wtorek, 01 lipca 2025r.
Home
Towarzystwo Przyjaciół Kamienia
Melony z Kamienia we Wrocławiu

     W pierwszych dniach w liceum, kiedy poznawaliśmy się nawzajem, nasza wychowawczyni, Pani Ewa Świerat, powiedziała nam, że pochodzi z Dolnego Śląska. Wtedy właśnie narodził się pomysł organizacji wycieczki w tamte rejony, który był ciągle w naszych myślach przez pierwszy rok nauki. Tak rozmarzeni Wrocławiem, rozpoczęliśmy drugą klasę z postanowieniem, że kieszonkowe już nie będzie wydawane na chipsy i nowe bluzeczki, ale że "wymienimy" je na wspomnienia, miłą atmosferę, trochę adrenaliny. Tak też się stało. Po długim odliczaniu doczekaliśmy czerwca!


     Już pierwszy dzień wycieczki zapowiadał się nieźle. Na niebie piękne słońce, w dłoniach walizki, a na naszych twarzach szerokie uśmiechy.
Autobus zawiózł nas prosto na dworzec wrocławski, gdzie wszystko się zaczęło. Duże miasto z niezwykłymi mostami, imponującymi gmachami uczelni i słynnym kolorowym rynkiem stało przed nami otworem.
     Na pierwszy rzut poszło Wrocławskie ZOO i Afrykarium. Potężny, nowoczesny budynek robił wrażenie. Bawiłam się tam jak dzieciak i nigdy nie zapomnę widoku hipopotama, który usiłował mi dać całusa przez szybę. Tamtejsze zwierzęta to mistrzostwo!
     Później Pani Ewa zabrała nas do miasta, gdzie pokazała nam m.in. uczelnię, na której studiowała. Nie ukrywam, że budynek zrobił na mnie nieprzeciętne wrażenie. Razem z przyjaciółką nawet pomyślałyśmy o studiowaniu tam. Czemu nie? Ciekawie byłoby poznać Wrocław jeszcze lepiej, zdobywać w nim wiedzę i poznać tamtejszych ludzi.
     Kolejnym uroczym miejscem był pałacyk, w którym byliśmy zakwaterowani. Mogłabym tam mieszkać, bo klimat w nim był niesamowity.
     Jednak najlepszą atrakcją i zarazem wymagającą od nas nie lada wyczynu była Śnieżka. Tu muszę zaznaczyć, że wyciąg, którym wjeżdżaliśmy pod Śnieżkę, był bardzo stresującą sprawą, a największą naszą zmorą była myśl o upadku telefonu gdzieś po drodze. Całe szczęście, nikt z nas nie musiał rozstać się tak boleśnie ze swoim przyjacielem.
     Sama wędrówka na Śnieżkę była wyczerpująca, ale warto było. Widoki na górze zapierały dech w piersiach, no i ta ogromna satysfakcja, że daliśmy radę! To było coś!
Zobaczyliśmy także kilka zamków, których na Dolnym Śląsku nie brakuje. Myślę, że położenie i ogrody zamku Książ uczyniły go najpiękniejszym zamkiem, jaki kiedykolwiek widziałam.


     Mimo że zmęczenie dawało się we znaki, nie zapominaliśmy o dobrym humorze. Hymnem przewodnim wycieczki stała się piosenka Pani Asi Bugiel o skradzionym melonie, której melodii chyba nie da się zapomnieć. Wszystko uwieczniliśmy na zdjęciach, ale jedyne czego się nie dało- a bardzo byśmy chcieli- to smak pysznych obiadków Pani Ewy i jej mamy. Miło wspominamy również naszego przewodnika, tatę pani, który w interesujący dla nas sposób doskonale spełnił swoją rolę.


     Jesteśmy bardzo wdzięczni naszej wychowawczyni, rodzicom i wszystkim, którzy mieli swój wkład w tę wycieczkę, ponieważ dzięki nim wróciliśmy bogatsi o masę wspomnień i wiedzę, bo przecież podróże kształcą.
     Podsumowując, super ludzie, super atmosfera i umiejętności organizacyjne naszej Pani to nasz przepis na udaną wycieczkę!
     Tak więc bez wahania ja i moja klasa podpisujemy się pod popularnym hasłem:
"Dolny Śląsk. Nie do powiedzenia. Do zobaczenia."

Justyna Makarska

 
Stało się!

Wroclove!


     Stało się. Marzenie, które kiełkowało we mnie od pierwszego dnia pracy w Zespole Szkół w Kamieniu- marzenie o zorganizowaniu wycieczki na Dolny Śląsk- ziściło się w stopniu, o jakim nie śniłam. Jeśli cokolwiek w życiu wyszło Wam lepiej, niż zaplanowaliście, znacie cudowny smak szczęścia, którym upajam się od kilku dni.


ale od początku...


     Tajemnicą poliszynela jest moje pochodzenie i sposób, w jaki znalazłam się w Kamieniu- tak, tak, przywiodła mnie tu miłość. Niektórzy znajomi do dziś pukają się z politowaniem w głowę, słysząc, jak z emfazą snuję opowieści o moim podkarpackim dolce vita. Pamiętam ich szczerą troskę, kiedy w pytaniu "jak mogłaś?!", mieściło się niepomierne zdziwienie, z domieszką litości i podejrzeniem o szaleństwo... Że Polska klasy B, że pewnie nie mają tam H&M, a toalety drewniane, koniecznie z serduszkiem w skrzypiących drzwiach, na podwórku pasą się kozy, a gdyby nie wędrowne ptactwo, z pewnością nie miałabym co jeść. Zadawałam szyku na modnej podówczas "Naszej Klasie", bo żaden Londyn i żaden New York nie brzmiał równie egzotycznie jak "Kamień pod Rzeszowem". I jeszcze do tego praca w szkole! Skojarzenia ze Stasią Bozowską (pamiętacie Stasię?) nasuwały się same...
     Ale ja pokochałam i Kamień, i swoją pracę, a słuchając znajomych myślałam z wyższością przydaną tym, którzy wiedzą więcej, i wraz z ilością wyrażeń gwarowych nieustannie wtrącanych w tyrady o charakterze prywatnym- zapragnęłam pokazać uczniom bajeczną krainę mojego dzieciństwa,


ale to daleko przecież...


     Kolejne próby utworzenia listy uczestników wycieczki paliły na panewce. Za drogo. Za daleko. A po co. Aż w końcu trafiłam na grunt podatny, zagrałam za strunie sentymentalnej, snułam plastyczne wizje, rozpalając wyobraźnię Rodziców i uczniów. JEST! Ale na tym skończył się poziom "Łatwe". Organizacja wycieczki na Dolny Śląsk to nie wyjazd na targ do Sokołowa. Daleko- tylko do Wrocławia z Kamienia jest prawie 500 km, a przecież kiedy już tam jesteś- grzechem byłoby nie pokazać tajemniczych zamków, majestatycznych gór, pereł baroku, wygasłych wulkanów, słynnych sanktuariów. Więc wszędzie trzeba dojechać. Trzeba gdzieś spać, i to ze trzy noce- trzeba jeść, płacić za wstępy, nająć przewodników. Trzeba dokonać selekcji- w byle walącej się dolnośląskiej wsi stoi a to zamek, a to pałac, a to kościół wzorowany na świątyni Salomona... Każde pasmo górskie nęci, każde miasto zaprasza. Więc w czym problem? Nie sztuką jest przecież zorganizować taką wycieczkę- ustalić budżet na 700 zł i hulaj, dusza! Jest, jak jest... Chciałam to zrobić ekonomicznie. Szkotem nie jestem, ale co tam!.. Więc


ahoj, przygodo!


     Najpierw- droga. Do Rzeszowa - gimbusem, z nieocenionym panem Wyką. Potem- Polskim Busem do Wrocławia. Za 44 złote w obie strony- na piechotę byłoby drożej... 5,5h wygodnej jazdy i piastowski Wrocław wita Was! Zawsze czuję szczególny rodzaj wzruszenia, kiedy goszczę w mieście, które było moim domem przez siedem lat. A tu jeszcze mąż i tata na dworcu!, więc jestem w domu. (wybaczam brak czerwonego dywanu, kwiatów i orkiestry dętej). Pełnia szczęścia, tym bardziej, że pogoda była piękna, więc chwilę pogościliśmy w pięknym budynku wrocławskiego dworca PKP, a potem- myk!- tramwajem za jedyne 1,50 do ZOO i Afrykarium. A tam krokodyle, płaszczki i lemury, słonie, węże i motyle, czyli najsłynniejsze w Europie ZOO, z fenomenalnym Afrykarium, w którym twarzą w pysk można stanąć z morskim potworem. Myślałam, że po Afrykarium od razu zapragną Starówki, ale nie- "do ZOO chcemy", więc, ku radości św. Franciszka, przez jeszcze dwie godziny podziwialiśmy urokliwych mieszkańców wrocławskiego przybytku. Potem koiły nas chłodne mury archikatedry, a ze szczytu jej wieży podziwialiśmy panoramę jednego z najpiękniejszych miast na świecie. Spacer po Ostrowie Tumskim, kilka zdjęć i ruszamy w stronę Rynku, czyniąc po drodze sentymentalny ukłon w stronę Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławiu, mojej alma mater . Ech, Wrocławiu... dziś jawisz mi się jak zamorska kraina, nie należymy już do siebie, ale gdzieś, w głębi serca, masz zaciszną niszę. Na zawsze.
     Rynek wrocławski to miejsce kultowe. Piękne, monumentalne, kipiące życiem i dobrą energią. Jeden z największych Rynków w Europie, porażająco piękny, zawsze wypełniony gwarem rozmów, brzękiem szklaneczek. Piękny szczególnie nocą. Nad Rynkiem pyszni się budynek Ratusza, ale z zadzieraniem głowy trzeba ostrożnie- można rozdeptać krasnoludka :-)
     Wieczorem powoli dopada nas zmęczenie, a do miejsca odpoczynku- jeszcze prawie 100km. Z Muchowa dochodzą wieści- pękła rura i nie ma wody. Z marsowymi minami wsiadamy do busa i mkniemy autostradą na Pogórze Kaczawskie- w samym jego sercu, na terenie parku krajobrazowego "Chełmy", znajduje się Muchów- tam mieszkają moje Babcie, Ciocie i Rodzice, tam też, pod dachem dawnego pałacu myśliwskiego, znajduje się schronisko młodzieżowe . Na szczęście woda w kranie powróciła... I pierwsze zaskoczenie- kiedy w Kamieniu zapada zmrok, słońce na dolnośląskim niebie jeszcze wysoko, jeszcze pracowicie wyzłaca dolnośląskie plantacje rzepaku. W Muchowie sympatyczny chłodek- to zasługa mikroklimatu i bliskości gór. Muchów leży 400m n.p.m., w uroczej dolince zamieszkałej głównie przez sarny, dziki i muflony, a to jeleń wypełznie o poranku, jenot wyskoczy na dzień dobry, a i bocian czarny wpadnie na żer w pobliskich stawach. Nad wsią góruje wygasły wulkan- ostra jak tatrzańska grań Czartowska Skała.
     Noce na wycieczce nie służą bynajmniej odpoczynkowi, ale młodzi turyści okazali się nadzwyczaj grzeczni. Po sympatycznym śniadanku ruszamy w drogę- po drodze Jawor, z urokliwym rynkiem i charakterystycznymi podcieniami, jednym z dwóch w Polsce kościołów pokoju, a w zamierzchłej przeszłości- miejsce mojego urodzenia. Mały spacer i droga wiedzie do zamku Książ. Po drodze podziwiamy panoramę Sudetów, przyglądamy się kopalniom granitu, ale jest i czas na refleksje- w Rogoźnicy podjeżdżamy pod bramę byłego obozu koncentracyjnego Gross Rosen, którego więźniowie wykańczani byli katorżniczą pracą w pobliskich kamieniołomach.
     W Książu niespodzianka- jeszcze kwitną rododendrony, budząc zachwyt turystów. Sam zamek i jego monumentalna bryła (trzeci pod względem wielkości zamek w Polsce!) zadziwia młodzież. Nasyceni pięknem architektury i urokiem ogrodów pałacowych ruszamy w stronę Karłowa u podnóża Gór Stołowych, czyli

Więcej…
 
Waleczność i pracowitość - sportowe sukcesy Drużyny Juniorów Klubu Sportowego "Sokół" Kamień

     Piłka nożna to jedna z najpopularniejszych dyscyplin sportowych w gminie Kamień. W każdej wsi są drużyny piłkarskie juniorów i seniorów, które mają do dyspozycji pięć stadionów, w tym jeden z częściowo krytymi trybunami.
     Drużyny, które przynoszą nam, kibicom, najwięcej pozytywnych, sportowych emocji są to drużyny juniorów, gdyż na przykładzie jej członków widać, że na sportowy sukces składa się przede wszystkim ich wielka, ciężka, systematyczna praca, duża ambicja i trochę talentu.
     Start w rozgrywkach ligowych zapoczątkowała drużyna młodych, zdolnych piłkarzy z Kamienia Prusiny i Górki w 1993 roku. Należeli do niej między innymi piłkarze: Andrzej Wójcik, Marek Wąsik, Mirosław Piędel, Piotr Piędel, Paweł Piela, Krzysztof Krawczyk, Andrzej Surdyka, Wojciech Piróg, Paweł Bedliński, Arkadiusz Socha, Marek Gancarz, Marek Konior. W następnym roku dołączyli do drużyny: Tomasz Saj, Krzysztof Sabat i Paweł Bajek - wyróżniający się zawodnicy w drużynie juniorów, a po przejściu do drużyny seniorów byli podstawowymi zawodnikami KS "Sokół" Kamień.
     Potrafili oni pod wodzą Trenera Edwarda Czubata i społecznych działaczy, takich jak Józef Dwojak, Tadeusz Socha, Stanisław Gancarz, Tadeusz Rurak, Tadeusz Pleśniarsk i wielu innych, zbudować podstawy zespołu, który w latach następnych grał w II lidze rozgrywek juniorów w województwie podkarpackim.
     Z wielkim powodzeniem kontynuowało sukcesy w II lidze kolejne pokolenie juniorów w latach 1999-2000. Do drużyny należeli w tym czasie miedzy innymi piłkarze: Paweł Drzymała, Piotr Mączka, Mariusz Mączka, Dariusz Łach, Tomasz Drzymała, Adam Piela, Krzysztof Sagan, Rafał Partyka, Piotr Kuryś, Adam Socha, Łukasz Sądej, Marcin Mączka, Grzegorz Grabiec, Krzysztof Story, Wojciech Wyka, Dariusz Gwóźdź, Grzegorz Partyka, Zbigniew Ziara, Sławomir Surdyka i Tomasz Socha – uznawany za najlepszego napastnika z wynikiem 26 bramek w sezonie.
     Gra tych młodych piłkarzy cieszyła się wielkim uznaniem nie tylko mieszkańców naszej gminy, byli z nich dumni także nasi krajanie mieszkający w miastach, w których drużyna juniorów z Kamienia rozgrywała mecze, a na afiszach widniało ogłoszenie o meczu Kamień-Przemyśl, Kamień-Stalowa Wola, Kamień-Rzeszów czy Kamień-Jasło.
     W tym okresie drużyna juniorów rozdzieliła się na drużyną juniorów młodszych i drużynę juniorów starszych. W rozgrywkach uczestniczyło więc 3 drużyny z Kamienia: juniorów młodszych, juniorów starszych i drużyny seniorów. Utrzymanie takiej ilości drużyn, zapewnienie piłkarzom właściwych warunków do treningu i możliwości uczestnictwa w zawodach było dla zarządu KS "Sokół" Kamień bardzo kosztowne. To między innymi z powodów finansowych, oprócz "pomocy" sędziów, juniorzy po dwóch sezonach musieli pożegnać drugą ligę. Piłkarze z tej drużyny grali nadal w niższej klasie, a wielu z nich rozpoczęło karierę w drużynie seniorów "Sokoła”.

 


Drużyna piłki nożnej - juniorzy KS "Sokół" Kamień (zdjęcie z lat 1999-2000 r.)
      Na zdjęciu od lewej stoją: Krzysztof Story, Krzysztof Sagan, Mariusz Maczka, Krzysztof Sabat, Sławomir Surdyka, Adam Zarzycki, Zbigniew Ziara, Grzegorz Partyka i trener Edward Czubat. W przysiadzie od lewej: Grzegorz Grabiec, Piotr Mączka, Wojciech Wyka, Tomasz Socha, Adam Piela, Piotr Kuryś, Adam Socha.


     Dobre piłkarskie tradycje kontynuuje obecnie grupa ambitnych i zdolnych piłkarzy drużyny juniorów KS ”Sokół” Kamień, którzy po rundzie wiosennej 2012 roku są liderami grupy stalowowolskiej. Wyprzedzili juniorów z takich miast jak Stalowa Wola, Nisko czy Rudnik. Podstawowi zawodnicy obecnego składu to:
* bramkarze: Dominik Szcząchor i Paweł Sabat,
* obrońcy: Karol Wąsik, Kamil Bugiel, Krzysztof Sabat, Norbert Bałut, Stanisław Piędel, Dominik Olko, Grzegorz Łach- grający także w seniorach,
* pomocnicy: Łukasz Socha, Piotr Micek, Łukasz Czubat, Marcin Kołodziej, Mateusz Bolko, Mateusz Socha,
* napastnicy: Maciej Rurak, Krzysztof Bajek, Kamil Guzik, Tomasz Bałut, Kamil Sabat, Mateusz Podstawek.
      Na wyróżnienie za skuteczną grę zasługują w szczególności: Dominik Szcząchor, Kamil Bugiel, Robert Bałut, Krzysztof Sabat, Łukasz Socha, Piotr Micek, Łukasz Czubat i Maciej Rurak- uznany najlepszym napastnikiem za wynik 19 bramek w sezonie jesiennym 2012 roku. W drużynie tej grał bardzo utalentowany, mający przed sobą wielką przyszłością piłkarską, zmarły tragicznie Piotr Piędel (Panter).

 


Zdjęcie juniorów KS "Sokół" Kamień z 2012 r.
      Stoją od lewej: Norbert Bałut, Łukasz Czubat, Krzysztof Bajek, Krzysztof Sabat, Maciej Rurak, Piotr Micek, Sebastian Piędel. W dolnym rzędzie od lewej: Łukasz Socha, Karol Wąsik, Kamil Guzik, Mateusz Bolko, Paweł Sabat, Dominik Szcząchor, Mateusz Podstawek. Z Zawodnikami na zdjęciu stoją: Józef Saj- skarbnik zarządu, troskliwy opiekun drużyny juniorów, były bardzo dobry piłkarz seniorów Sokół Kamień. Trener drużyny juniorów Edward Czubat, a na wózku członek zarządu-Stanisław Krzyś były piłkarz "Sokoła", któremu gra w piłkę nożną bez bieżącej kontroli lekarskiej przyśpieszyła przejście na emeryturę. Obecnie bardzo aktywnie udziela się w pracy społecznej.


     Dobre wyniki juniorów to również zasługa obecnych członków zarządu: Prezesa Marka Partyki, Z-cy Tadeusza Sochy, Stanisława Gancarza, Józefa Saja, Józefa Mączki i zmarłego w ubiegłym roku Józefa Dwójniaka. Pomagali sponsorzy: Wójt Gminy i opiekun z Urzędu Gminy Wojciech Piróg.
     Analizując sukcesy naszych piłkarzy, zarówno juniorów, jak i seniorów nie sposób pominąć osoby trenera drużyn juniorów KS "Sokół” Kamień Pana Edwarda Czubata, obecnie także Kierownika drużyny seniorów, który od 23 lat pracuje społecznie na rzecz naszych dzieci i wnuków. Jest wychowawcą kolejnych pokoleń piłkarzy, zaszczepiając im nie tylko umiejętności, technikę, ale też uczy ich ciężkiej i systematycznej pracy, wpaja szacunek dla przeciwnika, wyrabiając tym samym ich charaktery. Jest on mieszkańcem naszej gminy. W latach 70-tych był jednym z najlepszych zawodników drużyny „Sokół” w Kamieniu. Cieszy się autorytetem wśród piłkarzy, posiada dużą wiedzę trenerską i umiejętności zmotywowania swoich młodych piłkarzy do ćwiczeń i walki.


     Kibice, piłkarze, Zarząd Klubu Sportowego„Sokół” Kamień i Zarząd Towarzystwa Przyjaciół Kamienia składają Panu Trenerowi Edwardowi Czubatowi serdeczne podziękowanie za dotychczasową pracę, serce jakie zostawił na boisku i waleczność jaką zaszczepił kolejnym pokoleniom piłkarzy z gminy Kamień.
     Życzymy zdrowia i szczęścia osobistego oraz dalszych osiągnięć piłkarskich i satysfakcji z pracy społecznej.

 

     Zdjęcia zawodników z lat 1999-2000 są skopiowane dla każdego piłkarza, można je odebrać w sklepie "Kokos" (bezpłatnie).


Kamień dnia 6.01.2013


opracował Józef Czubat
 

 
110 lat temu były "jarmarki" w Kamieniu

Jarmarki, podobnie jak dziś w Sokołowie czy Jeżowem, odbywały się w Kamieniu od 1905 roku na terenie obecnych budynków: restauracji, sklepów z materiałami budowlanymi, piekarni i zakładu gospodarki komunalnej.

Rada Gminy w Kamieniu w dniu 11 grudnia 1905 roku podjęła uchwalę o organizacji targów "jarmarcznych" w każdy wtorek tygodnia.

W tej sprawie zwróciła się z prośbą o koncesje do Wydziału Krajowego we Lwowie. Jarmarki w Kamieniu były konkurencją dla sąsiednich gmin, dlatego bardzo trudno było uzyskać koncesję. Aby przyśpieszyć prawne załatwienie, 22 lutego 1910 r. Rada gminy delegowała wójta Łacha i Marcina Szewczyka do Wydziału Krajowego we Lwowie celem przyspieszenia wydania koncesji. W trakcie tych prawnych poczynań targi wciąż miały miejsce.

Po wielu staraniach i z wielkim trudem udało się koncesje otrzymać. W załatwieniu tej sprawy pomocy udzielił poparty przez mieszkańców Kamienia w wyborach poselskich do Parlamentu Wiedeńskiego hr. H. Lasocki.

Jarmarki odbywały się w Kamieniu do czasu wybuchu drugiej wojny światowej. Po wojnie zaniechano tej formy handlu. Zorganizowano jedynie skup żywca i innych produktów rolnych poprzez powstałą Gminną Spółdzielnię i Zakłady Mięsne.

 

Informacje uzyskano z zapisów z księgi protokołów Rady Gminy.

 

Kamień 09.03.2015 r.

 

Józef Czubat

 
Na stałe w historię gminy Kamień wpisali się... - pisze Tadeusz Krawczyk

Niedługo po wyzwoleniu w Kamieniu miało miejsce pozorowane rozbrojenie Posterunku Milicji Obywatelskiej. Pamiętam, jak pewnego dnia, późnym wieczorem, pod nasz budynek gospodarczy zajechał wóz, z którego do komory w pośpiechu coś wyładowano. Była to broń i amunicja, które ukryto w pace. (Tak w Kamieniu nazywano pojemniki na zboże. To słówko dla prof. Ożoga). Kilka taśm amunicji powieszono od wewnętrznej strony drzwi, które otwierały się do środka komory. Za drzwiami pozostawiono też jeden karabin. Na drugi dzień we wsi mówiono, że w nocy był napad i została rozbrojona Milicja.

Utkwiło to mocno w mej pamięci dlatego, że kilka razy, jak tylko rodzice poszli do pracy w polu, brałem z komory karabin i naboje, wchodziłem do stodoły i przez dziurę w drzwiach urządzałem sobie strzelanie. Do czasu. Ojciec się zorientował i karabin z amunicją schował. Po pewnym czasie, już nie zauważyłem kiedy, broń została wywieziona. Nie wiem dokąd i przez kogo.

Może ktoś z mieszkańców Kamienia skomentuje to wydarzenie, o którym Ojciec zabronił mi rozmawiać, a ja nawet później, już jako dorosły, nie miałem odwagi zapytać Go o szczegóły. W czasach PRL-u o takich sprawach niebezpiecznie było wiedzieć, a tym bardziej rozmawiać.

Nie mam wiedzy źródłowej, ale myślę, że mieszkańcy Kamienia tuż po wyzwoleniu samorzutnie utworzyli Milicję w trosce o własne bezpieczeństwo przed bandami i złodziejami. Aby nie oddać broni (która w czasie okupacji była na wyposażeniu mieszkańców działających w podziemiu), upozorowano rozbrojenie posterunku, z nadzieją, że broń ta będzie jeszcze kiedyś przydatna w odzyskiwaniu pełnej suwerenności. Moje przypuszczenia, że przechowywana broń była z okresu konspiracji opieram na tym, że w karabinie, z którego strzelałem, lufa nie miała drewnianej okładziny. Trudno sobie wyobrazić, aby taka broń była na wyposażeniu MO.

 

W tym czasie komendantem Posterunku MO w Kamieniu był Antoni Zaguła. On i jego bracia Józef i Władysław, a także mój Ojciec w okresie okupacji byli w jednej komórce organizacyjnej Batalionów Chłopskich. Kiedy po latach zniewolenia podzieliłem się tym wspomnieniem z Władysławem Zagułą, bratem nieżyjącego już wtedy Antoniego, powiedział że nic o tym nie wie, ale to nic dziwnego, bo takie sprawy były w głębokiej konspiracji. Powiedział mi wtedy że, w celu rozpracowaniu konspiracyjnej działalności w Kamieniu z okresu okupacji i po wyzwoleniu, UB w Nisku aresztowało i poddało torturom jednego z mieszkańców Kamienia (szkoda że nie zapamiętałem nazwiska). Po torturach był tak słaby, że umieszczono go w szpitalu w Nisku, ale całą dobę przy drzwiach sali szpitalnej dyżurował funkcjonariusz UB, aby nikt się z nim nie kontaktował. Władysław Zaguła zmylił czujność funkcjonariusza i od pacjenta uzyskał informację że ten mimo tortur nikogo nie zdradził. Pozorowane rozbrojenie Posterunku MO nie zostało przez UB wykryte, a dowodem, że nie było zdrady jest to, że mój ojciec nie został w tej sprawie aresztowany.

 

Tadeusz Krawczyk

 
« PoczątekPoprzednia3132333435363738NastępnaOstatnie »

Strona 36 z 38

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 117 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS