Wroclove!
Stało się. Marzenie, które kiełkowało we mnie od pierwszego dnia pracy w Zespole Szkół w Kamieniu- marzenie o zorganizowaniu wycieczki na Dolny Śląsk- ziściło się w stopniu, o jakim nie śniłam. Jeśli cokolwiek w życiu wyszło Wam lepiej, niż zaplanowaliście, znacie cudowny smak szczęścia, którym upajam się od kilku dni.
ale od początku...
Tajemnicą poliszynela jest moje pochodzenie i sposób, w jaki znalazłam się w Kamieniu- tak, tak, przywiodła mnie tu miłość. Niektórzy znajomi do dziś pukają się z politowaniem w głowę, słysząc, jak z emfazą snuję opowieści o moim podkarpackim dolce vita. Pamiętam ich szczerą troskę, kiedy w pytaniu "jak mogłaś?!", mieściło się niepomierne zdziwienie, z domieszką litości i podejrzeniem o szaleństwo... Że Polska klasy B, że pewnie nie mają tam H&M, a toalety drewniane, koniecznie z serduszkiem w skrzypiących drzwiach, na podwórku pasą się kozy, a gdyby nie wędrowne ptactwo, z pewnością nie miałabym co jeść. Zadawałam szyku na modnej podówczas "Naszej Klasie", bo żaden Londyn i żaden New York nie brzmiał równie egzotycznie jak "Kamień pod Rzeszowem". I jeszcze do tego praca w szkole! Skojarzenia ze Stasią Bozowską (pamiętacie Stasię?) nasuwały się same... Ale ja pokochałam i Kamień, i swoją pracę, a słuchając znajomych myślałam z wyższością przydaną tym, którzy wiedzą więcej, i wraz z ilością wyrażeń gwarowych nieustannie wtrącanych w tyrady o charakterze prywatnym- zapragnęłam pokazać uczniom bajeczną krainę mojego dzieciństwa,
ale to daleko przecież...
Kolejne próby utworzenia listy uczestników wycieczki paliły na panewce. Za drogo. Za daleko. A po co. Aż w końcu trafiłam na grunt podatny, zagrałam za strunie sentymentalnej, snułam plastyczne wizje, rozpalając wyobraźnię Rodziców i uczniów. JEST! Ale na tym skończył się poziom "Łatwe". Organizacja wycieczki na Dolny Śląsk to nie wyjazd na targ do Sokołowa. Daleko- tylko do Wrocławia z Kamienia jest prawie 500 km, a przecież kiedy już tam jesteś- grzechem byłoby nie pokazać tajemniczych zamków, majestatycznych gór, pereł baroku, wygasłych wulkanów, słynnych sanktuariów. Więc wszędzie trzeba dojechać. Trzeba gdzieś spać, i to ze trzy noce- trzeba jeść, płacić za wstępy, nająć przewodników. Trzeba dokonać selekcji- w byle walącej się dolnośląskiej wsi stoi a to zamek, a to pałac, a to kościół wzorowany na świątyni Salomona... Każde pasmo górskie nęci, każde miasto zaprasza. Więc w czym problem? Nie sztuką jest przecież zorganizować taką wycieczkę- ustalić budżet na 700 zł i hulaj, dusza! Jest, jak jest... Chciałam to zrobić ekonomicznie. Szkotem nie jestem, ale co tam!.. Więc
ahoj, przygodo!
Najpierw- droga. Do Rzeszowa - gimbusem, z nieocenionym panem Wyką. Potem- Polskim Busem do Wrocławia. Za 44 złote w obie strony- na piechotę byłoby drożej... 5,5h wygodnej jazdy i piastowski Wrocław wita Was! Zawsze czuję szczególny rodzaj wzruszenia, kiedy goszczę w mieście, które było moim domem przez siedem lat. A tu jeszcze mąż i tata na dworcu!, więc jestem w domu. (wybaczam brak czerwonego dywanu, kwiatów i orkiestry dętej). Pełnia szczęścia, tym bardziej, że pogoda była piękna, więc chwilę pogościliśmy w pięknym budynku wrocławskiego dworca PKP, a potem- myk!- tramwajem za jedyne 1,50 do ZOO i Afrykarium. A tam krokodyle, płaszczki i lemury, słonie, węże i motyle, czyli najsłynniejsze w Europie ZOO, z fenomenalnym Afrykarium, w którym twarzą w pysk można stanąć z morskim potworem. Myślałam, że po Afrykarium od razu zapragną Starówki, ale nie- "do ZOO chcemy", więc, ku radości św. Franciszka, przez jeszcze dwie godziny podziwialiśmy urokliwych mieszkańców wrocławskiego przybytku. Potem koiły nas chłodne mury archikatedry, a ze szczytu jej wieży podziwialiśmy panoramę jednego z najpiękniejszych miast na świecie. Spacer po Ostrowie Tumskim, kilka zdjęć i ruszamy w stronę Rynku, czyniąc po drodze sentymentalny ukłon w stronę Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławiu, mojej alma mater . Ech, Wrocławiu... dziś jawisz mi się jak zamorska kraina, nie należymy już do siebie, ale gdzieś, w głębi serca, masz zaciszną niszę. Na zawsze. Rynek wrocławski to miejsce kultowe. Piękne, monumentalne, kipiące życiem i dobrą energią. Jeden z największych Rynków w Europie, porażająco piękny, zawsze wypełniony gwarem rozmów, brzękiem szklaneczek. Piękny szczególnie nocą. Nad Rynkiem pyszni się budynek Ratusza, ale z zadzieraniem głowy trzeba ostrożnie- można rozdeptać krasnoludka :-) Wieczorem powoli dopada nas zmęczenie, a do miejsca odpoczynku- jeszcze prawie 100km. Z Muchowa dochodzą wieści- pękła rura i nie ma wody. Z marsowymi minami wsiadamy do busa i mkniemy autostradą na Pogórze Kaczawskie- w samym jego sercu, na terenie parku krajobrazowego "Chełmy", znajduje się Muchów- tam mieszkają moje Babcie, Ciocie i Rodzice, tam też, pod dachem dawnego pałacu myśliwskiego, znajduje się schronisko młodzieżowe . Na szczęście woda w kranie powróciła... I pierwsze zaskoczenie- kiedy w Kamieniu zapada zmrok, słońce na dolnośląskim niebie jeszcze wysoko, jeszcze pracowicie wyzłaca dolnośląskie plantacje rzepaku. W Muchowie sympatyczny chłodek- to zasługa mikroklimatu i bliskości gór. Muchów leży 400m n.p.m., w uroczej dolince zamieszkałej głównie przez sarny, dziki i muflony, a to jeleń wypełznie o poranku, jenot wyskoczy na dzień dobry, a i bocian czarny wpadnie na żer w pobliskich stawach. Nad wsią góruje wygasły wulkan- ostra jak tatrzańska grań Czartowska Skała. Noce na wycieczce nie służą bynajmniej odpoczynkowi, ale młodzi turyści okazali się nadzwyczaj grzeczni. Po sympatycznym śniadanku ruszamy w drogę- po drodze Jawor, z urokliwym rynkiem i charakterystycznymi podcieniami, jednym z dwóch w Polsce kościołów pokoju, a w zamierzchłej przeszłości- miejsce mojego urodzenia. Mały spacer i droga wiedzie do zamku Książ. Po drodze podziwiamy panoramę Sudetów, przyglądamy się kopalniom granitu, ale jest i czas na refleksje- w Rogoźnicy podjeżdżamy pod bramę byłego obozu koncentracyjnego Gross Rosen, którego więźniowie wykańczani byli katorżniczą pracą w pobliskich kamieniołomach. W Książu niespodzianka- jeszcze kwitną rododendrony, budząc zachwyt turystów. Sam zamek i jego monumentalna bryła (trzeci pod względem wielkości zamek w Polsce!) zadziwia młodzież. Nasyceni pięknem architektury i urokiem ogrodów pałacowych ruszamy w stronę Karłowa u podnóża Gór Stołowych, czyli
|