Zbliża się 76 rocznica wyzwolenia naszych terenów przez wojska radzieckie. Warto z tej okazji zebrać i uporządkować informacje dotyczące tych gorących dosłownie i w przenośni dni lipca 1944 r.
Wyzwolenie Kamienia i okolicy to część wielkiej ofensywy Armii Czerwonej zwanej Operacją lwowsko-sandomierską - była to operacja zaczepna wojsk radzieckich przeciwko wojskom niemieckim i węgierskim, przeprowadzona w dniach od 13 lipca do 29 sierpnia 1944 roku. Skutkiem tej ofensywy było zajęcie przez wojska radzieckie południowo-wschodniej Polski.
Front wschodni pod koniec 1944 r.
W związku z decyzjami rządu polskiego oraz Naczelnego Wodza, poszczególne Obszary i Okręgi AK przystąpiły od kwietnia 1944 roku do końcowych przygotowań, dla przeprowadzenia bezpośredniej walki z wycofującymi się oddziałami niemieckimi w ramach akcji „Burza”. Zgodnie z planem, Inspektorat AK Przemyśl miał odtworzyć 22. Dywizję Piechoty AK, a działające w jego ramach oddziały Obwodu Łańcuckiego weszły w skład 38. i 39. pułku piechoty AK[1] .
W związku z brakiem dokumentów trudno ustalić, gdzie były wyznaczone planowane w czasie „Burzy” ogniska walki na tym terenie. Prawdopodobnie był to obóz i magazyn broni w Sarzynie, ponadto w lasach julińskich przewidziano umiejscowienie szpitala powstańczego. Planowano także atak na obóz niemiecki w Górnie. Akowcy z Łowiska i Woli Zarczyckiej walczyli w składzie II Zgrupowania Partyzanckiego 39. pułku piechoty AK kpt. „Bacy” (Tadeusz Wawrzkiewicz). Zgodnie z rozkazami na całym tym terenie oddziały AK czynnie współdziałały w operacjach grup radzieckich, wydatnie przyczyniając się do szybkości i celności uderzeń. Zorganizowane były przeprawy, a następnie partyzanci przeprowadzali oddziały radzieckie sobie znanymi drogami i w końcowej fazie wspomagali zbrojnie ostateczny atak[2] .
Atmosferę ostatnich tygodni pod okupacją niemiecką znakomicie oddaje fragment kroniki szkolnej Szkoły Podstawowej w Kamieniu pisanej przez jej kierownika Jana Zygmunta: „[…] Coraz wyraźniej daje odczuwać się zbliżanie frontu ze wschodu i coraz większa wściekłość, a zarazem i strach, ogarnia Niemców. Wystarczy drobny powód, a już powoduje rozstrzelanie 4 chłopców z tajnej organizacji lub wywiezienie do obozów koncentracyjnych.
W tym roku musi szkoła prowadzić zbiórkę ziół lekarskich i hodowlę jedwabników z 4 g jaj. Zostaje nałożony kontyngent ziół w ilości ½ kg na każde dziecko. Przy końcu roku szkolnego zdenerwowanie u dzieci i starszych dochodzi do tego stopnia, że nauka staje się prawie niemożliwa. Czujemy, że całkowity odwrót wojsk niemieckich nastąpi wkrótce i cieszymy się, że nastąpi to w porze letniej, gdzie łatwiej będzie ukryć się w polu. Już dochodzi do nas huk dział ze wschodu, bo front z nad granicy polskiej przesunął się nad rzekę Bug i tam się zatrzymał. Kończymy rok szkolny 30 czerwca z tym przeświadczeniem, że nowy rozpoczniemy już w całkiem odmiennych warunkach”[3] .
Tereny naszej gminy znalazły się na trasie przemarszu oddziałów 13. Armii i 3. Armii Pancernej Gwardii, wchodzących w skład 1. Frontu Ukraińskiego dowodzonego przez Iwana Koniewa. W. Szymczyk w książce „Zwycięskie lato” podaje, że pierwsze rosyjskie oddziały należały konkretnie do 24. Korpusu Piechoty należącego do 13. Armii. Wojska radzieckie 23 lipca przekroczyły San w rejonie na wschód od Leżajska i zajęły tam odcinek linii kolejowej Przeworsk-Rozwadów, unieruchamiając go dla transportu niemieckiego, posuwały się łukiem w kierunku południowo-zachodnim. Okrążyły Rudnik, Nisko i Stalową Wolę, wskutek czego przygotowane umocnienia obronne po lewej stronie Sanu tego odcinka stały się bezużyteczne dla Niemców. Toteż pospiesznie wycofywali się z tego terenu. Zaskoczeniem dla Niemców i wszystkich mieszkańców był kierunek z którego przyszli Rosjanie - z południowego wschodu przez Brzózę Królewską, Wolę Zarczycką i Łowisko na głównym kierunku uderzenia radzieckiego skierowanego na miejscowość Majdan. Kilka dni później 28 lipca w rozkazie marszałek Koniew, dowódca 1. Frontu Ukraińskiego nakazywał: „[…] - 1 Armia Pancerna gw. wykona uderzenie z rejonu Jeżowe, Sokołów w kierunku na Majdan, Baranów, sforsuje z marszu Wisłę i do świtu 1.8. osiągnie rubież: Gołębiów, Bogorya, Wiązownica; - 3 Armia Pancerna gw. uderzy z rejonu Przemyśla na Kolbuszową, Baranów, sforsuje Wisłę na odcinku Baranów, rz. Wisłoka i do wieczora 2.8. wyjdzie na rubież: Staszów, Bydłowa, Budziska”.
22 lipca w godzinach popołudniowych niemieckie załogi gospodarstw rolnych i innych obiektów Luftwaffe opuściły miejscowości: Groble, Jeżowe, Krzywdy i Kamień, uchodząc pospiesznie w kierunku Raniżowa. W dniach 24 i 25 lipca do południa wycofały się przez Groble i Jeżowe w kierunku zachodnim ostatnie oddziały Wehrmachtu[4] .
Pierwsze spotkanie z czołówkami sowieckimi na terenie gminy nastąpiło pod Wolą Zarczycką, koło przysiółka Parszywka. Brat mojego dziadka Stanisław Gumieniak „Topola” (zm. w 2007 r.) pełniący wówczas funkcję dowódcy drużyny w łowiskim plutonie AK opowiadał mi przed laty o tej chwili, kiedy ukryty w łanach zbóż z dowódcą jednego z plutonów AK z Woli Zarczyckiej Tomaszem Betką „Manierka” na stanowisku bojowym z rkm-em obserwowali wejście Rosjan do Łowiska. „Manierka” jako nieprzejednany wróg Niemców i Rosjan poważnie zastanawiał się nad ostrzelaniem odkrytej kolumny wojsk radzieckich.
Dowódca 4 plutonu Armii Krajowej z Łowiska wchodzącego w skład placówki nr 8 Wola Zarczycka Józef Kida „Ciepły” utrwalił na papierze swoje wspomnienia z tych dni: „Po zwycięskim oczyszczeniu terenów od Leżajska do Górna, będąc w II-gim Zgrupowaniu Partyzanckim 39 pp. AK pod dowódcą kpt. „Bacy”[5] , zetknąłem się z czołówką wojak radzieckich na terenie Woli Zarczyckiej i zgodziłem się iść z nimi razem jako przewodnik znający teren i prowadzić ich do Górna, gdzie było zgrupowanie wojsk niemieckich i Gestapo i zatrzymali się na skraju Woli Zarczyckiej „Parszywka” i wtedy w czasie posiłku wojsk sowieckich podszedł do mnie mały chłopiec z „Parszywki” około 10 lat i mówił mi „na ucho” iż „Ciepły”?! - „Manierka” jest zatrzymany i przesłuchują go w szkole w Woli Zarczyckiej” więc postanowiłem im zbiec do lasu i udało mi się uciec i wieczorem byłem w domu.
Na drugi dzień (22 VII 44)[6] wojska sowieckie przybyły do Łowiska już w większym zgrupowaniu. Ja, obserwując, stałem we własnej furtce, wtem za maszerującymi wojskami jedzie „gazik” z oficerami sowieckimi w czapkach z otokami czerwonymi i zaraz rozpoznałem, że to NKWD[7] . Oni zatrzymawszy się przede mną, zapytali: Chadziaj (z ros. „Gospodarzu” - przyp. mój - G.B.) buda tu sady komandir partyzantów?”. Ja od razu zorientowałem się, że ktoś mnie zdradził, więc szybko i grzecznie im odpowiedziałem „niet to mylne”, „ot komandir partyzantów sady tam coście przejechali na końcu wsi”, oni zawrócili „gazik” i pojechali w koniec, a ja już „noga” i już się ukrywałem. Za jakieś 20 minut wrócili i do mojego domu weszli i pytali się żony „gdzie chadziaj?”, lecz ona oświadczyła, że mnie nie ma, lecz oni zakwaterowali, zostawiając dwóch żołnierzy i kapitana z ordynansem w mieszkaniu na stałe celem obserwacji. Ja ukrywałem się i spałem u swoich członków AK. Tak zaczęła się nowa konspiracja! W drugim dniu zajęli Górno, a u nas w Łowisku zakwaterowali i wszędzie ich było pełno po domach i w przylaskach. Obserwując teren, zaraz dowiedziałem się, iż naszych przywódców aresztują. Spotykałem się kilka razy z Górna z por. Tupajem Franciszkiem i innymi i wszyscy się ukrywali, tak samo w Woli Zarczyckiej, lecz kontakty i prasa tygodniowa była utrzymana w skromnym nakładzie, lecz cała była przepełniona aresztowaniami naszych z AK. Górno zajęli bez wystrzału, ponieważ Niemcy, zostawiając wszystko, uciekli. Została tylko zniszczona wieża na kościele przez wojska sowieckie w mniemaniu, iż na wieży jest punkt obserwacyjny i z dział polowych wieżę rozbili![8]
Dla nas zaczęła się bardzo ciężka konspiracja. W Łowisku, na polach „Zarzecze”, na górnej polanie zrobiono lotniska, a w wiosce zakwaterowali wojska piechoty, zmotoryzowane, lotnicze i inne jednostki. W moim mieszkaniu na stałe w alkierzu był kpt. NKWD, a dużej izbie płk wojsk lotniczych, tak że do własnego domu dla mnie nie było wstępu […][9] ”
Wojska radzieckie wkroczyły do Łowiska 23 lipca, zaś do Górna 24 lipca. Dzień później – 25 lipca 1944 r. w godzinach popołudniowych, grupa wojsk radzieckich, wychodząc z lasu łowiskiego, wyzwoliła Krzywą Wieś, Kamień-Górkę i Prusinę, udając się do Jeżowego. Niemcy w pośpiechu zdołali się ewakuować z poligonu i obozu górnieńskiego do Mielca. A. Rurak podaje, że żołnierze radzieccy wchodzili do Kamienia bardzo ostrożnie. Główna drogą szedł tylko zwiad, a większość żołnierzy posuwała się tyralierą pośród zabudowań dających im osłonę i ostrzeliwała wycofujących się żołnierzy niemieckich. Zapewne ta sama grupa żołnierzy uzbrojona w działko przeciwpancerne i karabin maszynowy pod wieczór dotarła do skrzyżowania dróg Nisko-Rzeszów i Jeżowe-Bojanów. Oddali kilka strzałów z działka i na noc wycofali się na skraj Kamienia obsadzając drogę Nisko-Rzeszów[10] .
Bardzo ciekawy opis radzieckich żołnierzy zajmujących dzień wcześniej - 24 lipca Górno przedstawił we wspomnieniach Władysław Prugar: „Zakurzeni, nieogoleni, spieczeni słońcem, czarni w wyblakłych mundurach, obuwiu z jakiegoś płótna na gumowych podeszwach. Worki zamiast plecaków z prawdziwego zdarzenia. Koce czy płaszcze zrolowane przez ramię, na końcu przywiązany jakiś garnek mocno okopcony. Cholewy butów pogarbione, opadające do kostek prawie. Pasy parciane, także u karabinów i pistoletów, a nawet sznurki. […] Zapadł wieczór. Żołnierze radzieccy, zmęczeni do ostatnich granic, zaciągali CKM-y na stanowiska, robili umocnienia, czyli mówiąc językiem wojskowym - zdobyty teren ubezpieczali. Nie zapomnę tej sceny, jak dwóch żołnierzy radzieckich, starszych ludzi, ok. 50 lat mających, ciągnęli CKM-y „Maxim”, gorący był dzień, prawdziwy letni, lipcowy. Mundury mieli przepocone, zakurzeni, tylko oczy im się świeciły. Jeden z Ukraińców poprosił mnie o wodę. Już w gardle tak mi zaschło, że mam wrażenie, jakby tam ogień był. Rozumiałem go doskonale. I współczułem mu, sam to przeżywałem, dość nadźwigałem i włóczyłem Maxima przez cały czas służby wojskowej czynnej. Gdy pili wodę, już spali, garnuszek upadł mu z rąk i przewrócił się w piach na drodze. Zaś drugi usiadł na skarpie, wody nie dopił - też spał. Takiego widoku nie zapomina się. Jeszcze tym bardziej, gdy się to przeżywało w 1939 roku”[11].
Przebieg Operacji lwowsko-sandomierskiej
Przenosząc uwagę znów do Kamienia oddajmy głos Kronice Szkoły Podstawowej: „Wolni od Niemców! Oto pierwsze nasze uczucie na progu tego historycznego roku. Wolność ta została okupiona wielkimi ofiarami i zniszczeniem. Wojska sowieckie weszły do Kamienia niespodziewanie od strony Łowiska przez pola 25 lipca 1944 r. W Kamieniu nie odbyły się żadne walki, bo Niemcy w popłochu uciekli. Była to szpica wojsk, która szybkim marszem podążyła na zachód. Przez całe popołudnie i noc piechota i czołgi dążyły drogą przez Nowy Kamień i „Skarbówkę” na Majdan”.
Warto przytoczyć w tym miejscu jeszcze fragment wspomnień Bolesława Szota opublikowanych na naszej stronie internetowej: „U nas na placu, w stodole wojska rosyjskie miały radiostację i żołnierze słuchali relacji jak postępuje atak na wojska niemieckie w okolicznych miejscowościach i trochę nas wszystkich nastraszyli, bo powiedzieli, że jeśli do jutra rana nie nadciągną posiłki, to oni będą musieli się wycofać. Na szczęście posiłki w nocy nadeszły, całą drogą szła ogromna rosyjska armia i jechała cała masa czołgów. Jedni byli kierowani na Skarbówkę, a drudzy na Nisko. Gdy wojska rosyjskie wkroczyły do Kamienia, to w całej wsi była euforia, wszyscy bardzo się cieszyli, bo nastąpiło wyzwolenie i koniec okupacji niemieckiej.
Armia rosyjska ściągnęła do Kamienia swoje samoloty i wybudowali lotniska. Jedno powstało w Kamieniu pod Borczynami, drugie pod Olszynami, kolejne na Błoniu i w Jeżowem. Podczas budowy angażowani byliśmy do pomocy”.
W czasie zdobywania samego Kamienia zginęło dwóch żołnierzy niemieckich. Pochowano ich na miejscowym cmentarzu. Nie poległ żaden z żołnierzy radzieckich, żaden nie został także ranny. Nie było też ofiar wśród ludności cywilnej. Żołnierzy niemieckich wziętych do niewoli gromadzono w tymczasowym obozie jenieckim utworzonym w szkole w Nowym Kamieniu[12] . Niemcy w dniach 26 do 29 lipca podjęli bombardowania Sokołowa, Górna, Kamienia i Wólki Sokołowskiej. Kronika Szkoły Podstawowej piórem kierownika Jana Zygmunta tak opisuje te tragiczne chwile: „Centrum Kamienia koło kościoła zostało zasypane bombami i wiele ludzi straciło życie (32) w tym 3 dzieci szkolnych. Nie ma prawie domu, który w tym rejonie nie ucierpiałby od bomb. Szkoła otrzymała pełne trafienie bombą. Został zniesiony cały dach, zwalone kominy, przebity sufit i zdemolowane piętro i mieszkanie kierownika. Tworzy się samorzutnie Milicja Obywatelska, ludzie wracają z pól i rozpoczyna się praca nad odbudową. Przede wszystkim przystępuje gmina do naprawy szkoły. Obywatele starsi i dzieci szkolne pracują bezpłatnie przy usuwaniu gruzów i naprawie tak, że po miesiącu szkoła zdolna jest przyjąć w swoje mury dzieci szkolne. Rok szkolny rozpoczynamy 2 września. Napływ dzieci jest wielki tak, że ilość etatów wzrosła do 8-miu z nauczycielem religii. Po raz pierwszy rozpoczynamy naukę wszystkich przedmiotów na podstawie przedwojennych programów. Braki z historii i geografii zmuszają władze szkolne do przydzielenia na te przedmioty większej ilości godzin. Zaznacza się wielki brak papieru i materiałów piśmienniczych, tak że zeszyty stają się największą troską dzieci. W szkole kwateruje wojsko sowieckie. Skutkiem tego nauka doznaje pewnych ograniczeń”.
Od wspomnianego wcześniej brata mojego dziadka S. Gumieniaka dowiedziałem się jeszcze o jednym wydarzeniu związanym z wyzwoleniem a mianowicie o potyczce, jaką w łowiskim lesie - „Żyłce” miały stoczyć ze sobą patrole radziecki i niemiecki. W wyniku strzelaniny jaka się wywiązała pomiędzy nimi zginął jeden niemiecki żołnierz, a jeden żołnierz z radzieckiego zwiadu konnego został ranny. Poległy żołnierz niemiecki został pochowany na miejscu obok drogi wiodącej z „Żyłki” do dzisiejszej DK 19, gdzie spoczywa do dnia dzisiejszego. Przez wiele lat po wojnie stał w tym miejscu drewniany krzyż z zatkniętym na nim niemieckim hełmem.
Tymczasem kilka dni po wyzwoleniu Łowiska i Kamienia - 1 sierpnia 1944 r. wybuchło Powstanie Warszawskie. Sytuacja w terenie stawała się coraz trudniejsza. Nie mając możliwości jawnego działania, dowódcy oddziałów AK powracali do struktur konspiracyjnych, poprzestając na pisemnych protestach i mimo trudności organizowali zgodnie z planami straż obywatelską oraz administrację na zajętych przez Armię Czerwoną terenach. Ogłoszono pobór do Armii Berlinga. W zdecydowanej większości członkowie AK poparli zarządzony przez dowództwo bojkot poboru, co z kolei spowodowało wzmożenie akcji represyjnych wobec uchylających się lub ich rodzin. Z tego też względu, już po etapie przygotowań, komendant Obwodu Łańcuckiego AK zarządził przerwanie akcji tworzenia oddziału odsieczowego dla walczącej stolicy[13]. Większość formowanych oddziałów akowskich idących na pomoc walczącej Warszawie była rozbrajana przez Rosjan a oficerowie i żołnierze trafiali do rosyjskich łagrów lub obozów takich jak powstały w połowie sierpnia obóz NKWD w Trzebusce.
Po przejściu linii frontu i objęciu władzy przez przedstawicieli partii komunistycznej dla członków Armii Krajowej rozpoczęła się walka z nowym okupantem.
Grzegorz Boguń
Przypisy:
[1] P. Bartnik, J. Koziarz, Dekanaty leżajski i sokołowski w latach okupacji hitlerowskiej, Przemyśl 1992, s. 57 [2] Tamże, s. 61 [3] Kronika Szkoły Podstawowej w Kamieniu, rkps, b.n.s. [4] T. Sagan, Konspiracja w „Natanie”, LSW 1972, s.223 [5] kpt. Józef Wawrzkiewicz ps. „Baca” był w lipcu i sierpniu 1944 r. Komendantem Obwodu AK Łańcut [6] Prawdopodobnie chodzi jednak o 23 lipca [7] J. Kida w 1939 r. był przez dwa miesiące przetrzymywany w obozie jenieckim w Starobielsku dlatego doskonale znane mu były mundury NKWD [8] Chodzi tu o wieżę kościoła w Sokołowie Małopolskim [9]Wspomnienia Józefa Kidy, zeszyt podpisany „1944-45”, rkps, b.n.s. [10] T. Sagan, op. cit., s. 223 [11] Z pamiętników Władysława Prugara [w:] Kazimierz Smolak, Dzieje Górna. Okres okupacji. Tom II, s. 282-284 [12] A. Rurak, Kamień w przeszłości i dziś, cz. II, Rzeszów 1992, s. 29 [13] P. Bartnik, J. Koziarz, op. cit., s. 62-63
|