niedziela, 22 grudnia 2024r.
Home
Strona internetowa Towarzystwa Przyjaciol Kamienia w Kamieniu.
Stało się! PDF Drukuj Email
Wpisany przez ewa świerat   
poniedziałek, 06 lipca 2015 07:06

Wroclove!


     Stało się. Marzenie, które kiełkowało we mnie od pierwszego dnia pracy w Zespole Szkół w Kamieniu- marzenie o zorganizowaniu wycieczki na Dolny Śląsk- ziściło się w stopniu, o jakim nie śniłam. Jeśli cokolwiek w życiu wyszło Wam lepiej, niż zaplanowaliście, znacie cudowny smak szczęścia, którym upajam się od kilku dni.


ale od początku...


     Tajemnicą poliszynela jest moje pochodzenie i sposób, w jaki znalazłam się w Kamieniu- tak, tak, przywiodła mnie tu miłość. Niektórzy znajomi do dziś pukają się z politowaniem w głowę, słysząc, jak z emfazą snuję opowieści o moim podkarpackim dolce vita. Pamiętam ich szczerą troskę, kiedy w pytaniu "jak mogłaś?!", mieściło się niepomierne zdziwienie, z domieszką litości i podejrzeniem o szaleństwo... Że Polska klasy B, że pewnie nie mają tam H&M, a toalety drewniane, koniecznie z serduszkiem w skrzypiących drzwiach, na podwórku pasą się kozy, a gdyby nie wędrowne ptactwo, z pewnością nie miałabym co jeść. Zadawałam szyku na modnej podówczas "Naszej Klasie", bo żaden Londyn i żaden New York nie brzmiał równie egzotycznie jak "Kamień pod Rzeszowem". I jeszcze do tego praca w szkole! Skojarzenia ze Stasią Bozowską (pamiętacie Stasię?) nasuwały się same...
     Ale ja pokochałam i Kamień, i swoją pracę, a słuchając znajomych myślałam z wyższością przydaną tym, którzy wiedzą więcej, i wraz z ilością wyrażeń gwarowych nieustannie wtrącanych w tyrady o charakterze prywatnym- zapragnęłam pokazać uczniom bajeczną krainę mojego dzieciństwa,


ale to daleko przecież...


     Kolejne próby utworzenia listy uczestników wycieczki paliły na panewce. Za drogo. Za daleko. A po co. Aż w końcu trafiłam na grunt podatny, zagrałam za strunie sentymentalnej, snułam plastyczne wizje, rozpalając wyobraźnię Rodziców i uczniów. JEST! Ale na tym skończył się poziom "Łatwe". Organizacja wycieczki na Dolny Śląsk to nie wyjazd na targ do Sokołowa. Daleko- tylko do Wrocławia z Kamienia jest prawie 500 km, a przecież kiedy już tam jesteś- grzechem byłoby nie pokazać tajemniczych zamków, majestatycznych gór, pereł baroku, wygasłych wulkanów, słynnych sanktuariów. Więc wszędzie trzeba dojechać. Trzeba gdzieś spać, i to ze trzy noce- trzeba jeść, płacić za wstępy, nająć przewodników. Trzeba dokonać selekcji- w byle walącej się dolnośląskiej wsi stoi a to zamek, a to pałac, a to kościół wzorowany na świątyni Salomona... Każde pasmo górskie nęci, każde miasto zaprasza. Więc w czym problem? Nie sztuką jest przecież zorganizować taką wycieczkę- ustalić budżet na 700 zł i hulaj, dusza! Jest, jak jest... Chciałam to zrobić ekonomicznie. Szkotem nie jestem, ale co tam!.. Więc


ahoj, przygodo!


     Najpierw- droga. Do Rzeszowa - gimbusem, z nieocenionym panem Wyką. Potem- Polskim Busem do Wrocławia. Za 44 złote w obie strony- na piechotę byłoby drożej... 5,5h wygodnej jazdy i piastowski Wrocław wita Was! Zawsze czuję szczególny rodzaj wzruszenia, kiedy goszczę w mieście, które było moim domem przez siedem lat. A tu jeszcze mąż i tata na dworcu!, więc jestem w domu. (wybaczam brak czerwonego dywanu, kwiatów i orkiestry dętej). Pełnia szczęścia, tym bardziej, że pogoda była piękna, więc chwilę pogościliśmy w pięknym budynku wrocławskiego dworca PKP, a potem- myk!- tramwajem za jedyne 1,50 do ZOO i Afrykarium. A tam krokodyle, płaszczki i lemury, słonie, węże i motyle, czyli najsłynniejsze w Europie ZOO, z fenomenalnym Afrykarium, w którym twarzą w pysk można stanąć z morskim potworem. Myślałam, że po Afrykarium od razu zapragną Starówki, ale nie- "do ZOO chcemy", więc, ku radości św. Franciszka, przez jeszcze dwie godziny podziwialiśmy urokliwych mieszkańców wrocławskiego przybytku. Potem koiły nas chłodne mury archikatedry, a ze szczytu jej wieży podziwialiśmy panoramę jednego z najpiękniejszych miast na świecie. Spacer po Ostrowie Tumskim, kilka zdjęć i ruszamy w stronę Rynku, czyniąc po drodze sentymentalny ukłon w stronę Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławiu, mojej alma mater . Ech, Wrocławiu... dziś jawisz mi się jak zamorska kraina, nie należymy już do siebie, ale gdzieś, w głębi serca, masz zaciszną niszę. Na zawsze.
     Rynek wrocławski to miejsce kultowe. Piękne, monumentalne, kipiące życiem i dobrą energią. Jeden z największych Rynków w Europie, porażająco piękny, zawsze wypełniony gwarem rozmów, brzękiem szklaneczek. Piękny szczególnie nocą. Nad Rynkiem pyszni się budynek Ratusza, ale z zadzieraniem głowy trzeba ostrożnie- można rozdeptać krasnoludka :-)
     Wieczorem powoli dopada nas zmęczenie, a do miejsca odpoczynku- jeszcze prawie 100km. Z Muchowa dochodzą wieści- pękła rura i nie ma wody. Z marsowymi minami wsiadamy do busa i mkniemy autostradą na Pogórze Kaczawskie- w samym jego sercu, na terenie parku krajobrazowego "Chełmy", znajduje się Muchów- tam mieszkają moje Babcie, Ciocie i Rodzice, tam też, pod dachem dawnego pałacu myśliwskiego, znajduje się schronisko młodzieżowe . Na szczęście woda w kranie powróciła... I pierwsze zaskoczenie- kiedy w Kamieniu zapada zmrok, słońce na dolnośląskim niebie jeszcze wysoko, jeszcze pracowicie wyzłaca dolnośląskie plantacje rzepaku. W Muchowie sympatyczny chłodek- to zasługa mikroklimatu i bliskości gór. Muchów leży 400m n.p.m., w uroczej dolince zamieszkałej głównie przez sarny, dziki i muflony, a to jeleń wypełznie o poranku, jenot wyskoczy na dzień dobry, a i bocian czarny wpadnie na żer w pobliskich stawach. Nad wsią góruje wygasły wulkan- ostra jak tatrzańska grań Czartowska Skała.
     Noce na wycieczce nie służą bynajmniej odpoczynkowi, ale młodzi turyści okazali się nadzwyczaj grzeczni. Po sympatycznym śniadanku ruszamy w drogę- po drodze Jawor, z urokliwym rynkiem i charakterystycznymi podcieniami, jednym z dwóch w Polsce kościołów pokoju, a w zamierzchłej przeszłości- miejsce mojego urodzenia. Mały spacer i droga wiedzie do zamku Książ. Po drodze podziwiamy panoramę Sudetów, przyglądamy się kopalniom granitu, ale jest i czas na refleksje- w Rogoźnicy podjeżdżamy pod bramę byłego obozu koncentracyjnego Gross Rosen, którego więźniowie wykańczani byli katorżniczą pracą w pobliskich kamieniołomach.
     W Książu niespodzianka- jeszcze kwitną rododendrony, budząc zachwyt turystów. Sam zamek i jego monumentalna bryła (trzeci pod względem wielkości zamek w Polsce!) zadziwia młodzież. Nasyceni pięknem architektury i urokiem ogrodów pałacowych ruszamy w stronę Karłowa u podnóża Gór Stołowych, czyli

Zmieniony: poniedziałek, 06 lipca 2015 07:37
Więcej…
 
Zielone Świątki - zapominane święto polskiej wsi PDF Drukuj Email
wtorek, 19 maja 2015 19:19

     Istnieje w Kamieniu tradycja, że w przeddzień Dnia Zesłania Ducha Świętego, czyli Zielonych Świątek wykonuje się "majenie", czyli ozdabianie świeżo wyciętymi gałęziami lipy lub brzozy, a niekiedy całymi niewielkimi drzewkami domów, zagród, przydrożnych kapliczek i krzyży. Zaś na ścieżkach na podwórku i podłogach w domach rozrzucano tatarak, w gwarze kamieńskiej - szuwar, rosnący na podmokłych terenach. Zwyczaj majenia wziął się z przekonania, że zieleń przynosi powodzenie w gospodarstwie i rodzinie. Było to święto, podczas którego od niepamiętnych czasów organizowano pielgrzymki do Sanktuarium w Leżajsku.


     Od 1931 roku Zielone Świątki stały się w Polsce także świętem świeckim - świętem ruchu ludowego i polskiej wsi organizowanym pod patronatem Stronnictwa Ludowego. Odbywały się w Zielone Świątki spotkania, wiece, pochody i festyny, a budynki instytucji publicznych dekorowano zielonymi flagami. W bieżącym roku mija 120 rocznica zjazdu w Rzeszowie delegatów ruchu ludowego z Galicji, na którym powołano do życia Stronnictwo Ludowe. Warto przypomnieć przy tej okazji, że w skład pierwszych władz tej organizacji wszedł przedstawiciel naszej gminy Błażej Piróg.

 

     Kultywując tradycję Święta Ruchu Ludowego członkowie Polskiego Stronnictwa Ludowego i Zarząd Towarzystwa Przyjaciół Kamienia składają wszystkim mieszkańcom wsi serdeczne życzenia, aby ich codzienna, ciężka praca przynosiła efekty i zadowolenie.
     Życzenia wszelkiej pomyślności kierujemy także do członkiń Kół Gospodyń Wiejskich, naszych sołtysów, samorządowców, strażaków oraz lokalnych działaczy kultury, oświaty i sportu.

 

Członkowie Polskiego Stronnictwa Ludowego
Zarząd Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

 

Kamień, 20 maja 2015 rok

Zmieniony: wtorek, 19 maja 2015 19:32
 
110 lat temu były "jarmarki" w Kamieniu PDF Drukuj Email
środa, 18 marca 2015 18:26

Jarmarki, podobnie jak dziś w Sokołowie czy Jeżowem, odbywały się w Kamieniu od 1905 roku na terenie obecnych budynków: restauracji, sklepów z materiałami budowlanymi, piekarni i zakładu gospodarki komunalnej.

Rada Gminy w Kamieniu w dniu 11 grudnia 1905 roku podjęła uchwalę o organizacji targów "jarmarcznych" w każdy wtorek tygodnia.

W tej sprawie zwróciła się z prośbą o koncesje do Wydziału Krajowego we Lwowie. Jarmarki w Kamieniu były konkurencją dla sąsiednich gmin, dlatego bardzo trudno było uzyskać koncesję. Aby przyśpieszyć prawne załatwienie, 22 lutego 1910 r. Rada gminy delegowała wójta Łacha i Marcina Szewczyka do Wydziału Krajowego we Lwowie celem przyspieszenia wydania koncesji. W trakcie tych prawnych poczynań targi wciąż miały miejsce.

Po wielu staraniach i z wielkim trudem udało się koncesje otrzymać. W załatwieniu tej sprawy pomocy udzielił poparty przez mieszkańców Kamienia w wyborach poselskich do Parlamentu Wiedeńskiego hr. H. Lasocki.

Jarmarki odbywały się w Kamieniu do czasu wybuchu drugiej wojny światowej. Po wojnie zaniechano tej formy handlu. Zorganizowano jedynie skup żywca i innych produktów rolnych poprzez powstałą Gminną Spółdzielnię i Zakłady Mięsne.

 

Informacje uzyskano z zapisów z księgi protokołów Rady Gminy.

 

Kamień 09.03.2015 r.

 

Józef Czubat

Zmieniony: środa, 18 marca 2015 18:29
 
Na stałe w historię gminy Kamień wpisali się... - pisze Tadeusz Krawczyk PDF Drukuj Email
środa, 18 marca 2015 15:51

Niedługo po wyzwoleniu w Kamieniu miało miejsce pozorowane rozbrojenie Posterunku Milicji Obywatelskiej. Pamiętam, jak pewnego dnia, późnym wieczorem, pod nasz budynek gospodarczy zajechał wóz, z którego do komory w pośpiechu coś wyładowano. Była to broń i amunicja, które ukryto w pace. (Tak w Kamieniu nazywano pojemniki na zboże. To słówko dla prof. Ożoga). Kilka taśm amunicji powieszono od wewnętrznej strony drzwi, które otwierały się do środka komory. Za drzwiami pozostawiono też jeden karabin. Na drugi dzień we wsi mówiono, że w nocy był napad i została rozbrojona Milicja.

Utkwiło to mocno w mej pamięci dlatego, że kilka razy, jak tylko rodzice poszli do pracy w polu, brałem z komory karabin i naboje, wchodziłem do stodoły i przez dziurę w drzwiach urządzałem sobie strzelanie. Do czasu. Ojciec się zorientował i karabin z amunicją schował. Po pewnym czasie, już nie zauważyłem kiedy, broń została wywieziona. Nie wiem dokąd i przez kogo.

Może ktoś z mieszkańców Kamienia skomentuje to wydarzenie, o którym Ojciec zabronił mi rozmawiać, a ja nawet później, już jako dorosły, nie miałem odwagi zapytać Go o szczegóły. W czasach PRL-u o takich sprawach niebezpiecznie było wiedzieć, a tym bardziej rozmawiać.

Nie mam wiedzy źródłowej, ale myślę, że mieszkańcy Kamienia tuż po wyzwoleniu samorzutnie utworzyli Milicję w trosce o własne bezpieczeństwo przed bandami i złodziejami. Aby nie oddać broni (która w czasie okupacji była na wyposażeniu mieszkańców działających w podziemiu), upozorowano rozbrojenie posterunku, z nadzieją, że broń ta będzie jeszcze kiedyś przydatna w odzyskiwaniu pełnej suwerenności. Moje przypuszczenia, że przechowywana broń była z okresu konspiracji opieram na tym, że w karabinie, z którego strzelałem, lufa nie miała drewnianej okładziny. Trudno sobie wyobrazić, aby taka broń była na wyposażeniu MO.

 

W tym czasie komendantem Posterunku MO w Kamieniu był Antoni Zaguła. On i jego bracia Józef i Władysław, a także mój Ojciec w okresie okupacji byli w jednej komórce organizacyjnej Batalionów Chłopskich. Kiedy po latach zniewolenia podzieliłem się tym wspomnieniem z Władysławem Zagułą, bratem nieżyjącego już wtedy Antoniego, powiedział że nic o tym nie wie, ale to nic dziwnego, bo takie sprawy były w głębokiej konspiracji. Powiedział mi wtedy że, w celu rozpracowaniu konspiracyjnej działalności w Kamieniu z okresu okupacji i po wyzwoleniu, UB w Nisku aresztowało i poddało torturom jednego z mieszkańców Kamienia (szkoda że nie zapamiętałem nazwiska). Po torturach był tak słaby, że umieszczono go w szpitalu w Nisku, ale całą dobę przy drzwiach sali szpitalnej dyżurował funkcjonariusz UB, aby nikt się z nim nie kontaktował. Władysław Zaguła zmylił czujność funkcjonariusza i od pacjenta uzyskał informację że ten mimo tortur nikogo nie zdradził. Pozorowane rozbrojenie Posterunku MO nie zostało przez UB wykryte, a dowodem, że nie było zdrady jest to, że mój ojciec nie został w tej sprawie aresztowany.

 

Tadeusz Krawczyk

Zmieniony: środa, 18 marca 2015 15:55
 
« PoczątekPoprzednia31323334353637383940NastępnaOstatnie »

Strona 39 z 44

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 9 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS