wtorek, 19 marca 2024r.
Home
Strona internetowa Towarzystwa Przyjaciol Kamienia w Kamieniu.
Studnia "Browarska" w sołectwie Kamień-Górka PDF Drukuj Email
poniedziałek, 11 marca 2024 21:09

     Dzięki staraniom i pracy Sołtysa wsi Józefa Piekuta, Radnego Gminy Kamień Stanisława Sudoła, Tadeusza Magdy i Józefa Piroga odnowiono zabytkową studnię.

Pierwszy z lewej: Sołtys Józef Piekut,
obok Radny Gminy Kamień Stanisław Sudoł

 

Kamień, 2024-03-10

 
Rodzina Dalentów z Kamienia - emigracja PDF Drukuj Email
wtorek, 05 marca 2024 16:41

     Pozdrawiam wszystkich Dalentów w Kamieniu. Emigracją Dalentów zainteresowałem się podczas badań genealogii mojej rodziny. Dalenta to nazwisko rodowe mojej matki. Badając jej historię w Polsce, odnalazłem wielu innych krewnych. Część z nich wyemigrowało z Polski do Francji i Stanów Zjednoczonych. Pan Józef Czubat poprosił mnie o rekapitulację posiadanych informacji na temat Dalentów, którzy wyemigrowali z Kamienia.

     Dalentowie opuścili Kamień głównie z powodów ekonomicznych. Wraz z nadejściem rewolucji przemysłowej w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych wzrosło zapotrzebowanie na dużo taniej siły roboczej dla kopalń, hut, rolnictwa, zakładów włókienniczych i fabryk. Emigranci z krajów takich jak Polska zaspokoili tę potrzebę. Dalentowie z Kamienia dobrowolnie wyemigrowali do Francji do pracy na roli oraz do amerykańskich stanów Connecticut i Massachusetts, gdzie znaleźli pracę w fabrykach i zakładach włókienniczych Rhode Island.

     Nie należy również zapominać, że w czasie II wojny światowej wielu mieszkańców Kamienia wyjechało do Niemiec jako robotnicy przymusowi lub jeńcy wojenni. Chociaż nie wyemigrowali dobrowolnie z powodów ekonomicznych, to jednak pozostali tam na stałe.

     Z informacji, które udało mi się zrekonstruować, wymienieni poniżej Dalentowie wywodzą się począwszy od 1800 roku od Sebastiana Dalenty i Katarzyny Bałut z domu nr 207 w Kamieniu, a następnie od ich synów Jana Dalenty (żonatego z Marianną Sądej) i Andreasa Dalenty (żonatego najpierw z Honoratą, a po jej śmierci z Margarethą Lichwiarz).


     JÓZEF DELENTA. Urodził się 24 stycznia 1892 r. w Kamieniu pod numerem 207. Syn Zofii Delenty (córki Sebastiana Dalenty i Katarzyny Bałut). W wieku 17 lat wyemigrował z portu w Bremie w Niemczech 2 lutego 1909 roku na pokładzie statku SS Kronprinzessin Cecilie i przybył na Ellis Island w Nowym Jorku 10 lutego 1909 roku. Z listy pasażerów wynika, że jego najbliższą krewną w Polsce była matka Zofia Delenta w Kamieniu. Z Kamienia przyjechał także 32-letni Antoni Bałut. Celem podróży było miasto Warren w stanie Rhode Island, gdzie mieszkała siostra Antoniego. Później Józef przeniósł się do Chicago, gdzie pracował jako nitownik. Zginął tam tragicznie, gdy według artykułu w „Dzienniku Chicagoskim” przypadkowo się postrzelił i zmarł w szpitalu 29 czerwca 1913 r. w wieku 21 lat. Zgodnie z aktami spadkowymi, 17 lipca 1913 r. Maria Juchno została wyznaczona na wykonawcę testamentu, która miała rozporządzać jego majątkiem.

Zeskanowany obraz aktu urodzenia Józefa Delenty


     WOJCIECH DALENTA. Urodził się 23 kwietnia 1886 roku w Kamieniu. Syn Jana Dalenty i Marianny Sądej. Był bratem Józefa, Angeli, Piotra, Andrzeja i Antoniego Dalentów. Wojciech wyemigrował do Stanów Zjednoczonych z Antwerpii w Belgii 14 maja 1904 r. i dotarł do Nowego Jorku 24 maja 1904 r. na pokładzie statku SS Finland. Na liście pasażerów statku figuruje jako Wojciech „Delenty”, lat 16. Podróżował w grupie z Kamienia, z emigrantami z okolic Kamienia oraz Niska. Na tym samym statku wymienieni są: Marcin Socha - 11 lat, Jan Bednarz - 40 lat, Piotr Bladek - 33 lata i Jan Kumiega - 27 lat. Z listy wynika, że celem podróży Wojciecha było Chicopee w stanie Massachusetts, aby dołączyć do swojego przyjaciela Franciszka Pieroga, który już tam mieszkał. Następnie Wojciech poznał Katarzynę Pieróg, z którą pobrał się 21 sierpnia 1916 roku w Hartford w stanie Connecticut. Mieli troje dzieci, z których jedno - Walter, był strzelcem ogonowym w samolocie bombowym B-24 Sił Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych. Zginął on 29 grudnia 1944 r. w wieku 22 lat, gdy samolot został zestrzelony ogniem artylerii przeciwlotniczej podczas misji zbombardowania stacji kolejowej na przełęczy Brenner w Alpach, na granicy Włoch i Austrii. Wojciech przez 16 lat pracował jako mechanik w United Aircraft w Hartford. Został naturalizowany jako obywatel USA 18 grudnia 1930 roku. Zmarł 3 listopada 1965 roku w Hartford w wieku 79 lat.

Skan rekordu listy pasażerów przylotu dla Wojciecha „Delenty”


     PIOTR DALENTA. Urodził się 24 czerwca 1889 roku w Kamieniu. Syn Jana Dalenty i Marianny Sądej. Wyemigrował do Stanów Zjednoczonych z Bremy 9 października 1909 r., docierając do Nowego Jorku 18 października 1909 r. na pokładzie statku SS Prinz Friedrich Wilhelm. Na liście pasażerów statku figuruje jako Piotr „Dulanta”. Na liście widnieje nazwisko i adres jego najbliższego krewnego w Polsce Jana Dalenty w Kamieniu. Piotr wyjechał z Nowego Jorku do swojego brata Wojciecha, który mieszkał w Holyoke w stanie Massachusetts. Następnie poznał Franciszkę Bochanek, z którą ożenił się 16 maja 1911 roku w Hartford. Mieli 5 dzieci. Pracował jako dozorca budynków biurowych. Został naturalizowany jako obywatel USA 26 kwietnia 1943 roku. Zmarł 10 maja 1957 roku w Hartford w wieku 67 lat.

Piotr Dalenta, ok. 1940 r.

Więcej…
 
Śluby Kamieńskie 1890-1942 PDF Drukuj Email
niedziela, 14 stycznia 2024 14:15

     Badając historię rodzinną dla zaspokojenia własnej ciekawości lub jak to robią niektórzy - spisując skrzętnie dla potomnych „książki rodzinne” ze wspomnieniami i danymi o minionych faktach z życia przodków, którzy już odeszli, bądź jak zdesperowani rodzice, co kilka lat na potrzeby stworzenia drzewka genealogicznego dla dziecka, jako pracy domowej - musimy (prędzej czy później) zaglądnąć do Ksiąg Małżeństw lokalnej parafii, lub Urzędu Stanu Cywilnego, - które zwierają bardzo wiele przydatnych danych (czasami nawet jeden wpis potrafi dostarczyć odpowiedzi na wiele zagadek i tajemnic rodzinnych).

     Kamień ze względu na swoją historię posiada dość ograniczone zasoby metrykalne, a zapisy z lat 1826-1889 dostępne są wyłącznie w Archiwum Archidiecezji Przemyskiej. Oryginalne księgi z lat 1890-1946 zostały zabrane z parafii i zasiliły nowo utworzony Urząd Stanu Cywilnego PRL. Część ksiąg ze względu na przekroczenie odpowiednich zakresów dat trafiła stamtąd już do Archiwum Państwowego w Rzeszowie, gdzie zostały zeskanowane i opublikowane w Internecie, a pozostałe wciąż są dostępne w Urzędzie Gminy. Co ciekawe roczniki dla części Kamienia w parafii Jeżowe z lat 1890-1905 oraz 1909 w formie ekstraktów / kopii ksiąg (księgi urodzeń, małżeństw i zgonów dla miejscowości Cholewiana Góra, Jata, Jeżowe Kamień, Nowosielec, Sojkowa (Sójkowa), Zalesie, Steinau) z USC Jeżowe trafiły do Archiwum Państwowego w Sandomierzu.

     Dzięki zmianie przepisów o dostępie do materiałów archiwalnych oraz wparciu i przychylności dla badań genealogicznych p. Rafała Kozioł - Kierownika USC w Kamieniu mogłem wykonać skany ksiąg metrykalnych, które w głównej mierze zindeksowała (przepisała) p. Urszula Posłuszny - pasjonatka i badaczka naszej lokalnej historii, której artykuły ukazywały się w minionych latach na łamach tego czasopisma, a które to indeksy posłużyły do stworzenia listy „Kamieńskich Ślubów 1890-1942”. Należy w tym miejscu rozróżnić kilka części tabeli (dostępnej na stronie internetowej Towarzystwa http://www.tpkamien.pl/) zawierającej spis wszystkich małżeństw zawartych w Kamieniu w latach 1890-1942. Ze względu na specyfikę prowadzenia w parafiach Galicji ksiąg stanu cywilnego każda wieś powinna mieć prowadzoną osobną książkę metryczną, zdarzało się nawet, że każdy przysiółek posiadał takową. Skoro Kamień był podzielony między parafię Górnieńską i Jeżowską, mamy już dwie osobne pozycje, do tego dochodzi Steinau, które przed 1907 należało do Jeżowego, następnie zostało dołączone do utworzonej samodzielnej parafii Kamieńskiej a w 1924 przemianowane na Nowy Kamień. Mamy zatem 3 osobne księgi małżeństw do analizy, a należy pamiętać, że zwyczajowo ślub był przypisany do miejsca zamieszkania panny młodej.

     Indeksacja księgi metrykalnej polega na przepisaniu aktu stanu cywilnego (w naszej okolicy - czyli dawnej Galicji prowadzonej głównie po łacinie; natomiast w zależności od zaboru i daty spisania były to również rosyjski, niemiecki i polski) do specjalnego arkusza kalkulacyjnego, który następnie wysyłany jest do ogólnopolskiej bazy danych. Największą tego typu bazą jest Geneteka - Poskiego Towarzystwa Genealogicznego, w której można przeszukać i uzyskać dodatkowe informacje (w przypadku małżeństw: numer domu, dane rodziców państwa młodych, dokładna data i ich wiek w momencie zawarcia ślubu) dostępna pod adresem www.geneteka.genealodzy.pl gdzie należy wybrać województwo oraz parafię miejsca zdarzenia z uwzględnieniem ówczesnej przynależności (są dostępne zarówno Górno, Jeżowe jak i Kamień).


Skany wspomnianych wyżej ksiąg można przeglądać pod adresami internetowymi:

1. Księga małżeństw
- Kamień 1896-1906 (z par. Jeżowe) - indeksowała p. Urszula Posłuszny (263 wpisy)
Archiwum Państwowe w Rzeszowie
https://www.szukajwarchiwach.gov.pl/en/jednostka/-/jednostka/31459156

2. Księga małżeństw łączona
- Kamień 1890-1895 (z par. Jeżowe) - indeksował p. Krzysztof Bielak (83 wpisy)
- Kamień 1890-1907 (z par. Górno) - indeksował Tomasz Sączawa (272 wpisy)
- Kamień 1908-1942 (z par. Kamień) - indeksowała p. Urszula Posłuszny (1029 wpisów)
Urząd Stanu Cywilnego w Kamieniu (skany wykonał Tomasz Sączawa)
https://fotolubgens.lubgens.eu/index.php?/category/1009

3. Księga małżeństw
- Steinau 1907-1924 oraz Nowy Kamień 1924-1942 - indeksował Tomasz Sączawa (101 wpisów)
Urząd Stanu Cywilnego w Kamieniu (skany wykonał Tomasz Sączawa) https://fotolubgens.lubgens.eu/index.php?/category/1012

 

     Składam najserdeczniejsze podziękowania p. Urszuli Posłuszny za ogrom pracy i czasu włożonego w dzieło indeksacji ksiąg metrykalnych (również z innych parafii) i popularyzacji historii Kamienia. Dziękuję również p. Krzysztofowi Bielak, który jako pierwszy zaczął indeksację z ksiąg przekazanych do AP w Sandomierzu.

     W tym miejscu zapraszam wszystkich do przeglądnięcia tabeli, do której dane przygotowała i przekazała Pani Urszula Posłuszny (dostępnej na stronie internetowej Towarzystwa http://www.tpkamien.pl) z zapisem ponad tysiąca siedmiuset ślubów mieszkańców naszego Kamienia i odszukania swoich bezpośrednich przodków jak również zaglądnięcia do wspomnianych adresów internetowych, aby jeszcze bardziej zagłębić się w naszą Kamieńską genealogię rodzinną.

TABELA


Tomasz Sączawa

 
"SPRAWIEDLIWI WŚRÓD NARODÓW ŚWIATA" MARTA I WŁADYSŁAW MIAZGOWICZOWIE WE WSPOMNIENIACH CÓRKI KRYSTYNY MIAZGOWICZ-ŚLEZIŃSKIEJ PDF Drukuj Email
czwartek, 11 stycznia 2024 18:26

     MOI RODZICE

     Marta Miazgowicz z domu Wianecka

     Urodziła się 01. 12. 1917 r. w Żabnie gm. Radomyśl nad Sanem, jako córka Marianny z d. Gębala i Franciszka Wianeckich. Miała troje rodzeństwa: siostrę Annę i braci - Jana i Adama. Jej rodzice byli rolnikami, właścicielami dużego gospodarstwa wyposażonego w niezbędne na owe czasy maszyny i sprzęt. Przez pewien czas ojciec był wójtem, zwracał uwagę na wzajemną pomoc, sam dając jej przykład. Użyczał sąsiadom swoich maszyn, a oni pomagali mu w pracach polowych. Osiągane dochody były przeznaczane na rozwój gospodarstwa oraz kształcenie dzieci.

Marta Miagowicz z d. Wianecka

     Marta uczęszczała kolejno do szkół w Żabnie, Radomyślu i Rozwadowie, a następnie do gimnazjum w Nisku. Ukończyła je w roku 1937, zdając egzamin maturalny i uzyskując świadectwo dojrzałości.

     W Nisku poznała Władysława Miazgowicza, pracownika Urzędu Skarbowego i 29 lipca 1937 r. wyszła za niego za mąż. Ślub odbył się w kościele parafialnym w Radomyślu.

 

     Władysław Miazgowicz

     Urodził się 28. 06. 1911 r. w Kamieniu Prusinie, jako syn Walerii z d. Socha i Józefa Miazgowiczów. Miał pięcioro młodszego rodzeństwa: Marcina, Emilię, Stanisławę, Józefę i Eugeniusza oraz starszego przyrodniego brata Józefa. Rodzice byli rolnikami, a także właścicielami dobrze prosperującego sklepu. Dorastał więc we względnie zamożnej rodzinie, mając obowiązki typowe dla wiejskiego chłopca: w domu, gospodarstwie, a potem w szkole. Do roku 1918 Kamień znajdował się w zaborze austriackim i z tego okresu do końca życia Władysław wspominał tragiczne zdarzenie, którego był świadkiem jako czterolub pięcioletnie dziecko. Wydarzenie to związane było ze sklepem jego ojca, którego działanie bardzo nie podobało się handlującemu na tym terenie żydowskiemu sklepikarzowi. Chcąc doprowadzić do jego likwidacji, fałszywie oskarżył właściciela o jakieś przestępstwo i wraz z austriackim żandarmem przyszedł „wymierzyć sprawiedliwość”. Nie wiadomo, czy pobicie do nieprzytomności (na oczach żony i małego synka) właściciela sklepu było jedynym „zadośćuczynieniem” i czy pomogło oskarżycielowi zwiększyć dochody, ale sklep się ostał i potem w wolnej Polsce działał bez przeszkód. Jednak pobity skutki „wizyty” odczuwał do końca życia, a zmarł w 1940 roku w wieku 63 lat[1].

Władysław Miazgowicz

     Władysław naukę pobierał w wolnej już Polsce. Po skończeniu szkoły w Kamieniu uczęszczał do Gimnazjum w Nisku, w którym w roku 1931 zdał egzamin maturalny i uzyskał świadectwo dojrzałości. Po maturze odbył roczną czynną służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy we Włodzimierzu Wołyńskim, którą ukończył w 1932 r. jako oficer rezerwy artylerzysta. Następnie rozpoczął studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie na wydziale prawa. Ze względów zdrowotnych przerwał je już po trzech latach i podjął pracę w Dziale Katastralnym w Urzędzie Skarbowym w Nisku. Tam poznał wspaniałą dziewczynę, uczennicę tego samego gimnazjum, do którego wcześniej uczęszczał - Martę Wianecką. W roku 1937, po zdaniu przez nią egzaminu maturalnego, 29 lipca młodzi zawarli związek małżeński.

Zdjęcie ślubne Marty i Władysława 29.07.1937 r.

 

     CZAS WOJNY

     Młode małżeństwo zamieszkało w Nisku. Mąż nadal pracował w Urzędzie Skarbowym, a żona ukończyła roczny kurs handlowy, zorganizowany w Nisku dla przyszłych pracowników powstającej Stalowej Woli. We wrześniu 1938 roku przyszło na świat ich pierwsze dziecko, córka Krystyna, czyli ja. W październiku radość z powiększenia rodziny została przytłumiona śmiercią Marianny Wianeckiej, mojej Babci. Rodzinne szczęście trwało rok i zostało przerwane przez wybuch II wojny światowej. Ojciec otrzymał kartę mobilizacyjną z w rozkazem stawienia się w Jarosławiu, gdzie stacjonował 24. Pułk Artyleryjski. Jego bateria była gotowa do wyjazdu na front 7 września i wtedy wszystko zostało zbombardowane; koszary i dworzec kolejowy, na którym stał pociąg z żołnierzami, końmi, armatami i całym sprzętem bojowym. Wagony zostały rozbite, a tory kolejowe uszkodzone. Pospiesznie gaszono pożary, opatrywano rannych i ewakuowano cały garnizon, gdyż wojska nieprzyjaciela zbliżały się do miasta. Ojciec został ranny w nogę, ale nie opuścił swojego pułku. Nocami (w dzień drogi były ostrzeliwane i obrzucane granatami z samolotów) wycofywano się na wschód do Tarnopola, gdzie organizowano obronę wraz z tamtejszym garnizonem. Po najeździe wojsk sowieckich 17 września Wojsko Polskie otrzymało rozkaz przekroczenia granicy i udania się do Rumunii lub na Węgry. Ale już 18. podczas marszu rozpoczął się ostrzał na tyłach wojska przez artylerię sowiecką. Wobec braku rozkazu walki i podpisania paktu o nieagresji Polacy się nie bronili i sądzili nawet, że otrzymali pomoc. Zrozumieli, co się stało, gdy rozpoczęło się rozbrajanie wojska, izolacja i natychmiastowa wywózka oficerów. Ojciec nie będąc w mundurze oficerskim (brakowało mundurów po bombardowaniu w Jarosławiu), z ranną nogą, został potraktowany jak „zwykły” żołnierz i po kilku dniach przetrzymywania bez jedzenia i picia zwolniony razem ze wszystkimi do domu. Przy pomocy dobrych ludzi, ze względu na stan rannej nogi (groziła mu amputacja), dotarł do Garnizonowej Izby Chorych w Brzeżanach, w której otrzymał pomoc i po 6 dniach został skierowany do dalszego leczenia w Jarosławiu. Nie skorzystał z tej kuracji (skutki odczuwał do końca życia), obawiał się bowiem o rodzinę. Gdy przekroczył linię demarkacyjną między Sowietami a Niemcami, ci ostatni natychmiast osadzili go w obozie jenieckim w Zamościu. Po przeszło miesiącu ze względu na znajomość języka niemieckiego został zwolniony z poleceniem stawienia się do pracy w Urzędzie Skarbowym w Nisku. Tak też uczynił. Niedługo po powrocie, w lutym 1940 r. umarł mu Ojciec - Józef (mój dziadek). Praca zmniejszała ryzyko aresztowania, ale go nie likwidowała. Już latem 1940 r. nastąpiły aresztowania i wywózka do Oświęcimia najbardziej znanych obywateli oraz wielu młodych, rówieśników moich Rodziców. W roku 1941 naczelnikiem Urzędu Skarbowego został Ukrainiec, który zwolnił Ojca z pracy. Sytuacja była więc groźna - bezrobotny, do tego inteligent, mógł zostać aresztowany w każdej chwili. Wtedy zadziałał Ojciec Mamy (a mój Dziadek). Franciszek Wianecki we wsi Żabno wynajął Rodzicom mały domek wiejski z usytuowaną na podwórku ubikacją oraz zabudowaniami gospodarczymi, a także aby mogli się wyżywić, dał do uprawy dwie morgi pola. Domek posiadał dwoje drzwi wejściowych: frontowe i gospodarcze od strony podwórka, z których korzystaliśmy. Stał na rozdrożu, w dość eksponowanym miejscu, bowiem w odległości ok. 10 m znajdował się sklep, w którym posiadacze kartek zaopatrywali się we wszystkie potrzebne dożycia artykuły i w którym bardzo często bywali Niemcy. Ogrodzenie było niskie, więc otoczenie obejścia było doskonale widoczne z zewnątrz. Jednocześnie dom był nieco odizolowany, gdyż od budynków sąsiadów oddzielało go z jednej strony pole, a z drugiej ogród, a z tyłu za zabudowaniami gospodarczymi, stodołą, stajnią i szopą również były pola. To miało swoje znaczenie. W tym domku mieszkaliśmy do 1945 r.

rodzina Miazgowiczów w Kamieniu sierpień 1939 r.

     Gdy przeprowadziliśmy się do Żabna, nie miałam jeszcze trzech lat, nie pamiętam więc początków naszego pobytu. Wiem tylko, że Ojciec cały czas się ukrywał, gdyż jego aresztowanie było ciągle bardzo możliwe. To, co teraz o przedstawię, wiem z relacji Rodziców. Żołnierze niemieccy nie tylko bywali w pobliskim sklepie, ale też przeprowadzali różne akcje, poszukując przede wszystkim młodych mężczyzn. Według słów Mamy wtedy w całej wsi panowała pełna lęku, grobowa cisza, niezakłócana nawet szczekaniem psów. W jednej z takich akcji złapano i Ojca. Prowadzono go przez całą wieś do punktu zbornego, gdzie w szeregu stało już wielu innych ludzi. Przez całą drogę szłam za Nim płacząc i głośno go wołając i ten płacz małego dziecka słychać było w całej wsi. Gdy tylko Ojciec stanął w szeregu, podeszłam do swojego tatusia, wzięłam go za rękę i przyprowadziłam do domu. Żołnierze w tym momencie odwrócili głowy. Reszta zatrzymanych została wywieziona do obozu w Treblince. Tego zdarzenia zupełnie nie pamiętam, ale późniejsze - tak. Na przykład wycelowane we mnie karabiny, gdy na widok idących przez podwórko żołnierzy niemieckich szukających Ojca, schowałam się pod stół w pokoju, a zwisający ze stołu obrus był podnoszony skierowanymi w moją stronę karabinami. Ale nie było to jakieś traumatyczne przeżycie, Ojca nie było w domu, wszystko dobrze się skończyło. Mieszkaliśmy na wsi, nie byliśmy więc nigdy głodni, ale życie było bardzo ciężkie. Całe nasze gospodarstwo to dwie morgi (ok. 1,2 ha) pola, koza, kilka królików i kur. W miarę swoich możliwości pomagał nam Dziadek, ale nie były one duże, rolnicy bowiem musieli oddawać okupantowi tzw. kontyngenty ze zboża, ziemniaków, bydła i świń. Zwierzęta były kolczykowane i nie było możliwości wykorzystywania ich we własnym gospodarstwie. A do życia potrzebna była nie tylko żywność, ale i artykuły przemysłowe, zwłaszcza dla dzieci, które nic sobie nie robiły z tego, że jest wojna i po prostu rosły. Pamiętam, jak nie mając już butów, chodziłam, a raczej człapałam w o wiele za dużych butach Mamy, chociaż one miały rozmiar tylko 35. Organizowano więc wyjazdy do Warszawy z „wygospodarowanymi” artykułami spożywczymi i po ich sprzedaży kupowano to, co było potrzebne. W taki sposób stałam się właścicielką upragnionych bucików. Takie „wycieczki” były jednak bardzo rzadkie i ogromnie ryzykowne, ponieważ w pociągach, a także w samej Warszawie Niemcy przeprowadzali rewizje i w razie wykrycia nielegalnego przecież handlu, dokonywali natychmiastowych rozstrzeliwań albo wywozili do obozu. W sytuacjach zagrożenia w zdecydowanej większości można było liczyć na pomoc zupełnie obcych ludzi. Ale nie zawsze, byli niestety i wśród Polaków pazerni zdrajcy. Na jednego z nich trafiła nasza Mama, która wraz ze swoją kuzynką wiozła żywność do Warszawy, tym samym pociągiem, którym jechali na front niemieccy żołnierze. W pewnym momencie podszedł do nich polski kolejarz, chyba kierownik pociągu, który oświadczył, iż wie, że one „jadą na handel” i zażądał oddania „towaru”, w razie odmowy grożąc wydaniem ich niemieckim żandarmom na najbliższej stacji. Chwalił się przy tym, że dzień wcześniej podczas ulicznej łapanki o schronienie w jego domu prosiła kobieta mająca bańkę śmietany, a on, ponieważ nie chciała jej oddać - wydał ją w ręce Niemców. Nie było żartów i nie było chwili do stracenia. Mama, znając język niemiecki, natychmiast poszukała niemieckiego oficera odpowiedzialnego za wojsko, powiedziała, że jest żoną żołnierza, że powodem jej wyjazdu jest zaopatrzenie małego dziecka i przedstawiła sytuację, w jakiej wraz z kuzynką się znalazły. Był oburzony i wziął je pod swoją opiekę. Na stacji, gdy pociąg zwalniał, dał znak do dalszej jazdy uniemożliwiając wejście kontroli. Na pożegnanie otrzymały ciepłe skarpetki i kilka innych drobiazgów. Taka postawa wśród Niemców zdarzała się bardzo rzadko, ale miała miejsce i trzeba ją odnotować. Rzadko zdarzała się jednak również tak negatywna postawa wśród Polaków, jak tego pracownika kolei, kiedy nie miały znaczenia narodowość i pochodzenie ofiar, liczył się tylko zysk. A może także satysfakcja z poczucia władzy? Nie wiem.

Więcej…
 
« PoczątekPoprzednia12345678910NastępnaOstatnie »

Strona 1 z 40

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 16 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS