wtorek, 19 marca 2024r.
Home
Strona internetowa Towarzystwa Przyjaciol Kamienia w Kamieniu.
Wspomnienia Edwarda Sochy PDF Drukuj Email
środa, 18 września 2019 17:59

     Edward Socha urodzony w 1927 roku w Kamieniu na Prusinie.

Edward Socha


     "Gdy miałem 12 lat wybuchła wojna, dowiedziałem się o tym fakcie od rodziców. Oni rozmawiali o wojnie. We wrześniu 1939 roku do Kamienia wkroczyło wojsko niemieckie. Szli drogą i ja ich widziałem. Byli dobrze ubrani, uzbrojeni i najedzeni.

     W styczniu 1942 roku, gdy miałem 15 lat, zostałem wywieziony na roboty przymusowe. O konieczności wyjazdu zostałem poinformowany przez gminę. Byłem na liście osób wskazanych do pracy. Zgłosiłem się w wyznaczonym terminie do gminy. Stamtąd wraz z innymi zostałem zawieziony do Rzeszowa. Z Kamienia było ponad 20 osób. Z Rzeszowa pociągiem, który był cały załadowany takimi samymi nieszczęśnikami jak ja, dojechałem do Krakowa. Tam czekaliśmy prawie tydzień, gdy był już cały skład skompletowany, rozpoczęła się podróż do Wiednia. Podróż nie trwała zbyt długo, bo u Niemców była dobra organizacja i surowa dyscyplina. To było widoczne na każdym miejscu. Tam we Wiedniu nas rozdzielono do gospodarzy (bauerów). Zostałem przydzielony do gospodarza, który nazywał się Andreas Kandler i mieszkał w miejscowości Kammersdorf nr 29 (w Dolnej Austrii, około 50 km od Wiednia). Piechotą dotarłem do mojego nowego miejsca pobytu. Przyjęła nas żona gospodarza, zaraz dała nam jeść. Żona bauera była bardzo dobra, a gospodarz okrutny. W ich domu były portrety Hitlera (jeden przy wejściu w sieni nad drzwiami, a drugi w jego gabinecie). Gospodarz był także urzędnikiem, zarządzał gminą, nikt mu w tym nie pomagał. Wydawał broń, amunicję, szkolił starszych mieszkańców miejscowości do walki. Wraz ze mną u nich był jeszcze jeden mężczyzna, który pochodził spod Krakowa i pani, była nauczycielką, mieszkała w Krakowie i została schwytana w czasie ulicznej łapanki. Nic nie umiała robić w gospodarstwie.

     Każdego ranka budziła nas gospodyni, głośno krzyczała - aufstehen. Latem na długim dniu już o 4 rano zaś jesienią, zimą przy krótszym dniu godzinę później. Z tym Polakiem spod Krakowa mieliśmy wspólne pomieszczenie, a kobieta miała oddzielne. Najpierw zajmowaliśmy się obrządkiem zwierząt hodowanych w gospodarstwie: krowami - było ich 4 lub 5, świniami - 15, zaś inny parobek zajmował się końmi. Później szliśmy w pole do pracy, z nami szła gospodyni. Ona była bardzo pracowita. Na wsi panował wzorowy porządek, gdy zdarzały się awantury, konflikty, wzywana była policja. W południe, gdy dzwony biły w kościele, to była „święta godzina”, była przerwa. Wracaliśmy do gospodarstwa, najpierw zajmowaliśmy się zwierzętami, a dopiero później był czas na nasz posiłek. Na długim dniu dostawaliśmy 5 razy jedzenie, a na krótkim 3 razy. Gdy gospodyni wołała na obiad, trzeba było natychmiast przyjść. Jedliśmy wspólnie z rodziną gospodarza. Na stole stał garnek, były postawione talerze, każdy nalewał sobie i musiał to wszystko zjeść. Dyscyplina była okropna. Dotyczyła zarówno nas robotników przymusowych, jak i innych mieszkańców miejscowości.
     Raz się przydarzyło, że stary dziadek, który mieszkał w tej wsi, bez zezwolenia i badania zabił świnię, zaraz za 2 dni zjawili się u niego policjanci i zabrali ze sobą nieposłusznego, wywieźli ze wsi i dopiero po 2 miesiącach kary go wypuścili. Policjanci pojawiali się we wsi zawsze we dwóch, przyjeżdżali motorem lub samochodem. Po obiedzie pracowaliśmy w obejściu lub szliśmy z powrotem w pole. Nie wolno było w ciągu dnia sobie usiąść, odpocząć, tylko ciągle pracować. Miejscowość była położona w terenie górzystym. Gospodarze w tej miejscowości mieli piwnice pełne wina. Za namową Polaka, który także był na robotach, uczestniczyłem w wyprawie po wino. Patrzyłem jak otwierał zamki wytrychem, by dostać się do piwnicy. W ogromnych beczkach leżakowało wino, trochę spuściliśmy, a ubytek w beczce uzupełniliśmy niezbyt czystą wodą zaczerpniętą z rowu. Nie pozostawiliśmy śladów włamania, jednak ktoś nas widział i doniósł na policję. Sąd nad nami odbył się we wsi, przyjechał sędzia. Mój gospodarz mnie bronił, zaś ten, któremu troszkę podebraliśmy wina, twierdził, że nie było śladu włamania i nic mu nie zginęło. Miałem wielkie szczęście, mogłem być osądzony i skazany na śmierć. W miejscowości, w której przebywałem Niemka urodziła dziecko, ojcem był Polak przebywający na robotach, jej mąż był na wojnie. Mężczyznę tego rozstrzelano, ciało jego leżało 24 godziny przy drodze, nie wolno go było ruszyć, po tym czasie zjawił się grabarz, zabrał je i je pochował.

Więcej…
 
Wspomnienia Bolesława Szota PDF Drukuj Email
sobota, 14 września 2019 13:01

     Nazywam się Bolesław Szot, urodziłem się 9 kwietnia 1930 w Kamieniu. Gdy wybuchła II wojna światowa miałem 9 lat. W tym czasie mieszkałem z rodzicami i rodzeństwem na terenie Kamienia, dokładnie w Kamieniu Prusinie, pod nr. domu 27, a obecnie jest to nr 177.

Bolesław Szot s. Anieli i Tomasza Szot


     Pierwsze moje wspomnienia dotyczące wojny związane są z ogłoszeniem powszechnej mobilizacji, dokładnie nie pamiętam daty, ale było to pod koniec sierpnia 1939 r. W dzień ten przebywałem wraz z przyrodnim bratem Wojciechem Szotem w Jacie. Pomagaliśmy sąsiadowi przy przewiezieniu domu, który tam kupił. Gdy wracaliśmy do Kamienia, to zauważyłem na drzewach wiszące duże kartki, przy których zaczęli gromadzić się ludzie. Wisiały tam już ogłoszenia o mobilizacji. Na tych ogłoszeniach znajdowały się listy z przydziałami. Każda z osób na liście miała przypisaną datę, kiedy ma się stawić do przydzielonej jednostki wojskowej. Już wtedy wszyscy wiedzieliśmy, że wybuchnie wojna.
     Zaraz na drugi dzień osoby, które miały przydziały mobilizacyjne, były gotowe do drogi. Jeden z sąsiadów, Chaber Władysław furmanką odwoził ich na stację do Łętowni. Przyszli oni do nas na podwórko i wszyscy się żegnali. Z tego co pamiętam, do wojska wtenczas odjeżdżali: Marcin Dudzik (ojciec pani Krystyny Sagan), Felek Dudzik, Andrzej Bednarz (brat mojej mamy Anieli Szot), Jan Chaber (od Skarbówki), Jan Grabiec (listowy), Wojciech Partyka (z wąsami) uciekł z Krakowa, Antoni Bajek (z placu dzisiaj rodziny Dudzików, koło Mieczysława Bajka, wyjechał do Francji, ożenił się później z siostrą pani Wandy Smusz z Prusiny). Do wojska też był powołany Stanisław Włoszczyna (z placu zamieszkałego dzisiaj przez rodzinę Chudzików, był stryjem dla pani Marii Chudzik).
     U nas w domu przydział do wojska otrzymał również mój przyrodni brat - Wojciech Szot, miał kartę powołania do Poznania na dzień 14 września, nie zdążył jednak pojechać, ponieważ już 12 września około godziny 900 na teren Kamienia wkroczyli Niemcy. Wojsko niemieckie nadeszło od strony Rzeszowa i kierowało się w kierunku Niska. Najpierw szły oddziały piechoty całą szerokością drogi, za nimi jechała kolumna samochodów. Zdarzenie, które z tamtego dnia utkwiło mi w pamięci, jest związane z moim ojcem - Tomaszem Szot. Podczas przemarszu wojsk staliśmy na podwórku przy płocie i obserwowaliśmy Niemców. Nagle przy nas zatrzymał się samochód i jeden z Niemców zawołał na mojego ojca, żeby podszedł. Ojciec znał język niemiecki dość dobrze, ponieważ jako chłopak wyjechał do pracy (na zarobek) do Niemiec. Pracował na kolei przez 5 lat. Gdy ojciec odezwał się do nich po niemiecku, byli bardzo zaskoczeni i rozkazali, aby przyniósł im mleka. Ojciec wysłał mnie po to mleko. W domu siedziała mama i strasznie płakała - była tak tym wszystkim przerażona. Nabrałem tego mleka i przyniosłem, ojciec podał go Niemcowi, ale ten cofnął garnek i kazał najpierw ojcu się napić, bał się, że mleko będzie zatrute. Potem ten Niemiec kazał mi się zbliżyć i ściągnął mi czapkę, do której nasypał pełno cukierków, a ojcu dał całą garść papierosów. Ojciec cieszył się, że będzie mógł zapalić prawdziwe niemieckie papierosy, a w domu okazało się, że to były polskie papierosy machorkowe.

 

Więcej…
 
Wspomnienie o naszym rodaku, majorze Wojska Polskiego - Józefie Rodzeniu, bohaterze bitwy nad Bzurą PDF Drukuj Email
wtorek, 10 września 2019 16:58

Wręczenie prezydentowi RP Ignacemu Mościckiemu odznaki pułkowej przez delegację 14 Pułku Piechoty. Widoczni od lewej: pułkownik Jan Głogowski, Ignacy Mościcki, pułkownik Sudoł, pułkownik Mijakow, kapitan Rodzeń, podporucznik Krolak, starszy sierżant Kopf.
Data wydarzenia: 1934-10-16
Miejsce: Warszawa

Major Wojska Polskiego Józef Rodzeń

     Urodził się 18 stycznia 1899 r. w Kamieniu. Wychowywał się w wielodzietnej rodzinie (miał 5 sióstr i 4 braci), utrzymującej się z pracy w 11-hektarowym gospodarstwie rolnym. Jego rodzice - Andrzej i Maria z Surdyków, pochodząca z Krzywej Wsi - dbali o edukację swoich dzieci, dlatego też wysłali go do Gimnazjum w Nisku, gdzie uczył się, mieszkając na stancji.
     Według relacji krewnych - Joanny Pieli i Stanisławy Rodzeń - Józef wyróżniał się inteligencją. Marzył o zostaniu adwokatem lub lekarzem, jednak ostatecznie wybrał karierę wojskową.

     Jego doświadczenie wojskowe sięga okresu I wojny światowej, kiedy to walczył w armii Austro-Węgier na froncie włoskim.
     Od 1 listopada 1918 r. podjął służbę w tworzącym się Wojsku Polskim. Uczestniczył w obronie Przemyśla i Ziemi Przemyskiej oraz Lwowa i Kresów Wschodnich. Brał udział w wojnie polsko-ukraińskiej i polsko-sowieckiej.


     Członkowie jego rodziny, mieszkający w Kamieniu, opowiadają, że bardzo troszczył się o swoją rodzinę i młodsze rodzeństwo. Często przyjeżdżał do Kamienia. Nie stronił od pracy w gospodarstwie rolnym i aktywnie pomagał rodzinie w budowie nowego domu.


     W 1920 r. ukończył Wielkopolską Szkołę Podchorążych Piechoty, z wysoką 25 lokatą, uzyskując stopień podporucznika. Następnie, cały czas służąc w 14 pułku piechoty we Włocławku, awansował do stopnia majora Wojska Polskiego.
     Po wybuchu II Wojny Światowej walczył ze swym pułkiem w kampanii wrześniowej, dowodząc III batalionem, a od 17 września także II batalionem.


     Poległ śmiercią bohaterską w czasie natarcia prowadzonego przez 14 Pułk Piechoty na pozycje niemieckie w bitwie nad Bzurą (w miejscowości Kromnów) - 19 września 1939 roku.
     W książce „Dzieje 14 Pułku Piechoty w latach 1918-1939” Zdzisław Ciesielski opisuje: „Straty zaczęły rosnąć w szybkim tempie, trafiony w pierś wiązką z ckm-u został major J. Rodzeń”.
     Za swą postawę podczas kampanii wrześniowej mjr Józef Rodzeń został przez władze Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie pośmiertnie odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari oraz awansowany do stopnia podpułkownika.
     Pozostawił rodzinę, żonę, córkę Annę i syna Andrzeja. Jego szczątki spoczywają na cmentarzu we Włocławku.


     Poza Krzyżem Virtuti Militari uzyskał szereg innych odznaczeń, w tym: Krzyż Walecznych, Srebrny Krzyż Zasługi, Medal Pamiątkowy za Wojnę 1918-1921, Medal Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości, Srebrny Medal za Długoletnią Służbę, Brązowy Medal za Długoletnią Służbę, Odznakę Honorową „Orlęta”, Gwiazdę Przemyśla, Odznakę „Za Wołyń”.


     Mieszkańcy Kamienia upamiętnili zasługi mjr Józefa Rodzenia i jego bohaterski udział w kampanii wrześniowej pomnikiem z tablicą pamiątkową:

 

     W artykule wykorzystano: dane z publikacji „Dzieje 14 Pułku Piechoty w latach 1918-1939” -Zdzisław Ciesielski wyd. Marszałek 2008, wspomnienia rodzinne oraz zdjęcia ze zbiorów prywatnych Stanisławy Rodzeń, Joanny Pieli, Moniki Błądek i NAC.

Kamień 2019-09-10
opracował JC

 
Wrzesień 1939 r. widziany oczami mieszkańców Kamienia PDF Drukuj Email
wtorek, 10 września 2019 16:42

     Lato 1939 było niespokojne. Po wysunięciu przez Niemcy żądań wobec Polski jesienią 1938 r. i powtórzeniu ich na wiosnę 1939 r. oraz stanowczej odmowie ministra spraw zagranicznych Józefa Becka było jasne, że do wojny dojść musi. Już od marca 1939 r. prowadzona była tzw. cicha mobilizacja. Ówczesne władze państwa polskiego utrzymywały społeczeństwo w przekonaniu, że jesteśmy silniejsi od Niemiec i damy sobie z nimi radę. Głoszono hasło „Silni - Zwarci - Gotowi”, powszechnie wierzono także w zapewnienia o pomocy ze strony Francji i Anglii. Tymczasem dzień przed podpisaniem paktu Ribbentrop-Mołotow stanowiącego de facto IV rozbiór Polski - 22 sierpnia 1939 r. Adolf Hitler przestawił na odprawie dla wyższych dowódców Wehrmachtu cele wojny z Polską: „Zniszczenie Polski jest naszym pierwszym zadaniem. Celem musi być nie dotarcie do jakiejś oznaczonej linii, lecz zniszczenie żywej siły [...] Podam dla celów propagandy jakąś przyczynę wybuchu wojny, mniejsza z tym, czy będzie ona wiarygodna, czy nie. Zwycięzcy nikt nie pyta, czy powiedział prawdę, czy też nie. W sprawach związanych z rozpoczęciem i prowadzeniem wojny nie decyduje prawo, lecz zwycięstwo.
     Bądźcie bez litości! Bądźcie brutalni! Osiemdziesiąt milionów ludzi musi otrzymać to, co im się należy, a należy im się zapewnienie egzystencji. Prawo jest po stronie najsilniejszego. Trzeba postępować z maksymalną surowością. [...] Pierwszy cel to dojście do Wisły i Narwi. Nasza przewaga techniczna załamie nerwowo Polaków. Każda nowa armia polska, która się pojawi, winna być natychmiast zdruzgotana. Wojna ma być wojną wyniszczenia."

Więcej…
 
« PoczątekPoprzednia21222324252627282930NastępnaOstatnie »

Strona 24 z 40

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 6 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS