poniedziałek, 09 września 2024r.
Home
Strona internetowa Towarzystwa Przyjaciol Kamienia w Kamieniu.
Konstanty Radomski - Kamień k. Rudnika nad Sanem 56-143 nr 398 PDF Drukuj Email
piątek, 16 sierpnia 2024 08:38

 

WSTĘP

     Opisuję mieszkańców kolonii niemieckiej we wsi Nowy Kamień, nazwanej przez nich "Steinau”, jako naszych sąsiadów, z którymi współżyliśmy w zgodzie i wzajemnej życzliwości, niezależnie od wydarzeń na arenie politycznej. Byli to Niemcy dobrzy. I choć ucierpieliśmy okrutnie, zwłaszcza w czasie drugiej wojny światowej od nienieckiej przemocy i hitlerowskiego bestialstwa, oceniamy tych naszych sąsiadów sprawiedliwie, ceniąc ich rzetelną postawę wobec Polaków w tych najdramatyczniejszych czasach.

     Jestem mieszkańcem wsi Kamień z dziada pradziada i całe moje życie związało się z tym miejscem rodzinnym. W pamięci mojej zapisała się bezpośrednio historia wszystkich lat stulecia, gdyż urodziłem się na progu lat 1900.

     Z lat pacholęcych zapamiętałem sławnego podówczas Niemca - Filipa Schneikartha, potomka z trzeciego już pokolenia osadników niemieckich, którzy tu przybyli na przełomie XVIII/XIX wieku. Był to dobry gospodarz, rolnik na 10-hektarowym gospodarstwie. Niskiego wzrostu, o krótkiej, szerokiej szyi, z takąż szeroką, owalną twarzą, z rudymi włosami, został przez kogoś dobrodusznie przezwany „Mały Tupa”.

     Społeczność niemiecka w swoim żargonie mowy polskiej mawiała na niego „Malytupa”, co z czasem przyjęło się powszechnie i wśród Polaków, tenże Filip Schneikarth był nadspodziewanie pożyteczny, bardzo uczciwy, serdecznie życzliwy i uczynny. Znał on sztukę leczenia chorych ludzi i zwierząt domowych, choć był półanalfabetą. Zajaśniał we wsi i w okolicy jako Znachor Malytupa. W naszym domu, gdy miałem pięć lat, operował on zwichniętą nogę mojej matki. Założył łupki, najpierw słoniną moczoną z okowitą, bandażował lnianą dartką ze starej koszuli i przykazał codzienne zalewanie bandaża okowitą. Dzięki temu noga szybko się wyleczyła, a matka nauczyła się tego rzemiosła i często podobne zabiegi czyniła w licznych przypadłościach swojej gromadki dzieci.

     Kiedyś, później, zimą, ojciec nasz złapał zapalenie płuc, pracując w lesie. Wtedy Znachor Malytupa stawiał mu cięte bańki na plecy i piersi. Potem, kiedy temperatura stopniowo obniżyła się, zalecił ojcu spacer bosymi nogami po śniegu przed wschodem słońca i dalsze wygrzewanie się pod ciepłą pierzyną. Praktyki te tak uodporniły ojca, że już nigdy więcej nie zachorował na zapalenie płuc.

     Leczył jeszcze ojca w okresie między I a II wojną światową, gdy zachorował na ciężką żółtaczkę z powodu kamieni żółciowych, sprawiających przeogromne cierpienia i bóle. Ów Znachor wlewał ¼ litra oliwy jadalnej z takąż ilością mleka i tyleż samą miarką okowity. Przy natężonych bólach robił lewatywę przez 24 godziny i w ten sposób wyleczył umierającego już tatę. Kamienie żółciowe nigdy nie powróciły, zaś stary ojciec przeżył swoje 78 lat uodporniony na wszelkie dolegliwości. Ten uczciwy i życzliwie uczynny Niemiec opowiadał nam łamaną polszczyzną, chwaląc się, jak i ilu chłopów oraz kobiet uleczył z kolki brzusznej, wynikającej ze wrzodu żołądka, bądź innego schorzenia przewodu pokarmowego, gdy bywali bezradni. Kuracja to była ciężka. Robił taki preparat: ¼ litra moczu końskiego, tyleż okowity oraz pół litra mleka słodkiego, tym poił chorego, który dostawał ataku bólu, krwawych wymiotów i biegunki, ale po kilku dniach stawał się zdrowy, i podobne choroby już nie wracały. Opowiadał, kogo tak uleczył i że żaden przy jego kuracji nie umarł. Tenże powszechnie szanowany Niemiec umarł tuż przed II wojną światową, mając 90 lat z okładem.

     W pamięci mojej, starego pisarczyka, zachowały się z tamtych dawnych czasów nazwiska sławniejszych gospodarzy jak Piotr Rollwagen, Schneikarth, Hausner i inni. Liczni wyzbyli się swych dobrze zorganizowanych gospodarstw, ze wspaniałą, obszerną zabudową, opuścili Kamień w początkach wieku. Pozostała po tych ludziach dobra pamięć, bo zachowanie tych Niemców wobec polskiej ludności było życzliwe, na wzajemnie dobrosąsiedzkiej stopie. Mieszkańcy Kamienia dużo się nauczyli od nich rolnictwa, a także rzemiosła.

     Inne rodziny niemieckie pozostawały w kolonii w Nowym Kamieniu przez następne dziesięciolecia. Po zakończeniu I wojny światowej wielu z nich przeniosło się w Poznańskie, tuż przed II wojną niektórzy odeszli do innych oddalonych miejscowości. Ta reszta Niemców opuściła naszą wieś w okresie II wojny światowej. Wszyscy pozostali opuścili ostatecznie Kamień w l942 r. w czasie okupacji hitlerowskiej, obowiązkowo przeniesieni pod Mielec, do Kolonii Niemców, utworzonej przez władzę hitlerowską z polskich gospodarstw chłopskich.

      W społeczności wiejskiej utrzymuje się do teraz pozytywna ocena tych ludzi, których cechowały przymioty życzliwości i przyjacielskiego współżycia z naszym narodem.

Więcej…
 
"Stare rodziny chłopskie" - Konstanty Radomski PDF Drukuj Email
czwartek, 15 sierpnia 2024 16:50

     W dziejach rodzin chłopskich chcę opowiedzieć o znanej mi z sąsiedztwa czteropokoleniowej rodzinie osadniczej, której protoplasta Antoni przybył tu na początku XIX wieku z kolbuszowskiego, nabywając nieduży płat ziemi. W trudzie solidnej pracy zbudował chatę i dalsze obiekty gospodarcze, z czasem dokupując po kawałku ziemi. W tym narastaniu doszedł do średniorolnego stanu gospodarczego.

     Rodzina ta z ojca na syna zachowała solidny stosunek do pracy, idąc z postępem społeczno-gospodarczym oraz wzorowo organizując porządek zdyscyplinowanego trudu w pracach na polu, jak kółka zegara w każdej dziedzinie - w chlewie, oborze i na boisku stodoły każda czynność systematycznie była wykonywana w określonym czasie. Dawało to pozytywne efekty wspaniałego rozkwitu, wymieniony przybysz, z pochodzenia Lasowiak, pasjonował się bartnictwem, więc każdy zakątek w obejściu zagrody wykorzystywał pod drzewa owocowe, co dawało też dodatkowe pożytki. Zimą dorabiał przy pomocy potomnej rodziny tkactwem, bowiem w każdej chłopskiej rodzinie tamtego czasu nikt darmo chleba nie zjadał, bo chleb w biednych czy bogatych rodzinach był w dużym szacunku, w czasie posiłków przez ojca lub dziadka wydzielany. Chleb w chłopskiej rodzinie stanowił chlubę dobrobytu, co utrwaliło się w powszechnym porzekadle:

"gdzie chleb i woda, tam nie ma głoda”.

     W układzie ładu rodzinnego dorastający uchodzili z domu ojca, zakładając samodzielne ogniska rodzinne w kraju bądź za granicą, gdzie również gospodarzyli, stosując się do postępu w rolnictwie, zachowując jednocześnie z obyczajności prawa ludzkie i w zgodzie z przykazaniami bożymi rozwijali się społecznie i gospodarczo, w zgodzie z narastającym postępem tamtych czasów.

     W rodzinie naszego gospodarza, Jana nie było ani nacisku, ani objawów samowoli, życie płynęło według uładzonej zasady tradycyjnego porządku dziennego, a każda czynność wykonana na czas nie pozostawiała żadnych uchybień. Bowiem rodzina ta darzona powszechnym szacunkiem, przy owej obyczajności zachowywała zasadę: "co boskie - Bogu, co cesarskie - cesarzowi, a pozostałość sobie".

     I tak pokrótce naświetliłem genezę postępowej rodziny z XIX-XX wieku, drugiego już Jana w trzecim pokoleniu, średniorolnego gospodarstwa z mojego sąsiedztwa, bez podania nazwiska, gdyż nie każdemu schlebia podnoszenie jego walorów, są tacy, co wolą swą świetlaną egzystencję zachować w cieniu skromności.

     Pisząc o tej rodzinie, chciałbym opisać dalsze dzieje jej potomnych, opisując wesele, odznaczające się barwnym folklorem, z okresu międzywojennego. Było ono świadectwem, jak w czasie pomajowego kryzysu gospodarczego, pogłębiającego się od czasu rządów pułkownika Sławka, wykazano podziwu godną zaradność tej rodziny. Bez narzekań na ciężkie czasy świetnie się Ona rozwijała. Ojciec najstarszego syna wyprawił do krajów zamorskich, następnego zaprawiał do prowadzenia gospodarstwa rolnego. W tym celu przygotował go do odbycia służby wojskowej dla nabycia życiowego hartu chcąc ustanowić go na gospodarstwie jako niezawodnie prawego dziedzica, licząc, że on z pomocą ojca wyszkoli pozostałe młodsze rodzeństwo. Zaufanemu synowi mówił, że czas mu się ożenić, bo "rannego wstawania, wczesnego ożenienia nikt nie pożałował”, dając mu wolną rękę wyboru oblubienicy z jedną uwagą: "żeń się Jasiu żeń, ale po świadomemu, żebyś nie wprowadził ciorastwa do domu". Było też takie mądre od pokoleń stosowane porzekadło:

"żony, krowy i konia szukaj u sąsiada, gdzie nie tylko zalety, ale i wady ukryte będą ci znane”.

Więcej…
 
Stare rodziny chłopskie: autor Konstanty Radomski (komentarz) PDF Drukuj Email
czwartek, 15 sierpnia 2024 15:54

     Konstanty Radomski był autentycznym „pisarzem gminnym” cokolwiek by to oznaczało, potrafił opisywać życie w Kamieniu takim jakie widział na własne oczy, używając określeń charakterystycznych dla ludności tej miejscowości oraz okolic. Konstanty Radomski jest też miejscowym etnografem - folklorystą, to bardzo cenny tekst dla etnografów! Tekst Kostka Radomskiego ma wartość historyczną, bo niewątpliwie bezpodstawnie w ten sposób tego nie opisuje, musiały istnieć w owym czasie takie wyrażenia, skoro On tak opisuje znane mu fakty z życia sąsiadów i jego rodziny! Kostek tego sobie nie wymyślił? To jest kronika o znaczeniu historycznym. Pamiętamy to co opowiadali nam nasi dziadowie, moja babcia Antonina opowiadała o naszych przodkach, o krewnych skąd pochodzą, za kogo wychodziły jej siostry za mąż, a bracia z jakimi pannami się żenili, gdzie mieszkali, które pola były ich własnością i czyje to było wiano przy ożenku. Dziadek Marcin natomiast zawsze się chwalił domem, ulubioną kobyłą „Siwą”, przestrzegał nas przed bodącym baranem, który czuwał na podwórku i był zawsze gotowy atakować przybysza!

     Czytanie pamiętników Konstantego Radomskiego przez mieszkańca miasta, albo przez kogoś ze Śląska, czy z Wielkopolski może stanowić problem ze zrozumieniem niektórych określeń. Dla tych czytelników przydatny będzie Słownik gwary lasowiackiej Kamienia i okolicy autorstwa Jan Kutyły. Dla mieszkańca Kamienia zrozumienie tekstu nie powinno stanowić żadnego problemu, te określenia tam nadal są używane, choć coraz częściej młodzi będąc w szkole średniej i na studiach zmuszeni są dostosować swój język do wymogów szkoły i uczelni. Sam doświadczyłem w kontakcie z innymi uczniami szkoły średniej tych różnic językowych. Bardzo się nie podobało jednemu takiemu Walentemu z lubelskiego z pod Tomaszowa, że ja mówię „na pole”, a nie „na dwór”? Pytałem go w tedy, czy mieszkał na dworze tzn. na dachu, czy we dworze, choć tak faktycznie to mieszkał w „czworakach”. W każdej zagrodzie była tzw. „wygódka” - „sławojka” i najczęściej wyjście „na pole” kojarzone było z udaniem się na zewnątrz budynku mieszkalnego. Teksty Konstantego Radomskiego zawierają określenia używane w Kamieniu i stanowią one cenną wartość dla badaczy dialektów. Są zauważalne różnice w wymowie, tonacji niektórych określeń mieszkańców Wólki Łętowskiej, czy Wolanów. Nawet niektórzy potrafili rozpoznać po wymowie pewnych słów skąd dany rozmówca pochodził. W wymowie mieszkańca Wólki „cheę” więcej słychać liter „e” i „ę”, w Kamieniu „o” - „łoo”, a zamiast „ą” mówią „chcoom”?

     Konstanty Radomski w swoim tekście powołuje się na znane przysłowia - „porzekadła” i powiedzenia charakterystyczne dla tych miejscowości np.: "gdzie chleb i woda, tam niema głoda”, "co boskie - Bogu, co cesarskie - cesarzowi, a pozostałość sobie", "żony, krowy i konia szukaj u sąsiada, gdzie nie tylko zalety, ale i wady ukryte będą ci znane”. Szczególnie to ostatnie porzekadło może mieć właśnie swojskie pochodzenie i jest oparte na własnych doświadczeniach. Przeszukując Internet nie spotkałem się z takim powiedzeniem, choć w domu mama o czymś podobnym mówiła do swoich córek, ale żadna nie posłuchała, choć kolega „smalił cholewki” do jednej z nich? I mnie samego diabli ponieśli daleko od domu na drugi kraniec Polski.

     Przepisując tekst do edytora celem opublikowania na stronie Towarzystwa Przyjaciół Kamienia w Kamieniu napotkałem określenie „obszerny płat dwukonnej łąki”? Wiadomo, mowa jest o łące, „dwukonnej”, to ile w końcu tej łąki może być? Sprawa wymagała konsultacji z Panem Józefem Czubatem, który jest niezawodny w wyjaśnieniu takich zagadek i okazuje się, że w Kamieniu bardzo ważna jest droga, która służy też jako pastwisko, a gdy nie jest używana jako łąka do koszenia trawy dla krów, konia. Pamiętamy, że kamieńskie pola ciągną nieraz i 2 kilometry, więc jest to też bardzo cenny szmat ziemi o szerokości zaprzężonych dwóch koni do wozu!

     Najcenniejszym zapisem są teksty przyśpiewek weselnych, które teraz raczej trudno usłyszeć, choć ilość zespołów grających na weselach zdaje się być bardziej liczna niż w czasach opisanych w tym tekście:

Wianek donosiła i to bielusieńki
nie tak, jak to teraz, kamieńskie dziewuszki.

     Cytat ten zawiera niepochlebną opinię o naszych „dziewuszkach”? Że to wstyd na całą wieś, co się teraz porobiło, nikt o wianuszek nawet nie pyta, liczą się już inne walory panien na wydaniu? Wypominano za krótkie weseliska i zbyt mało wypieków i kapuśniaków nima! Oj nieładnie nam przyśpiewują, ale odpowiedzi były też mocne, że im w pięty poszło. Godna uwagi jest kolejna przyśpiewka:

Spodobały mi się muzykanta oczy.
Muzykanta oczy, muzykanta mina
Tylko to nieszczęście, że majątku nima.

     Kiedyś muzykanci nie byli zbyt bogaci, ale za to przystojną figurą, wesołe życie, ciągła zabawa przyciągała dziewuszki.

     Szczerze polecam do przeczytania wszystkie teksty Konstantego Radomskiego i te które się ukażą.


Zachęca: Władysław Wąsik

 
Jan Sikora 1930-1991 PDF Drukuj Email
sobota, 13 lipca 2024 18:09

     Autorzy artykułu „Dzieje wsi Podlesie i wsi Krzywa Wieś” opublikowanego w „Echu Kamienia” - gazety Towarzystwa Przyjaciół Kamieni nr 7 z 1998 r., wymienili nazwisko i imię zasłużonego mieszkańca Krzywej Wsi - Profesora Jana Sikorę.

     Informacja ta zainspirowała Pułkownika Józefa Rodzenia s. Michała, aktualnie mieszkańca Słupska, do przesłania informacji o życiu Jana Sikory. Jak pisze Józef Rodzeń, w uzyskaniu informacji wykorzystał spotkania z Janem Sikorą, rozmowy z Wojciechem Stasiakiem - bliskim kolegą Jana Sikory i informacje z opracowań znajdujących się w Internecie.

     Cytuję treść informacji przesłanej dla Towarzystwa:

     „Jan Sikora (1930-1991) - Rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej, autor prac naukowych, Konsul Generalny PRL w latach 1976-1980. Ukończył szkołę podstawową w Kamieniu, następnie Liceum Ogólnokształcące w Nisku. Po ukończeniu liceum w 1950 r. rozpoczął studia na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. W 1958 uzyskał dyplom magistra historii, a po dwóch latach dyplom magistra filozofii. W 1962 r. na Uniwersytecie Warszawskim obronił doktorat, do którego przygotował się, będąc na stażu naukowym we Francji. W 1988 otrzymał tytuł Profesora. Jan Sikora przez okres trzech kadencji pełnił stanowisko rektora wyższej Szkoły pedagogicznej w Olsztynie. Zmarł w wieku 61 lat. Rodak gminy Kamień, zasłużony dla Olsztyna i naszej Ojczyzny”.


Kamień lipiec 2024 r.

Przygotował do druku JC

 
« PoczątekPoprzednia12345678910NastępnaOstatnie »

Strona 1 z 42

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 23 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS