środa, 24 kwietnia 2024r.
Home
Wspomnienia

W tej kategori beda umieszczane wszelkie informacje na temat zazłużonych Kamieniaków i mieszkańców okolic gminy Kamień.



Znikające zawody rzemieślnicze w Kamieniu

     Zainspirowany artykułami Pani Urszuli Posłuszny pt. „Zanikające zwody rzemieślnicze w Kamieniu oraz te, które zniknęły bezpowrotnie” i Władysława Wąsika pt. „Warsztaty i zawody-profesje we wsi Stainau - Nowy Kamień” postanowiłem utrwalić imiona i nazwiska rzemieślników z Kamienia. Większość z nich prowadziła niewielkie gospodarstwa rolne, a rzemiosło było ich dodatkowym zajęciem. Myślę, że należy zachować pamięć o tych rzemieślnikach, często utalentowanych samoukach.


     Zacznijmy od szewców. W Kamieniu, jak wspomina Władysław Wąsik znanymi szewcami były rodziny Stypów i Partyków. W Prusinie byli to: Krzyś Tomasz, który mieszkał na początku wsi, przy trakcie przebudowywanej drogi Nisko - Rzeszów. Do jego warsztatu mieli blisko mieszkańcy Jeżowego, Dubli, a często zaglądali i mieszkańcy Cholewianej Góry.

     Marcin Piela i jego syn Franciszek. zajmowali się głownie wykonaniem i naprawą obuwia. Marcin miał również sklep i zajmował się także fotografią.

     Naprawą obuwia zajmował się Marcin Sabat z Prusiny. Watras Franciszek i Watras Jan, którego pasją, oprócz reperacji obuwia, była hodowla kanarków. Jan Chamot i jego ojciec Józef, którzy mieli bardzo małe gospodarstwo rolne, zajmowali się szewstwem.

     W Krzywej Wsi szewcem był Stanisław Sądej, którego rodzina wyjechała do USA. Wykonywał nowe fasony, wprowadzając aktualnie modne w tym czasie obuwie. Współpracował ze znanymi rzemieślnikami w tej branży z Sokołowa Małopolskiego. Franciszek Majowicz z Krzywej Wsi, który prowadził gospodarstwo role, zajmował się również naprawą obuwia, uczestniczył aktywnie w życiu społecznym wsi i gminy. Z jego gospodarstwa zachował się wóz konny żelazny z lat 1936-1940. Wóz ten w 2008 r. jego rodzina przekazała do Gminnej Izby Pamięci.


     Kowale - wykonywali bardzo ważne prace dla potrzeb gospodarstw rolnych. Wszystkie gospodarstwa na wsi ciężkie prace polowe jak: orka, bronowanie, transport płodów, nawozów wymagały siły pociągowej. Każde gospodarstwo, aby funkcjonować musiało korzystać z konia, który ciągnął wóz, pług, brony i inny sprzęt. Posiadany sprzęt wymagał częstych remontów, a koń wymagał też wymiany zużytych lub uzupełnienia zgubionych podków.

     Józef Kumięga z Pruiny ur. 27.03.1903, zmarł 30.01.1967 r. był cenionym kowalem. Kuźnia jego była usytuowana na posesji nr 35. Był też właścicielem niewielkiego gospodarstwa rolnego, aktywnym członkiem Polskiego Stronnictwa Ludowego, prezesem Spółki Serwitutowej i radnym gminy. Walicki Eugeniusz, Walicki J., Wąsik M. prowadzili gospodarstwa rolne, dorywczo świadcząc usługi kowalskie.

     W Krzywej Wsi kowalstwem trudnił się Józef Oczkowski. Żył w latach 1902-1962. Miał dobrze jak na ówczesne lata wyposażoną kuźnię, usytuowana była tuż przy drodze głównej na posesji Krzywa Wieś nr 7. Słynął z bardzo dobrze wykonywanych prac kowalskich w tym: podków i kucia koni. Jego wizytówką było wykonywanie narzędzi do obróbki roślin miedzy innymi „motyk”, używał do ich wykonania bardzo dobrej stali.

     Franciszek Sądej, który przejął budynek kuźni i sprzęt od Józefa Oczkowskiego, z powodzeniem przez wiele lat wykonywał usługi kowalskie, przeważnie remonty sprzętu rolniczego. Wykonywał również obróbkę drzewa, skonstruowanym przez siebie sprzętem napędzanym silnikiem spalinowym.

     Gancarz Jan doświadczony kowal i rolnik. Wykonywał bardzo wiele narzędzi i drobnego sprzętu do uprawy zbóż, warzyw: pługi, brony, rydle. Po śmierci żony wyjechał z Kamienia.

     Jan Oczkowski nazywany potocznie „Czarny”. Pytając się, gdzie idziesz odpowiadało się: do kowala, do którego? odpowiadało się do „czarnego”. Był bratem wspomnianego Józefa, kowala z Krzywej Wsi. Jan Oczkowski żył w latach 1911-1988. Miał bardzo dobrze wyposażoną kuźnię, którą wybudował na swojej posesji. W Kamieniu „Rupcie”. Dużo narzędzi do wykonania prac kowalskich i ślusarskich wykonał sam. „Miech” do podsycania paleniska do rozgrzewania żelaza z biegiem czasu zmechanizował, jego działanie nie wymagało pracy nóg, ale można było kręcić kołem, które uruchomiało dopływ powietrza do paleniska. Bardzo często pracę tą wykonywał udzielający informacji jego syn Władysław. Ja również miałem „przyjemność” wykonywać tę pracę będąc z ojcem w czasie kucia konia lub innych usług. Specjalizował się w okuwaniu wozów drewnianych. Zakładał okucia na koła: metalowe opaski - rafy. Łączenie tych kulistych raf wykonywał na gorąco spajając końce na zakładkę i zbijając ich na kowadle młotem. Wykonywał również metalowe elementy ozdobne, okucia wozów, czy sań. Potrafił dorobić też klucze do zamków, zasuwy do drzwi, lampy, szyldy i wykonać inne prace ślusarskie.

     Józef Sondej, syn Daniela, specjalizował się w klepaniu lemieszy (to część tnąca pługa). Po zorganizowaniu usług kowalskich przy SKR w Kamieniu tam kontynuował pracę kowala.

     Bardzo znanym kowalem w Podlesiu był Marcin Skawiński. Posiadający własny budynek kuźni w Podlesiu, a w czasie okupacji wybudował kuźnię w Kamieniu.

     Wspomniany w artykule Władysława Wąsika - Marcin Skawiński w początkowym okresie swojej pracy usługi kowalskie wykonywał w Podlesiu. W czasie okupacji jak wszyscy mieszkańcy tej wsi zostali wysiedleni. Przyjął tę liczną rodzinę do swojego domu Stanisław Rodzeń. Marcin był kowalem wszechstronnym utrzymywał się wyłącznie z pracy kowala. Udzielał także porad w leczeniu bólu zębów, najczęściej je usuwając.

     Andrzej Skawiński, młodszy brat Marcina, przejął kuźnię i wyposażenie po bracie Marcinie na Podlesiu. Bracia Skawińscy pochodzili ze wsi Stany gmina Bojanów. Osiedlili się Kamieniu zawierając związki małżeńskie z mieszkankami Kamienia. Andrzej był kowalem i rolnikiem. W młodym wieku pracował w cukrowni w województwie Kieleckim, w latach 1927-29 odbywał służbę wojskową. Dał się poznać, jako zdolny pracownik zatrudniony na stanowisku ślusarza w cukrowni, a później leśnictwie Morgi. Po II wojnie pracował w Kamieniu w Spółdzielni - Metalowców. Andrzej to rolnik, ślusarz i kowal tzw. „złota rączka”. Wykonując podstawowe prace kowala wiejskiego, tworzył również bardzo cenne pamiątki jak: srebrne obrączki ślubne, grzebienie dla pań i kawalerów, łyżki, widelce, wykorzystując szczątki zestrzelonych samolotów, czy srebrne monety. W czasie wojny, podobnie jak jego brat wyrywał zęby, czy doradzał mieszkańcom, korzystając z informacji rosowych o nowych formach prowadzenia gospodarstw rolnych.

     Jak wspomina Stanisław Kołodziej kuźnię i dom mieszkalny w Polesiu miał Piotr Ślusarz. Posesja usytuowana była na wolnej przestrzeni miedzy wsią Podlesiem a Krzywą Wsią, obecnie teren ten jest zabudowany.


     Rymarze: byli to rzemieślnicy bardzo potrzebni we wsi, gdzie w każdym gospodarstwie był jeden lub para roboczych koni, którym należało wykonać osprzęt, aby wykorzystać je do pracy w rolnictwie. Rymarze wykonywali uzdy, lejce i najważniejsze chomąta z poduszkami, które były wykonywane indywidualnie - dopasowywane do kształtów i gabarytów każdego konia. Chomąto przylegało do szyi konia, opierało się na jego karku i łopatkach. Dobrze dopasowane nie ograniczało ruchów i dzięki temu położeniu umożliwiało koniowi ciągnięcie dużych ciężarów. Wykonywali również „puszory”, uprząż w postaci „puszorka” ze skóry dla koni, które miały regulacje, jednak na terenie naszej i sąsiednich wsi bardzo mało rolników z nich korzystało. Rymarze wykonywali również naprawy wymienionego sprzętu. Zdarzały się przypadki zleceń wykonania siodeł, przeważnie bez dodatkowych ozdób czy wygodnego siedzenia. Rymarstwem zajmowali się przeważnie w okresie jesienno-zimowym, kiedy nie mieli większych prac w swoich gospodarstwach rolnych.

     W Prusinie był - Stanisław Błądek mieszkaniec Dubli.

     W Kamieniu znanym rymarzem Łach Marcin. Mówiło się o nim i jego rodzinie czy gospodarstwie „Łach Rymarz”, sporadycznie wymieniano imię. Do dziś po ponad 50. latach na wnuczkę mówi się „Stasia Rymarzowa”. Praca rymarza była dla niego dodatkowym źródłem utrzymania. Uprząż była zawsze perfekcyjnie i terminowo wykonana.

     Józef Konior, mający gospodarstwo rolne wykonywał usługi rymarskie, przeważnie w okresie miesięcy wolnych od pilnych prac polowych, prace rymarskie były jego dodatkowym zajęciem.

 

     Usługi tkackie: w Krzywej Wsi tkactwem zajmował się Andrzej Woś ur. w 1929 r. Były to podstawowe, bardzo proste usługi. Płaty płócien szerokości około 150 cm na bieliznę, pościel, garderobę. Prace te wykonywał we własnym bardzo małym domku, gdzie mieszkała też jego liczna rodzina. Wspomina Karolina Gancarz, która bywała często w tym domu, że rodzina żyła bardzo skromnie. W zależności od jakości przynoszonych do wyrobów nici, materiał był lepszej lub gorszej jakości, cieńszy czy grubszy. Wyroby wykonane u tkacza były w warunkach domowych ulepszane poprzez tak zwane wybielanie na słońcu i polewanie czystą wodą.

     W Prusinie i Błoniu prace tkackie wykonywali: Władysław Czubat , Ignacy Piela, Sikora Marcin, Tabor Piotr, Andrzej Sabat z żoną Agnieszką.

     W Kamieniu - Górka Bochenek Paweł ojciec Czesława, Mieczysława i Bolesława, Stanisława, którzy będąc jeszcze małymi chłopcami w wieku 9-12 lat pomagali ojcu przy pracochłonnych robotach.

     Jan Skomro, który przybył do Kamienia z Górna, prowadził najdłużej w gminie te usługi. Warsztat tkacki zachował się jeszcze do lat 80.

     Dominik Story, o którym wspomina Władysław Wąsik, był wszechstronnym rzemieślnikiem. Wykonywał usługi zduńskie, budował piece, które spełniały wielorakie funkcje. Taki piec na co dzień służył do gotowania, ogrzewania domu, pieczenia chleba, a piece kaflowe stanowiły też element ozdobny domu. Zdun Dominik znany był w każdym domu Kamienia i okolic. W okresie zimy pomagał bratu Stanisławowi prowadzić usługi tkackie. Mimo wykonywania zawodu tkacza i zduna zawsze znalazł czas na prace w miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej.

     Stanisław Story w Kamieniu - Górka prowadził warsztat tkacki. Wykonywane produkty tkackie braci Stanisława i Dominika Storych były zawsze fachowo wykonywane, cieszyły się dużym uznaniem. Tkał też w Górce Bednarz Józef. W Podlesiu Story Ludwik i Story Franciszek.


     Zielarki: chociaż na temat pracy zielarek w Kamieniu jest szczegółowa informacja we wcześniejszych artykułach, to jednak i tu nie można zapomnieć o bardzo cenionych i pomagających ludziom w leczeniu dolegliwości znachorkach zwanych potocznie „babkami”.

     W Dublach bardzo znaną zielarką była Paulina Pawełek nazywana potocznie Pawełkowa. Zbierała rożne zioła i kwiaty, suszyła je, opisywała ich zalety, a chętnych w nie zaopatrywała. Udzielała porady na rożne schorzenia, dolegliwości, wiedziała, czym i jak leczyć poszczególne choroby, przy urazach powypadkowych, jakie często zdarzały się przy pracach w gospodarstwach rolnych. Pawełkowa udzielała również porad w czasie ciąży kobiet i odbierała porody. Była cenioną znachorką powszechnie nazywaną „babką”.

     W Podlesiu zbierała zioła, udzielała porad i pomocy rodzącym kobietom „babka” Bałutka.

     W Krzywej Wsi natomiast zbieraniem ziół i udzielaniem w tym zakresie porad zajmowała się Maria Oczkowska. Znała każde zioło i kwiat leczniczy, wielu mieszkańcom w ten sposób pomogła. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zbierała zioła i dostarczała je do skupu dla producentów leków.


     Stolarze: Prusina - Władysław Tabor był profesjonalnym stolarzem: wykonywał stolarkę okienną i drzwiową i potrafił wykonać wszelkie naprawy stołów krzeseł oraz mebli domowych. Józef Potański - wykonywał przeważnie stolarkę okienną i drzwiową. Wala Jan posiadał duże gospodarstwo rolne, stolarkę wykonywał w okresie jesienno-zimowym, kiedy nie było pracy przy gospodarstwie.

     Duży warsztat solarski prowadził Błądek Stanisław mieszkaniec Kamienia - Górki. Praca stolarza była głównym źródłem utrzymania jego rodziny. Wykonywał bardzo dokładnie wszystkie zlecenia na meble. Warsztat stolarski po nim przejął jego syn Mieczysław, który wyjechał na prace zarobkowe do Wielkiej Brytanii.

     Władysław Sudoł wykonywał zlecone prace stolarskie. Po zorganizowaniu usług stolarskich przy Spółdzielni Kółek Rolniczych podjął tam pracę etatowego stolarza.

     Stolarstwem zajmowali się również: Jan Watras, Kazimierz Rodzeń, Roman Misiak. Znanym stolarzem był Fusiek, który po II wojnie wyjechał z rodziną do Rudnika.

     Bardzo znanym stolarzem był Władysław Dalenta - mając jak na ówczesne lata 50. profesjonalne maszyny stolarskie, które nabył po wojnie na ziemiach zachodnich. Wykonywał przeważnie prace związane z obróbką drewna jak: heblowanie, frezowanie lub szlifowanie. Zajmował się produkcją: okien, drzwi, desek podłogowych. U Dalenty uczyli się zawodu stolarza między innymi: Władysław Tabor, Bzduń, Wala, Franciszek Piela, Józef Potański i inni. W latach 60. wyjechał wraz z rodziną do Stanów Zjednoczonych Ameryki.

     Władysław Czubat - cieszył się uznaniem, słynął z jakości wykonywanych prac stolarskich, dlatego bardzo często wykonywał tego rodzaju prace w obiektach sakralnych i innych zabytkowych obiektach, dokonując ich renowacji.

     Franciszek Piela zam. w Kamieniu 325 w latach 60. nabył maszyny do obróbki drewna. Można było, jak mówiono potocznie u „Franusia” wykonać wszystko z drewna, a wykonywał swoją robotę bardzo starannie. Mówiło wielu korzystających z jego usług, że to nie było też „niedrogo”. Swoje umiejętności stolarskie i warsztat przekazał synowi Andrzejowi, który z powodzeniem kontynuuje zawód Ojca.

     Tadeusz Wakuła zam. w Kamieniu 441 pracę stolarza rozpoczął od prowadzenia niewielkiego zakładu stolarskiego, specjalizując się w wykonywaniu stolarki drzwiowej, okiennej, parkietów oraz szczególnie ozdobnych schodów. Zakupił nowoczesne maszyny do obróbki drewna, rozbudował hale produkcyjne, zatrudnił wielu pracowników. Obecnie działalność prowadzi z synem Marcinem. To nie jest już dawny zakład stolarski na poddaszu domu mieszkalnego. To jest duże przedsiębiorstwo prowadzące produkcję wyrobów z drewna na rynek krajowy i zagraniczny.

     Julian Sądej - prowadził gospodarstwo rolne, a w okresie jesienno-zimowym wykonywał: sanie, które używano w okresie ówczesnych śnieżnych zim jako konny środek lokomocji, miotły z młodych gałęzi brzozy, drobny sprzęt np. style do łopat, grabie .

     Stanisław Surdyka, Kamień 432, specjalizował się wykonywaniem drewnianych wozów, kół do wozów, żarna do mielenia. W żarnach mełło się zboże na pasze dla zwierząt, jak również mąkę na wypiek chleba. Prace stolarskie kontynuował jego syn Jan i wnuk Stanisław.

     Pikuła Michał zamieszkały w Kamieniu - Górka wykonywał wozy, sanie, grabie, beczki na kiszenie kapusty robił wszystko, co można było wykonać z drewna, jak również trumny, które wykonywała większość stolarzy.

     W Podlesiu Piotr Kołodziej wykonywał wszystkie prace wykończeniowe budynków mieszkalnych i gospodarczych. Po zorganizowaniu usług stolarskich w spółdzielni Stolarskiej w Kamieniu, podjął tam stałą prace. Zawód ojca kontynuował jego syn Józef.

     Solarzem był Bałut, mieszkaniec Podmarkowizny, który posiadał podstawowe maszyny stolarskie, co pozwalało podejmować bardzo szeroki zakres prac. Jego brat prowadzący gospodarstwo rolne w Podlesiu Stanisław Bałut w okresie zimowym wykonywał stolarkę drzwiową i okienną.

     Zawód stolarza kontynuuje pochodzący z rodziny Błautów, Bogusław Koper prowadzący aktualnie zakład stolarki w Kamieniu wykonując stolarkę drzwiową, okienną, meble pokojowe i ogrodowe.
Krzywa Wieś - Paweł Przybysz w swoim w domowym warsztacie, wykonywał wszystkie elementy wykończeniowe domu, meble kuchenne i pokojowe, ławy, krzesła, łóżka, kanapy, obrabiał deski na podłogi i wykonywał wiele innych prac stolarskich.

     Andrzej Bałut był wszechstronnym fachowcem - budowlańcem. Budował domy, przygotowywał drzewo na ich budowę, przecierając piłą grube 15-20 centymetrowe pnie w bale. Prace przecierania wykonywało 3 mężczyzn. Budował domy zaczynając od układania dużych kamieni, na których kładziono drewniane wcześniej wspomniane bale - podwalinę, ściany, płatwie, dach i elementy wykończeniowe jak: okna, drzwi, podłogi. Był bardzo zdolnym rzemieślnikiem. Wykonywał wszystko, co było potrzebne w gospodarstwie: żarna do mielenia zboża, wozy, beczki na kiszenie kapusty, kołowrotki do przędzenia nici. Potrafił wykonać skrzypce do grania, na których grał podczas rożnych uroczystości. Bardzo często w większości gospodarstw obchodzono uroczyste imieniny z obecnością muzykantów. Nazywamy go „złotą raczką”.

 

     Budowlańcy: w Kamieniu jak wspomina pani Urszula Posłuszny zanikły usługi tracza, budowniczych drewnianych domów, którymi w Kamieniu byli: Jan Sądej, Wojciech Oczkowski, Jakub Piekut. Prace budowlane i ciesielskie wykonywali równie: Jan Wilk, Władysław i Stanisław Rodzeniowie, Józef Sitarz. W Podlesiu stolarstwem trudnili się: Orszak Antoni, Kołodziej Michał, Sitarz Antoni.

     Bardzo ciekawe i trudne prace wykonywał Sądej Franciszek, nazywany potocznie „łacibuda” wykonywał bowiem pokrycia dachowe ze słomy. Przybijał „łaty”, często były to żerdzie z młodych drzew, robił wiązanki słomy „kiczki” i krył budynki. Na samym szczycie dach kończył układając kłącza perzu. Wykonywał też uzupełnienia słomianych dachów starszych domów „bud”, stąd drugi człon nazwy „buda”.

     W Podlesiu podobne prace wykonywał Piela Wojciech.


     Krawcy: znanym krawcem w Podlesiu był Jan Kołodziej nazywany potocznie „Gęsiak”, ponieważ wcześniej mieszkał w Gęsiówce. Był bardzo cenionym krawcem, cieszył się autorytetem wśród mieszkańców Kamienia i Podlesia, mimo że miał problem z umiejętnością czytania i pisana. Krawiectwem w Podlesiu zajmował się również Jan Partyka, Oczkowski Piotr, Jan Kołodziej.

     W Kamieniu Józef Oczkowski, mieszkaniec części wsi, tak zwanej „Rupcie”, był bardzo znanym krawcem, a wykonywany zawód był głównych źródłem utrzymania jego rodziny. Oczkowski Zbigniew, syn Józefa, kontynuował ten zawód. Wykonywał także w niewielkim zakresie usługi garbarskie. Szczególnie w okresie okupacji i pierwszych latach powojennych nielegalnie garbował skóry zwierząt domowych okolicznych rolników, głównie na kożuchy, uprząż dla koni czy obuwia. Umiejętność garbowania skór była bardzo ceniona z uwagi na braki tego surowca na rynku.

     Henryk Rodzeń zajmował się krawiectwem i rolnictwem. Obecnie mimo wieku nadal wykonuje te usługi.

     Bolesław Lis - popularnie zwany „lisek” - jego specjalnością było szycie czapek dla mężczyzn i spodni „rajtek”.

     W Krzywej Wsi stałą pracę krawca wspólnie z żoną wykonywał Tadeusz Zaguła. Wykonywali usługi bardzo dobrze i terminowo, co powodowało, że miał dużo zleceń. W latach siedemdziesiąty wyjechał z rodziną na Śląsk i tam podjął się bardzo ciężkiej, ale lepiej opłacanej pracy górnika.

     Usługi krawieckie wykonywał również mieszkający w części zachodniej Krzywej Wsi Józef Cierpisz, prowadząc jednocześnie niewielkie gospodarstwo rolne.

     W Prusinie znanymi krawcami byli: Józef Socha, Edward Cierpisz, Wojciech Zaguła.


     Inne zawody rzemieślnicze:  tylko kilku rolników wykonywało pracę związaną z przygotowaniem nasion prosa, gryki na kaszę jaglaną i kaszę gryczaną. Do pracy tej wykorzystywali bardzo prostego narzędzia tzn. „stępa”, takie narzędzie znajduje się w naszej Izbie Pamięci. Moździerz kaszarski - urządzenie używane do obłuskiwania i kruszenia ziarna na kaszę. Składa się z wysokiego, wąskiego naczynia wydrążonego w kamieniu lub drewnie (rodzaj moździerza) i drewnianego ubijaka zwanego stęporem. Często dolna, robocza powierzchnia stępora nabijana była metalowymi ćwiekami. (źródło: Stępa – Wikipedia, wolna encyklopedia) Prace ta wykonywali miedzy innymi mieszkańcy Kamienia: Drelich i jego sąsiad Marcin Sikora, Jan Ganarz, Sabat.

     W Krzywej Wsi usługi „mielenie kaszy” wykonywał Paweł Przybysz.

     Przygotowanie kasz do spożycia wykonywano również w miejscowym młynie u Ludwika Kędziora. „Omielenie kasz” dla własnych potrzeb wykonywano w wielu gospodarstwach.

     Szwaczki: drobne i mało skomplikowane usługi krawieckie wykonywane w każdym gospodarstwie. Usługi szycie, suknie ślubne, czy stroje na bardzo ważne uroczystości czy imprezy wykonywały znane krawcowe lub krawcy.

     W Krzywej Wsi znana i cieszącą się wielkim uznaniem kobiet w Kamieniu była Agnieszka Surdyka, a w Kamieniu Genowefa Szczerbaty.

     Budowniczowie pieców: Znanymi zdunami w Kamieniu jak wspominamy w poprzednim artykule był Dominik Story i jego syn Czesław. W Prusinie Ciak Izydor i jego syn Stanisław, a w Podlesiu Dudzik Michał.

     Rzeźnicy: Byli to mężczyźni prowadzący gospodarstwa rolne lub pracowali zawodowo w innych zakładach, a dodatkowo wykonywali usługi związane z ubojem i wyrobem wędlin.

     W Kamieniu rzeźnikiem był Bolesław Saj, mieszkaniec Kamienia - Górki, prowadził też niewielkie gospodarstwo rolne, ponadto ubojem i masarstwem zajmowali się: Bolka Piotr, Andrzej Czubat, Józef Wyka i jego ojciec Andrzej, Radomski Marcin oraz wielu innych mieszkańców Kamienia.

     W Prusinie znanym rzeźnikiem był, Stanisław Koper, jego wyroby, szczególnie kaszanka i salceson, nie miały konkurencji wśród rzeźników w Kamieniu. Warto wspomnieć, że wiele lat pełnił funkcje Sołtysa, Radnego Rady Gminnej i Prezesa Spółki Serwitutowej. Znanymi rzeźnikami byli: Jabłoński, Smusz J., Stasiak K., Bałut Henryk.

     Olejarze: W Krzywej Wsi produkcją oleju zajmował się Antoni Ożóg, w Nowym Kamieniu Bednarz, w Prusinie Sabat Stanisław oraz Radowski Marcin w Kamieniu.

 

     Prosimy o przesyłanie dodatkowych informacji o osobach, które wykonywały zanikające zawody na adres Towarzystwa Przyjaciół Kamienia.


Informacji do niniejszego opracowania udzielili:
Stanisław Kołodziej z Legnicy
Anna Szewczyk z Dubli,
Czesława i Kazimierz Barabaszowie z Prusiny,
Maria Surdyka i Karolina Gancarz i Maria Surdyka z Kamienia.
Zofia Pleśniarska z Prusiny i Jan Głuszak z Krzywej Wsi

 

Kamień, listopad 2023 r.


Całość zebrał i opracował Józef Czubat

 
Starodawne adresy w Podlesiu

     6 sierpnia 2015 rokuRada Gminy Kamień podjęła uchwałę w sprawie nadania nazw ulicom w miejscowości Kamień. Zgodnie z tą uchwałą powstała ulica Podlesie, ulica Duble, ulica Błonie i ulica Krzywa Wieś. Tym samym dotychczasowe nazwy wsi będą teraz używane jako nazwy ulic.

     Towarzystwo Przyjaciół Kamienia podjęło inicjatywę opracowania historii nazewnictwa wsi i osad znajdujących się na terenie naszej gminy. Na nasz apel odpowiedział Pan Stanisław Kołodziej mieszkaniec Legnicy, urodzony w Kamieniu w 1939 roku. Przekazał nam informację na temat nazw, jakie funkcjonowały na Podlesiu, na przykład związane z nazwiskiem mieszkańców danego regionu (Bochenki), miejscem usytuowania ich domów (Zalesiaki) lub wykonywanymi czynnościami (Pijawcarze czyli poławiacze pijawek).

     Pan Stanisław pisze: „Od strony południowej Olszyny, Żabiec, przy samym lesie Jastrzębiaki, następnie Bochenki, jako pierwsi osadnicy, środkowa część to Łotwa, nad rzeczką Pijawcarze, za lasem Zalesiaki, końcówka wsi to Skiby, następnie Dudziki, ostatnie to Morgi”.

 

     Mamy nadzieję, że znacie Państwo nazwy części innych wsi w naszej gminie. Czekamy na informacje.

 

Rodzina Andrzeja Bednarza mieszkająca w czasie okupacji w Kamieniu. Pierwszy z lewej - Andrzej Bednarz, w chustce jego żona.


Córki Andrzeja Bednarza: Maria, Franciszka, Janina.


Kawalerka z Podlesia, 1959 r.: Wasik Stanisław, Korytko Bolesław, Dudzik Józef, Kołodziej Stanisław, Bochenek Michał.


Zdjęcie z 1960 r. - Kołodziej Stanisław s. Jana, Czubat Józef s. Franciszka, Kołodziej Jan s. Piotra.


Orkiestra z Nowego Kamienia - solistka Janina Tabor z Prusiny.


Wycieczka pracowników Gminnej spółdzielni z Kamienia: od lewej Lgnący Bednarz, Józef Smusz, Jan Łach, Władysław Partyka, Józef Rzeszutek, Jan Niemiec, Zygmunt Dudzik, Marian Hawro (z opaską żałobną na ręce) i Marcin Sitarz, siedzi Stanisław Kołodziej.


Teren po cegielni w Podlesiu.


Cegielnia w Podlesiu.


Pracownicy cegielni w Podlesiu w tym motocyklista.


     Zdjęcia przekazał syn Antoniego Walickiego - długoletniego kierownika cegielni.

 

Członkowie Kółka Rolniczego w Podlesiu wyjeżdżają na dożynki gminne w Kamieni - zdjęcie przekazał P. Korytko.

 

Zarząd Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Kamień, dnia 4 listopada 2023 roku

 
Wiktor Legutko - człowiek wielkiego serca, animator kultury, oświaty, rozwoju spółdzielczości, wieloletni kierownik Szkoły Podstawowej w Kamieniu

 
"Moja ukochana Małocha"

     Pisanie o pastuchach na wsi jest trochę takie śmieszne, by nie powiedzieć głupie, nikt poważny nie będzie sobie zawracał głowy pastuchami. Krowy pasali głównie chłopcy, lub starsi i niedołężni członkowie rodzin. Czasami przy nawale prac polowych krowy po prostu były uwiązane na paliku, a wtedy wolne ręce pastuszka też były wykorzystywane w żniwa, przy zbiorze siana, potrawów, wykopkach. Krowy były wiązane na skoszonej łące lub przed wykopkami na staju, gdzie rosły jeszcze badyle i chwasty. Pasało się na swoim polu, na drogach, miedzy, części łąki od strony uprawianej roli, taki pas łąki, na którym koń zawracał podczas orki. Przy każdym polu była droga dojazdowa na całej długości pola. Pola kamieńskie były wąskie ale długie, sięgające nawet 2 kilometry. Pasało się także na rowach, przy dołach i zagajnikach. Wypasane były trawy wszędzie tam gdzie nie można było zbierać jej jako siano. Pod nazwą ugór kryło się staje po koniczynie pozostawione bez dalszej uprawy, które bardzo szybko zarastało samoistnie chwastami segetalnymi i samosiewami koniczyny, wyki i lucerny. Dużo rolników przeznaczało część pola pod zielonki, uprawiano głównie wykę i lucernę na paszę dla zwierząt. Pola na których łatwo i szybko rosły te rośliny a następnie dość prędko zarastało roślinami o dużej wartości odżywczej dla uzyskania zwiększonej ilości mleka od krów. Wyki i lucernę uprawiano na pasze w plonie głównym, częściej jednak jako zasiew na bieżące dokarmianie podczas dojenia krów. Krowy właśnie na takich ugorach najchętniej się pasły dając dużo smacznego mleka. Krowy to wyjątkowe zwierzęta, uznawane były za żywicielki dzieci i większości mieszkańców wsi, kwaśne mleko albo maślanka z ziemniakami to była nasza kolacja. Mają doskonałą pamięć oraz orientację w terenie. W sytuacjach problematycznych zachowują się niemal jak ludzie, potrafią same wrócić do domu, co wielokrotnie sprawdziłem, gdy już po pasieniu wracaliśmy do domu. Są wspaniałymi matkami, które bardzo troskliwie opiekują się swoim potomstwem i przygotowują maleństwa do samodzielnego funkcjonowania. Krowa z chęcią zaopiekuje się także cielakiem, który nie jest jej rodzonym dzieckiem. Wszystkie krowy łączyła jakaś więź, one się wzajemnie lubiły, czekały na siebie, trzymały się razem tworząc małe stado.

     Na Podlesiu było duże pastwisko - około 100 hektarowe o dość dobrej jakościowo trawie. Na końcu Prusiny znajdowało się jeszcze niedawno pastwisko Błonie, na którym powstało osiedle domków jednorodzinnych. Za lasami Morgowymi są łąki zwane Zdogą, gdzie pasiono głównie konie, a przy okazji uzbierać można było prawdziwków lub kozaków. W Steinau było pastwisko gminne na terenach Spółki Serwitutowej. Pastwisko o nazwie „Piś” położone było pomiędzy polami zwanymi „Santy” oraz polami łowiskimi. Trawa na Pisiu była mało pożywna, krowy jadły niechętnie. Aktualnie na Pisiu rośnie piękny las, ziemia tam była piaszczysta lub ilasta i nie nadawała się pod uprawy rolnicze. Pastwiska były raczej dla koni, tam się krowa nie najadła, koń potrafi wyskubać trawę z korzeniami. Bardziej zamożni gospodarze mieli ogrodzone pastwiska, gdzie bydło swobodnie sobie tam się pasło. Na wsi wiedzą, że koń brudnej wody się nie napije, nie widziałem, aby koń pił wodę z kałuży, a krowa już tak? W zimie krowy karmiono potrawami zgromadzonymi na strychu obory lub w stogu za stodołą. Ponadto karmiono kiszonkami z kukurydzy, sieczką ze słomy owsianej, pszenicy a nawet żyta z domieszką posiekanych buraków pastewnych. Konie karmiono sianem oraz owsem. Zwierzęta były karmione i pojone codziennie minimum dwa razy dziennie. Nie do pomyślenia było, aby krowy były głodne, lub nie napojone, które potrafiły się upomnieć o jedzonko, jak były głodne ryczały - beczały.

     Najczęściej to jednak w małych gospodarstwach była prowadzana hodowla krów za pomocą pastuszka. Zdarzało się, że tym pastuchem był ktoś, kto za utrzymanie: wyżywienie i nocleg, czy ubranie i jakieś „grosze” pasał obce krowy. Teraz pastuch to drut pod małym napięciem i wystarczy? Krowy pasały też „służące”, może nie każdy wie, że służąca na wsi, to nie to samo, co służący na dworach. Najczęściej służącymi były dziewczęta z ubogich - wielodzietnych rodzin. Nie byliśmy bogaci, ale pamiętam Władzię, która była taką naszą „służącą”, choć traktowana była bardziej jako moja starsza siostra, a musiała więcej pilnować mnie niż krowy. Miałem ulubioną krówkę o imieniu Małocha, która była „szefową” w stadzie i zdaje się mi, że Ona też mnie po swojemu „kochała”. Broń Boże nie była to jakaś „zoofilia”, albo „sodomia”, taka „sympatia” bezinteresowna. W pole zawsze szła obok mnie i tolerowała wszystkie moje głupie pomysły jazdy na grzbiecie albo na jej rogach. Czasami tylko mnie ze znudzenia przywoływała do porządku, zrzucając mnie z siebie. Jako pastuszek byłem bardzo chudym i lekkim dzieciakiem, nawet mama kazała mi nosić kamienie w kieszeni, żeby wiatr mnie nie porwał. Uwielbiała głaskanie po szyi od dołu i ochoczo poddawała się ona takiemu masowaniu. Krowy uwielbiają być głaskane, pieszczone i drapane za uszami.

     Pasanie krów było zajęciem dla dzieci wiejskich, taka swojska misja od dawien dawna. Nie można tutaj mówić o zwyczaju, jak kolędowanie, albo śmigus dyngus, pasienie bydła jest podstawowym obowiązkiem mieszkańców wsi. To, że człowiek na wsi często na starość miał zajęcie podobne do tego z dzieciństwa jest jakby oczywiste. Sam miałem babcię, która pasała krówki, dziadków raczej do pasienia tych krówek nie wykorzystywano, no co innego to pasienie koni, te zwierzęta nie były, a raczej nie powinny być obsługiwane przez kobiety. Dla mojej mamy, to by się nawet skończyło tragicznie, została ugryziona w policzek przez kobyłę w stajni, gdy podeszła z sianem nie z tej strony co ojciec jej podawał obrok. Swoją drogą kobyłka lubiła czasami mocno skubnąć, gdy się do niej niespodziewanie podeszło, szczególnie tuż po oźrebieniu chroniła swoje maleństwo. Ja też doświadczyłem „przyjacielskiego” upomnienia, że powinienem ją poczęstować gruszką, a nie samu się obżerać. Nasza kobyłka o imieniu Baśka uwielbiała gruszki cukrówki, które rosły na podwórku i wszystkie spady w jej zasięgu należały do Baśki. Dojenie to obowiązek kobiet, choć ojciec umiał doić, to mama jednak nie pozwalała się wtrącać do jej obowiązków, mawiała pilnuj swojego konia.

     Pod wieczór, gdy krowy po napojeniu trzeba było zagonić do stajni, mama sprawdzała, czy były najedzone. Najdalej mieliśmy pole pod Borczynami, które nazywane było „Najfeltem”. Tam krówki zawsze miały porządną wyżerkę, rzadko się tam pasało, bo było daleko od domu. W drodze powrotnej krowy często wszystko przetrawiły, a po drodze zostawiały „ciepłe placki” i w domu chętnie by znowu coś chciały jeszcze dojeść, a mama podejrzanie patrzyła czy aby dobrze je pasłem, a nie tylko przeganiałem je bez potrzeby do lasu, gdzie tzw. robactwo niemiłosiernie gryzło, aż krowy nie raz miały bąble po tych ugryzieniach przez tzw. bąki. Ale pasienie w deszcz w lesie się czasami opłacało, można było nazbierać grzybów. Raz udało się mi znaleźć prawdziwka - olbrzyma, ważył ponad dwa kilo, no może 1,5 i nie był nawet robaczywy. Mieliśmy wszyscy jajecznicę z grzybem na kolację.

     W jednym roku podczas popasania na „Najfelcie” przyłączyła się do krów młoda sarenka, wiem teraz, że nie wolno zabierać takiego maleństwa matce, która w pobliżu czuwała, ale sarenka wtedy szła z nami sama kawał drogi do domu. Niestety po pewnym czasie zaczęła przystawać i trzeba ją było nieść na rękach aż do samego domu. Moi rodzice byli zaskoczeni tym nowym „przybyszem”, a mama mnie skrzyczała, że źle postąpiłem zabierając matce dziecko. Znalazłeś to teraz musisz się „Znajdkiem” opiekować i karmić. Miałem wtedy młodszą siostrę, która była karmiona jeszcze za pomocą „cummla” czyli smoczka, więc musiała się podzielić mlekiem od krowy ze „Znajdkiem”, który opróżnił na początek całą butlę i poszedł spać razem z krówkami do stajenki. Sarenka już na stałe zadomowiła się u nas i po pewnym czasie sama pasła się na podwórku. Pewnego dnia wydostała się przez dziurę w płocie, poszła w pole, najadła się łubinu i ją po nim mocno wzdęło, weterynarz orzekł, że sarenkę trzeba zabić, bo i tak zdechnie w męczarniach. Niestety, „Znajdek” ku mojej rozpaczy został uśmiercony, a mięso przeznaczono do spożycia. Ja w swoim proteście odmówiłem zjedzenia mojej sarenki. Z tymi krowami przeżyłem jeszcze jedno koszmarne wydarzenie, a mianowicie po badaniu krwi bydląt orzeczono, że są chore na gruźlicę, nie wiem na ile ta informacja była prawdziwa, faktem jest, że w okolicy u większości krów została stwierdzona ta gruźlica. Było to bardzo dziwne, krowy wcale nie wyglądały na chore, były dorodne, umięśnione, dawały dobre mleko, a tu taka wiadomość? Więc moje ukochane bydlątka poszły do skupu zwierząt, co wywołało u mnie stres oraz niechęć do pasienia krów. Ojciec kupił dwie krowy, ale pasieniem musiała się zajmować już siostra i mama, ja kategorycznie odmawiałem zajmowania się tymi nowymi krówkami! Nie wiem dlaczego, ale moje krówki uważałem za swoją rodzinę, dla mnie były one prawie święte!

     We wsi Steinau były hodowane krowy, każdy podobnie wypasał je najczęściej na polu przy domu, które nazywano „hast plac”. Każdy pastuch pilnował swoje bydlęta, tak aby nie weszły w „szkodę”, ale też strzegł je, aby nie zostały pobodzone przez obce krowy. Takim stałym pastuchem, można powiedzieć „zawodowym” pastuchem, znanym mi osobiście był Dolek Gutów, z którym starałem się utrzymywać dobre kontakty, gdyż w pole za Marutem krowy często prowadziłem po terenie, którego właścicielem była rodzina Gutów i nie mieliśmy takiej służebności do przegonu lub przejazdu po ich własnościach. Z Dolkiem był utrudniony kontakt, On miał swój świat i jego zajęciem przy pasieniu krówek było rozplątywanie sznurków, które zawsze nosił przy sobie, pastuchem był bardzo solidnym i zawsze troszczył się o swoje podopieczne i chyba całe jego życie zawodowe to było pasienie krów. Pasienie krów nie jest i nie było zajęciem ciekawym, ale ważne dla członków całej rodziny a mleko było podstawą wyżywienia domowników. Najprzyjemniej pasło się krowy jesienią, przy ognisku i pieczeniu ziemniaków tzw. pieczaków. Zdarzały się wspólne popasy na łąkach po zebranym potrawie i śpiewy pastuchów. Robiliśmy piszczałki na których próbowaliśmy wygrywać melodie. O pasieniu krów można poczytać na stronie:

https://historiezzaplota.wordpress.com/2017/02/02/o-pasieniu-krow/

     Mało mi znanym tematem związanym z hodowlą krów była ich rozrodczość. Rodzice sprawy te trzymali trochę w tajemnicy. Początkowo zapłodnienie krowy wymagało kontaktu z bykiem - buhajem. Później sprawy te załatwiał inseminator. Pod koniec lat pięćdziesiątych w Kamieniu u Pana Lebidy mieściła się placówka weterynaryjna i zorganizowano tam konkurs na najbardziej okazałego buhaja. Pierwsze miejsce zdobył okaz ważący blisko tonę. Prowadziło go dwóch mężczyzn na specjalnych żerdziach zapiętych do dwóch kółek w szczepionych do jego nosa. Rozpoznanie gotowości krowy do zapłodnienia ma duże znaczenie i mama zwracała uwagę jak dana krowa się zachowuje, czy próbuje skoczyć na drugą krowę, gdyż to jest ważny objaw do jej zapłodnienia, nie wolno było tego przegapić. Opóźnienie zapłodnienia krowy kończyło się stratą pozyskania kolejnego cielaka, co za tym szła niezdolność do wytwarzania mleka. Sam byłem świadkiem cielenia się krowy i widziałem z jaką troską krowa po ocieleniu opiekowała się swoim potomkiem, prawie tuż po urodzeniu młode byczki były bardzo aktywne, szybko sobie radziły z dojeniem mleka u swojej mamy.

     Temat związany z pasieniem bydlątek nie jest zbyt interesującym, ale to były takie czasy, był pokój zagwarantowany wielką „przyjaźnią” Polski i ZSRR. Już nie było wywózki do łagrów, a obozy koncentracyjne były na szczęście tylko historią. Toczące się życie było nudne, skupione wokół codziennych spraw, zakupów, które nie były takie proste. Pamiętam taki czas, gdy nawet zakup chleba w piekarni stanowił problem! To miały być nowe czasy z ustrojem o wielkich nadziejach. Takim dziwnym przykładem „nowego ustroju” może być Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna w Kamieniu. Jako mały chłopiec zawsze zazdrościłem kolegom, których rodzice należeli do tej Spółdzielni, gdyż oni nie musieli paść krów! Namawiałem ojca aby przystąpił do nich, ale Tato nie był zainteresowany i zbywał mnie jakimiś opowiastkami o wielkim głodzie na Ukrainie? Tak więc opisywanie tych lat spędzonych przy krówkach ma się marnie w porównaniu z tymi czasami do 1945 roku. Na szczęście nie było już u nas wojny, to gdy dorosłem zrozumiałem, że mamy jednak coś do zmiany, pokonania i obalania, budowania i remontowania.

Wspominał: Władysław Wąsik

 
List miłosny z 1896 roku

Powyższy wycinek z gazety, która zamieściła list miłosny z 1896 r.,
można znaleźć w kilu miejscach w Internecie

 
« PoczątekPoprzednia12345678910NastępnaOstatnie »

Strona 2 z 21

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 51 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS