Wspomnienia Anny Szot z domu Piróg |
Anna Szot z domu Piróg, urodzona 30 września 1930 roku w Nowym Kamieniu w domu.

Anna Szot z domu Piróg c. Antoniego i Anieli Piróg
"Wojna wybuchła we wrześniu. W domu wspólnie mieszkaliśmy z tatą Antonim Pirogiem (mama już nie żyła), babcią Anną Piróg (mamą taty) i rodzeństwem: bratem Józefem, siostrą Genowefą i najmłodszym bratem Franciszkiem. W moim domu wcześniej nic o wojnie nie mówiono, by nie straszyć dzieci. Mnie, dziecku początek wojny kojarzy się z samolotami, które latały bardzo nisko, bombardowały, spowodowały wiele pożarów na Nowym Kamieniu. Mój tata lubił konie, były ładne, zadbane i miał ładną bryczkę. Wójt Kamienia - Niemiec Jerzy Schneickart zawiadamiał tatę, że będzie potrzebna podwózka. Wójt mieszkał w Nowym Kamieniu (dziś tam mieszka Małyska, sąsiadka Rodziny Piekutów, Piekut był dwa razy żonaty, miał 3 synów Ignacego, Józefa, a najmłodszego Stanisława zabili Niemcy).
W pamięci utkwiła mi łapanka, którą przeprowadzili Niemcy w święto Trzech Króli 6 stycznia 1943 roku. Wcześnie rano wieś została otoczona przez Niemców. Szli od pól w niedalekiej odległości od siebie w stronę domostw, na ulicy też stali. Dzień był straszny, padał śnieg, była zadymka. Niemcy wchodzili do domów i pytali o osoby, które tu mieszkają. Ja w tym dniu wraz z rodzeństwem byłam z babcią w domu. Bardzo baliśmy się Niemców. Mnie Niemiec kazał wstać, popatrzył na mnie i stwierdził, że jestem za młoda i za mała do pracy. Gdy nie spotkali w domu dorosłych, to przeszukiwali obejścia i domy. Mój tata ukrył się w stajni za drzwiami. Od nas nie wzięli nikogo. Od naszych sąsiadów także (rodzina Marutów i Baranów). Później dowiedzieliśmy się, że osoby które były rano w kościele „na rannym” (msza o 7 rano), już nie wróciły do domów. Zgromadzono ich w szkole w Kamieniu, zapakowano na samochody, wywieziono ich do Łętowni. Odjeżdżając, śpiewali „Serdeczna matko”. W czasie wojny Niemcy przychodzili na nasze podwórko z bronią na plecach (trzech czasem czterech) kazali zawiadomić ojca, że ma ich w konkretne miejsce zawieść. Gorsi byli Niemcy, budzili strach, baliśmy się na sam ich widok, zapamiętałam tupot nóg i broń, którą nosili na plecach, byli dobrze ubrani. Rosjanie przyszli w lipcu 1944 roku, broń mieli na powrózkach, zawieszali ją na plotach, byli licho ubrani, szukali mleka i jedzenia. Rosjanie zajęli nasz dom. Dom był drewniany, kryty dachówką, składał się z dużej izby, sieni, w której babcia gotowała, i komory. W dużej izbie było 2 okna były w nich szyby, w sieni było jedno, piec był z cegły bielony, służył dzieciom do spania. W dużej izbie były 2 łóżka, kanapa, stół i drewniana ławka. Rosjanie pozwolili babci w sieni gotować dla nas, my spaliśmy w stodole. Rosjanie nie byli tacy groźni, wyświetlali filmy (głównie rosyjskie, wojenne).
|
Więcej…
|
Wspomnienia Edwarda Sochy |
Edward Socha urodzony w 1927 roku w Kamieniu na Prusinie.

Edward Socha
"Gdy miałem 12 lat wybuchła wojna, dowiedziałem się o tym fakcie od rodziców. Oni rozmawiali o wojnie. We wrześniu 1939 roku do Kamienia wkroczyło wojsko niemieckie. Szli drogą i ja ich widziałem. Byli dobrze ubrani, uzbrojeni i najedzeni.
W styczniu 1942 roku, gdy miałem 15 lat, zostałem wywieziony na roboty przymusowe. O konieczności wyjazdu zostałem poinformowany przez gminę. Byłem na liście osób wskazanych do pracy. Zgłosiłem się w wyznaczonym terminie do gminy. Stamtąd wraz z innymi zostałem zawieziony do Rzeszowa. Z Kamienia było ponad 20 osób. Z Rzeszowa pociągiem, który był cały załadowany takimi samymi nieszczęśnikami jak ja, dojechałem do Krakowa. Tam czekaliśmy prawie tydzień, gdy był już cały skład skompletowany, rozpoczęła się podróż do Wiednia. Podróż nie trwała zbyt długo, bo u Niemców była dobra organizacja i surowa dyscyplina. To było widoczne na każdym miejscu. Tam we Wiedniu nas rozdzielono do gospodarzy (bauerów). Zostałem przydzielony do gospodarza, który nazywał się Andreas Kandler i mieszkał w miejscowości Kammersdorf nr 29 (w Dolnej Austrii, około 50 km od Wiednia). Piechotą dotarłem do mojego nowego miejsca pobytu. Przyjęła nas żona gospodarza, zaraz dała nam jeść. Żona bauera była bardzo dobra, a gospodarz okrutny. W ich domu były portrety Hitlera (jeden przy wejściu w sieni nad drzwiami, a drugi w jego gabinecie). Gospodarz był także urzędnikiem, zarządzał gminą, nikt mu w tym nie pomagał. Wydawał broń, amunicję, szkolił starszych mieszkańców miejscowości do walki. Wraz ze mną u nich był jeszcze jeden mężczyzna, który pochodził spod Krakowa i pani, była nauczycielką, mieszkała w Krakowie i została schwytana w czasie ulicznej łapanki. Nic nie umiała robić w gospodarstwie.
Każdego ranka budziła nas gospodyni, głośno krzyczała - aufstehen. Latem na długim dniu już o 4 rano zaś jesienią, zimą przy krótszym dniu godzinę później. Z tym Polakiem spod Krakowa mieliśmy wspólne pomieszczenie, a kobieta miała oddzielne. Najpierw zajmowaliśmy się obrządkiem zwierząt hodowanych w gospodarstwie: krowami - było ich 4 lub 5, świniami - 15, zaś inny parobek zajmował się końmi. Później szliśmy w pole do pracy, z nami szła gospodyni. Ona była bardzo pracowita. Na wsi panował wzorowy porządek, gdy zdarzały się awantury, konflikty, wzywana była policja. W południe, gdy dzwony biły w kościele, to była „święta godzina”, była przerwa. Wracaliśmy do gospodarstwa, najpierw zajmowaliśmy się zwierzętami, a dopiero później był czas na nasz posiłek. Na długim dniu dostawaliśmy 5 razy jedzenie, a na krótkim 3 razy. Gdy gospodyni wołała na obiad, trzeba było natychmiast przyjść. Jedliśmy wspólnie z rodziną gospodarza. Na stole stał garnek, były postawione talerze, każdy nalewał sobie i musiał to wszystko zjeść. Dyscyplina była okropna. Dotyczyła zarówno nas robotników przymusowych, jak i innych mieszkańców miejscowości. Raz się przydarzyło, że stary dziadek, który mieszkał w tej wsi, bez zezwolenia i badania zabił świnię, zaraz za 2 dni zjawili się u niego policjanci i zabrali ze sobą nieposłusznego, wywieźli ze wsi i dopiero po 2 miesiącach kary go wypuścili. Policjanci pojawiali się we wsi zawsze we dwóch, przyjeżdżali motorem lub samochodem. Po obiedzie pracowaliśmy w obejściu lub szliśmy z powrotem w pole. Nie wolno było w ciągu dnia sobie usiąść, odpocząć, tylko ciągle pracować. Miejscowość była położona w terenie górzystym. Gospodarze w tej miejscowości mieli piwnice pełne wina. Za namową Polaka, który także był na robotach, uczestniczyłem w wyprawie po wino. Patrzyłem jak otwierał zamki wytrychem, by dostać się do piwnicy. W ogromnych beczkach leżakowało wino, trochę spuściliśmy, a ubytek w beczce uzupełniliśmy niezbyt czystą wodą zaczerpniętą z rowu. Nie pozostawiliśmy śladów włamania, jednak ktoś nas widział i doniósł na policję. Sąd nad nami odbył się we wsi, przyjechał sędzia. Mój gospodarz mnie bronił, zaś ten, któremu troszkę podebraliśmy wina, twierdził, że nie było śladu włamania i nic mu nie zginęło. Miałem wielkie szczęście, mogłem być osądzony i skazany na śmierć. W miejscowości, w której przebywałem Niemka urodziła dziecko, ojcem był Polak przebywający na robotach, jej mąż był na wojnie. Mężczyznę tego rozstrzelano, ciało jego leżało 24 godziny przy drodze, nie wolno go było ruszyć, po tym czasie zjawił się grabarz, zabrał je i je pochował.
|
Więcej…
|
|
Spotkanie z Autorem książki "Kamień i Steinau w pożodze I wojny światowej" |
Działalność wydawnicza Towarzystwa Przyjaciół Kamienia jest coraz bardziej znaczącym aspektem aktywności lokalnych społeczników. Wiedza o małej ojczyźnie jest bowiem wartością niezwykłą. Historia gminy jest tak bogata, że jej odkrywanie i opisywanie jest przygodą, która w zasadzie nie ma końca. Warto również zaznaczyć, że do waloru edukacyjnego tego typu działalności dodać trzeba i walor wychowawczy, ponieważ wiedza przekłada się także i na sferę emocjonalną, dzięki czemu człowiek w sposób szczególny wiąże się z ziemią, na której się urodził i wychował. Co ciekawe, historia Kamienia inspiruje nie tylko członków TPK (czy też w ogóle mieszkańców wioski i gminy), ale również osoby, które w żaden sposób z tą ziemią nie są związani.
Tak jest właśnie w przypadku dra Sławomira Kułacza. Niespełna rok temu w Zespole Szkół w Kamieniu zaprezentował wyniki swych badań dotyczących wojennego cmentarza z czasów I wojny światowej. Zrodził się wtedy pomysł, aby ta wiedza została spożytkowana i utrwalona dla przyszłych pokoleń. Wymagało to jednak jeszcze większej pracy.I oto 4 kwietnia 2017r. w siedzibie Szkoły Muzycznej w Kamieniu dr Sławomir Kułacz zaprezentował efekt swej wielomiesięcznej pracy - książkę pt. „Kamień i Steinau w pożodze I wojny światowej”. Spotkanie rozpoczął prezes TPK Józef Czubat, witając Autora oraz licznie przybyłych gości.

Następnie zaprezentował sylwetkę dra Kułacza, prosząc go o to, by omówił swe dzieło. Prezentacja (także multimedialna) była bardzo wyczerpująca. Autor rozpoczął, jak najbardziej słusznie zresztą, od przedstawienia ogólnej sytuacji historycznej, po czym przeszedł do wydarzeń już stricte związanych z działaniami bojowymi, które miały miejsce na tych ziemiach w latach 1914 – 1915. Bardzo szczegółowa analiza pozwoliła zebranym lepiej zrozumieć specyfikę tamtych wydarzeń.

Wielokrotnie pojawiała się nazwa XV Korpusu – jednostki armii austro-węgierskiej, która walczyła z oddziałami rosyjskim na tym terenie. Druga część książki zatytułowana jest „Groby, groby, groby”. Autor wykonał znakomitą pracę w austriackich archiwach i dotarł do szczegółowych informacji dotyczących faktu pochowania na kamieńskim cmentarzu żołnierzy wojsk austro-węgierskich (a także nielicznych żołnierzy rosyjskich). W 91 grobach pochowano łącznie 101 osób. Dr Kułacz odnalazł akta, które zawierają nazwiska poległych (a także miejsce i przyczynę śmierci). Znakomitym dopełnieniem książki jest część poświęcona tym mieszkańcom gminy Kamień, którzy walczyli zarówno w armii austro-węgierskiej, jak i w Legionach Polskich.

Po krótkiej przerwie nastąpiła druga część spotkania. Wójt Gminy Kamień Ryszard Bugiel pogratulował Autorowi i podziękował za książkę, która tak wydatnie wzbogaciła wiedzę o naszej gminie. Podziękował także prezesowi TPK Józefowi Czubatowi za jego wysiłek i zaangażowanie. W toku dalszej dyskusji Autor opowiadał o specyfice swej pracy, wyjaśniał, jakie motywy skłoniły go do napisania tej książki i odpowiadał na pytania dotyczące jego publikacji. Na zakończenie każdy z uczestników otrzymał jeden egzemplarz książki wraz z autografem i pamiątkowym wpisem Autora.
Spotkanie to było świętem dra Sławomira Kułacza, było podsumowaniem i ukoronowaniem jego pracy. Nie zajmuje się on zawodowo historią – jest językoznawcą. Pisanie książki zbiegło się z pracą związaną z zakończeniem studiów doktoranckich i obroną rozprawy. W międzyczasie został również szczęśliwym małżonkiem. Na tym większe podziękowania zasłużył, bowiem w natłoku obowiązków potrafił wygospodarować czas i znaleźć siły również i na książkę o Kamieniu. Liczymy, że taprzygoda z historią Kamienia nie jest przygodą ostatnią i już wkrótce cieszyć się będziemy z kolejnych owoców jego historycznego hobby.
 Kamień 24 04 2017
Opracował dr Sławomir Ożóg
Zdjęcia Centrum Kultury w Kamieniu
|
Kalendarz Towarzystwa Przyjaciół Kamienia |
Szanowni Państwo,
prezentowany "Kalendarz" wydano dzięki wsparciu finansowemu Przedsiębiorcy Pana Stanisława Bednarza.
|
|