. Spośród wielu zawodników pamiętam: Sączawę Mieczysława, Miazgę Franciszka, Kostyrę Tadeusza i Władysława, Słomianego Stanisława, Trznadla Adama, Saja Franciszka, Józefa i Czesława, Kołodzieja Jana. Tak to powstała wakacyjna gminna liga, w której przewodził "Górnik", gdyż większość meczów zapisywał na swoje konto prowadząc w tabeli z największą ilością punktów i bramek zdobytych przez Wąsika Mieczysława, Koniora Edwarda i Storego Leszka. Aby wyróżnić się spośród pozostałych drużyn postanowiliśmy uszyć w własnym zakresie koszulki. Nie mając pieniędzy na materiał, "pożyczyliśmy" flagi będące dekoracją po świętach 1 Maja lub 22 Lipca, umieszczone na słupach sieci elektrycznej wzdłuż drogi.
Po skończonych wakacjach większość z nas rozjeżdżało się do szkół, internatów, by ponownie wrócić po ukończeniu kolejnej klasy. Trwało to przez kilka lat. Czas uciekał, byliśmy coraz starsi i każdy miał inne plany życiowe. Dwóch poszło do seminarium, dwóch wyjechało do Ameryki, wnukowie z miast już tak często nie odwiedzali dziadków, inni poszli do wojska, a niektórzy zajęli się własnymi rodzinami. Zostały wspomnienia i chęć cofnięcia czasu do lat sześćdziesiątych.
Wspominał Edward Konior
|
Wspomnienie o ks. Bolesławie Radomskim |
Szczęść Boże!
Przysyłam artykuł o ks. prof. Bolesławie Radomskim, wybitnym naukowcu, profesorze Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, którego ojciec Michał, pochodził z Kamienia.
Z wyrazami szacunku
ks. Marek Story
Ks. Profesor Bolesław Radomski
W niniejszym artykule chcemy przedstawić postać Ks. Bolesława Radomskiego, wielce zasłużonego dla polskiej nauki. Był on synem Michała Radomskiego, pochodzącego z Kamienia, który po ukończeniu studiów matematycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim, był nauczycielem gimnazjalnym we Lwowie, Jaśle, Dębicy i Sędziszowie. Tam też zmarł w 1962 r.
Ks. B. Radomski urodził się 31 X 1904 r. w Jaśle, jako syn Michała i Józefy z Heymów. W latach 1916-18 uczył się w III Gimnazjum im. Jana III Sobieskiego w Krakowie, a latach 1918-1921 w Państwowej Szkole Realnej w Tarnobrzegu, gdzie też zdał egzamin dojrzałości. W 1921 r. rozpoczął studia na Politechnice Lwowskiej, gdzie szybko zwrócił uwagę swoimi zdolnościami prof. K. Bartla, który powierzał mu różne funkcje w swoim zakładzie. Po zaledwie kilku miesiącach studiowania przeżył głębokie przeobrażenie religijne, które, ks. M. Rechowicz nazwał "wstrząsem nadprzyrodzoności". To zdarzenie spowodowało, że B. Radomski, postanowił wstąpić do Seminarium Duchowego we Lwowie. Ponieważ było to już w trakcie trwania roku akademickiego, by znaleźć się w seminaryjnych murach musiał przekonać o słuszności tej decyzji, najpierw prof. K. Bartla i rektora seminarium ks. B. Twardowskiego oraz na osobistej audiencji uzyskać zgodę ówczesnego arcybiskupa lwowskiego J. Bilczewskiego.
Za zezwoleniem arcybiskupa, zostaje alumnem seminarium i równocześnie rozpoczyna studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Lwowskiego. Dzięki swoim zdolnością i pracowitości nie tylko nadrobił braki w znajomości języków klasycznych i uzupełnił materiał już wyłożony, ale zwrócił na siebie uwagę swoich przełożonych, którzy po dwóch latach formacji i nauki, wysłali go na dalsze studia do Rzymu.
Po przybyciu do Rzymu, rozpoczyna studia na Uniwersytecie Gregoriańskim, gdzie w 1925 r. Uzyskał doktorat z filozofii, a trzy lata później na podstawie rozprawy: "De ecclesiastica interpretatione dogmatis liberi arbitrii" otrzymał promocję na doktora teologii. Pragnąc pogłębić znajomość filozofii tomistycznej, zdobył także doktorat na Studium św. Tomasza.
W 1927 r. przyjął we Lwowie święcenia kapłańskie. Po powrocie ze studiów, pracował jako wikariusz w parafii św. Wawrzyńca w Żółkwi (1929-1930), a następnie w parafii św. Anny we Lwowie, gdzie równocześnie był prefektem Gimnazjum Żeńskiego im. J. Słowackeigo (1930-1932). W tym czasie napisał pracę "Principia doctrinae de ordine mundi", w której przedstawił podstawy systemu filozoficznego o rozwoju świata (dialektyka stojąca), który ze swych zasad wyprowadza wnioski zgodne z teorią Einsteina. Pracy tej Wydział Teologiczny Uniwersytetu Lwowskiego nie przyjął jak habilitacyjnej.
Od 1933 r., do wybuchu II wojny światowej, był asystentem na tymże Wydziale. Jako stypendysta Funduszu Kultury Narodowej, odbył w latach 1933-1934 zagraniczną podróż naukową. Przeprowadził wówczas poszukiwania naukowe m. in. w Bibliotheca Vaticana, Bibliotheca Ambrosiana (Mediolan), Bibliotheque Nationale (Paryż) oraz w British Museum. Owocem tych studiów była rozprawa naukowa: "Marka Efeskiego nauka o zbawieniu", którą przedstawił jako pracę habilitacyjną na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu Warszawskiego.
Prowadził wówczas też badania nad twórczością teologiczną Eugenikosa. Aby zająć się tym zagadnieniem zaczął studiować teksty paleograficzne. Mimo luk w wykształceniu średnim, dzięki swej pracowitości w niedługim czasie znakomicie opanował grekę klasyczną. Był jednym z niewielu w Polsce erudytów, którzy tę dziedzinę wiedzy bardzo dobrze znali. W wyniku szeregu żmudnych i precyzyjnych lat studiów posiadł gruntowną wiedzę, która kwalifikowała go jako najwybitniejszego w Polsce znawcę średniowiecznej teologii bizantyjskiej.
W latach 1939-1945 był kapelanem u sióstr Felicjanek we Lwowie. W tym okresie zajmował się badaniami nad religią grecką i religijnością Słowian wschodnich oraz ich stosunkiem do ideałów chrześcijańskich. Powstały wówczas m. in. pracę: "Platonizm religii greckiej" i "trudności kulturowe rosyjskiego problemu misyjnego".Po zakończeniu II wojny światowej, w 1945 r. opuścił Lwów i zamieszkał w Łodzi. W maju tego roku został dokończony jego przewód habilitacyjny, a w grudniu nastąpiło zatwierdzenie habilitacji. Od września tego roku wykładał filozofie w Seminarium Duchownym w Łodzi i równocześnie był wykładowcą teologii pozytywnej na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu Warszawskiego
W 1946 r. zostaje mianowany kierownikiem katedry i sekcji teologii fundamentalnej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Na uczelni prowadził wykłady z teologii fundamentalnej i historii religii. 24 VI 1947 r. Ministerstwo Oświaty mianowało go profesorem nadzwyczajnym, a 27 V 1954 r. senat Kul wystąpił o mianowanie go profesorem zwyczajnym. Od 1949 r., był dziekanem Wydziału teologicznego, a ponadto przewodniczącym Senackiej Komisji Finansowej.
|
Więcej…
|
"Znałam osobiście pisarza Sławomira Mrożka" - wspomnienie o pisarzu Pani Janiny Hawro z domu Wąsik |
O pobycie w Kamieniu znanego pisarza, Sławomira Mrożka przeczytałam w 2008 roku w jego autobiograficznej książce "Baltazar". Stąd moje duże zainteresowanie wzbudził artykuł Pana Sławomira Ożoga, który wspominał go na stronie internetowej Towarzystwa Przyjaciół Kamienia.
Ja Sławomira Mrożka znałam osobiście i chcę podzielić się z Państwem moimi wspomnieniami o nim.
W okresie okupacji w domu moich rodziców, Katarzyny i Ignacego Wąsików, w Kamieniu odbywało się tajne nauczanie młodzieży przygotowującej się do egzaminów do gimnazjum, podczas którego przerabiano materiał szkoły średniej. Lekcje prowadzili nauczyciele mieszkający w Kamieniu, miedzy innymi: Józef Zygmunt, Adam Makuch, Wanda Barańska, Cymerys, Buczek (nie pamiętam imion).
Pisarz, Sławomir Mrożek razem ze swoim kolegą Arnoldem Barańskim uczestniczyli w tych lekcjach w 1940 roku, podczas pobytu pisarza u jego wuja, Ludwika Kędziora.
Jako krewny znanego wszystkim w Kamieniu przedsiębiorcy oraz jako chłopiec z miasta budził wielkie zainteresowanie rówieśników.
Spotykając go w moim rodzinnym domu zapamiętałam go jako bardzo inteligentnego i wesołego chłopca. Wyróżniał się tym, że pięknie rysował i malował. Najbardziej ciekawe dla mnie i innych dzieci były jego rysunki Myszki Miki, z którą wcześniej nikt z nas się nie spotkał.
Po latach cieszę się, że miałam szczęście poznać osobiście wielkiego pisarza, a nawet gościć go w moim rodzinnym domu.
Janina Hawro
|
Wspomnienie o moim przyjacielu Andrzeju Sączawie (29.11.1920 - 03.02.1996) |
To był Kamieniak z krwi i kości. Tu się urodził, tu mieszkał, tu przepracował całe swoje życie zawodowe, tu uprawiał ziemię, tu zmarł i na tutejszym cmentarzu został pochowany.
Ukończył szkołę podstawową w Kamieniu, jednak trudna sytuacja materialna rodziców nie pozwoliła kontynuować dalszej nauki. Dopiero jako człowiek dojrzały skończył Technikum Rolnicze.
W czasie okupacji został zmuszony do pracy w ośrodku wypoczynkowym dla niemieckich żołnierzy, który mieścił się w Górnie, w miejscu obecnego sanatorium. Pracował tam aż do wyzwolenia, tj. do 1945 roku. Kontakty nawiązane w Górnie oraz znajomość z Józefem Jabłońskim i Piotrem Rogalą, mieszkańcami Nowego Kamienia i działaczami ruchu oporu spowodowały, że podjął pracę konspiracyjną. Członkowie „Trójek wiejskich”, formacji Batalionów Chłopskich działających w Kamieniu, Józef Kumięga i Orszak Kasper wspominali: „Andrzej, młody, inteligentny chłopiec. Był bardzo pomocny w naszej pracy konspiracyjnej. Pełnił funkcję łącznika”.
Po wyzwoleniu, pełen wiary w „nową przyszłość”, podjął pracę na posterunku Milicji Obywatelskiej w Kamieniu, którego komendantem został jego kolega z okresu konspiracji Antoni Zaguła. Po aresztowaniu i skazaniu na wieloletnie więzienie Antoniego Zaguły, który należał do Narodowych Sił Zbrojnych, Andrzej zwolnił się z tej pracy, motywując swoją decyzję problemami zdrowotnymi. Tak naprawdę nie widział się w roli milicjanta.
W 1943 roku założył rodzinę. Razem z żoną Janiną, z domu Wąsik, wychowali, wykształcili i wyprawili w świat czworo dzieci: Stanisława, Tadeusza, Jerzego i Marię. Uprawiali z powodzeniem 3-hektarowe gospodarstwo rolne. Andrzej był zdolnym krawcem, prowadził zakład krawiecki i przygotowywał młodych adeptów do tego zawodu. Może ktoś wspomina jeszcze dziś wygląd szytych przez niego spodni.
Na fotiografiach od lewej Andrzej Sączawa, jego żona Janina, synowie Jerzy i Tadeusz, obok zdjęcia córki Marii i syna Stanisława
Jego żywiołem była jednak działalność społeczna polityczna, interesowały go sprawy ludzi, potrafił z nimi rozmawiać, był dla bliźnich, jako jeden z nich, wiarygodny.
Po wyzwoleniu został członkiem Stronnictwa Ludowego, działaczem powstających w Kamieniu: Gminnej Spółdzielni, Kółka Rolniczego, Banku Spółdzielczego oraz członkiem gminnych, powiatowych i wojewódzkich władz tych organizacji. Zajmował kierownicze stanowiska - Wiceprezesa Gminnej Spółdzielni, Prezesa Kółka Rolniczego, Prezesa Zarządu i Dyrektora Banku Spółdzielczego. Spełniał się jako radny Rady Gminy w Kamieniu i jako jej wieloletni przewodniczący. Przez 14 lat pełnił społecznie funkcję Prezesa Zarządu Gminnego Polskiego Stronnictwa Ludowego i Prezesa Gminnego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację.
Zawsze dbał o interesy rolników i mieszkańców wsi, czego przykładem jest jego sprzeciw wobec obowiązkowych dostaw i kolektywizacji gruntów. W walce o nie potrafił użyć mocnych argumentów, co nie podobało się jego przełożonym. Z tego powodu miał problemy w pracy, był karany finansowo brakiem nagród czy premii.
Jego pracę społeczną i polityczną doceniono w 1979 r., odznaczając Andrzeja Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski
Uważam, że jego zasługą było wyremontowanie pomnika Grunwaldu, znajdującego się obok Kościoła w Kamieniu, który w 1977 roku, pomimo sprzeciwu władz wojewódzkich, został przez niego uroczyście odsłonięty. Przyczynił się również do wybudowania pomnika Poległych Członków Ruchu Oporu w Łowisku .
Prezes Zarządu Gminnego PSL Andrzej Sączawa podczas dsłonięcia wyremontowanego pomnika "Grunwaldu"
Dużo społecznej pracy poświecił budowanym w latach 1950-1980: Gminnemu Ośrodkowi Kultury, Ośrodkowi Zdrowia, remiz strażackich, miejscowym szkołom i drogom oraz lecznicy dla zwierząt, która miała powstać w Jeżowem. Dzięki jego zabiegom i pomocy Wiktora Legutki, ówczesnego Przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej w Nisku zmieniono lokalizację i wybudowano ją w Prusinie, by rolnicy z Jeżowego mogli również z niej korzystać.
Był człowiekiem czynu, inicjatorem i sumiennym wykonawcą takich przedsięwzięć, jak: elektryfikacja, melioracja gruntów, budowa wodociągów, które zmieniły całkowicie oblicze wsi.
Zalicza się go do grona organizatorów Zawodowej Szkoły Przysposobienia Rolniczego, która była pierwszą szkołą średnią w Kamieniu i ma wielu absolwentów. Dawała ona w owym czasie możliwość nauki bez konieczności uciążliwych dojazdów do miasta i kosztów z tym związanych.
Dzięki swojej sile przekonywania i wiedzy rolniczej potrafił zachęcić rolników w Kamieniu do wprowadzenia produkcji upraw przemysłowych, takich jak len, rzepak, buraki cukrowe czy bobik. Pozwoliło im to wzbogacić się oraz zmodernizować swoje gospodarstwa.
On sam żył skromnie, nie zabiegał o własne dobra. Do pracy z Nowego Kamienia dojeżdżał rowerem, jak mówił „rosyjskim, bo tańszy i trwalszy od polskiego”. Kochał grać w brydża.
Józef Czubat
Pana Andrzeja znałem bardzo dobrze. Przez lata byłem klientem jego pracowni krawieckiej. Był człowiekiem otwartym i ciekawym świata. Uwielbiał dyskusje. Mimo, że byłem od niego o 15 lat młodszy, to przychodząc do przymiarki rezerwowałem sobie czas na dłużą rozmowę, bo wiadomo było, że taka będzie. Jego pasją była także gra w brydża. Jeżeli nie mieliśmy czwartego, to pewnym było, że mimo nawału pracy Pan Andrzej nie odmówi.
Tadeusz Krawczyk
|
|
|