niedziela, 22 grudnia 2024r.
Home
Strona internetowa Towarzystwa Przyjaciol Kamienia w Kamieniu.
Ludwik Kędzior PDF Drukuj Email
czwartek, 30 czerwca 2022 14:11

     Ludwik Kędzior urodził się 20 lipca 1903 r. Mając 17 lat jako uczeń II roku Państwowego Seminarium Nauczycielskiego uciekł z domu i zgłosił się ochotniczo bronić ojczyzny. Walczył jako żołnierz Armii Polskiej. Po śmierci ojca, mając 18 lat, prowadził gospodarstwo rodzinne, które rozbudował i unowocześnił, prowadząc je do 1950 roku. W okresie przed II wojną światową był aktywnym działaczem POW-u. Po II wojnie światowej, w miarę jak krzepła „władza ludowa” od 1948 roku zaczęły nasilać się restrykcje.

     15 sierpnia 1950 roku, tzn. w 30 rocznicę zwycięstwa Polski w wojnie 1920 roku, przysłano uzbrojonych funkcjonariuszy i uwięziono stryja w obozie pracy w Milęcinie, gdzie poza wyniszczającą pracą fizyczną, poddawany był celowej presji psychicznej i zastraszaniu. Jednym z przykładów był sposób zwolnienia stryja z obozu: Wychodząc z grupą zwolnionych więźniów już poza bramą, gdzie czekała rodzina, został zawrócony i uwięziony w bunkrze bez żadnych wyjaśnień; wpajano mu przez cały okres uwięzienia, że mogą zrobić z nim co zechcą. Po takim traktowaniu wezwano go przed komisję, która zażądała oddania przedsiębiorstwa i ostrzeżono, że jeśli odmówi, to już z obozu nie wyjdzie - wybrał życie, oddał klucze.

     Uwięzienie, zabór mienia i pozbawienie stryja środków do życia było odwetem i restrykcją za udział w wojnie bolszewicko-polskiej i jego działalności w POW-ie, gdyż przedsiębiorstwo nie podlegało pod żadną z ustaw nacjonalizacyjnych. Było to całkowite bezprawie.

     Po pozbawieniu stryja przedsiębiorstwa restrykcje ze strony władz komunistycznych nie skończyły się. Nawet po grudniu 1981 roku zabrano stryjowi część działki i zniszczono staw, gdzie hodował karpie.

Uruchomienie tartaku - na zdjęciu Ludwik Kędzior (pierwszy z prawej)
z rodziną i pracownikami

     Historię rodziny Kędziorów spisał Sławomir Mrożek w swej biografii „Baltazar”. Opisał ze szczególnym sentymentem pobyt w Kamieniu u swego wuja Ludwika Kędziora, lecz głównie opisywał rodzinę Kędziorów z Borzęcina, która wywodzi się od Jana Kędziora, będącego dziadkiem Sławomira Mrożka. Rodzina Kędziorów z Kamienia wywodzi się od brata Jana - Józefa Kędziora - jego dzieci to właśnie Ludwik Kedzior oraz najstarszy brat Józefa - Kazimierz, który był żołnierzem Armii Polskiej, walczył z najeźdźcą bolszewickim i zginął w 1920 roku; najmłodszy brat Michał Kędzior - za spłaconą mu część przedsiębiorstwa w roku 1937 kupił ziemię koło Zaleszczyk, gdzie wybudował dom i uprawiał arbuzy, melony, winorośl, pszenicę… W lutym 1941 roku został wywieziony do tajgi syberyjskiej koło Irkucka, skąd zgłosił się do I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Przeszedł front od Lenino do Berlina - 5 razy ranny, odznaczony.

     Ludwik Kędzior zapisał się dobrze w społeczności Kamienia. Był prekursorem elektryfikacji - pierwszy prąd w Kamieniu popłynął z jego przedsiębiorstwa. Wśród pracowników tworzył poczucie wspólnoty. W czasie II wojny światowej, przymusowo mieląc zboże dla Niemców, zawsze wrzucał łopatę mąki biedniejszym sąsiadom w specjalną kieszeń pod płaszczem, ratując ich przed głodem. Mając znaczne dochody, żył skromnie, pomagał finansowo swojemu siostrzeńcowi - Sławomirowi Mrożkowi w czasie jego studiów oraz jego matce.

     Ludwik Kędzior nie dbał o splendory, co w sumie uratowało mu życie - ciągle brakowało czasu, by pojechać do Rzeszowa i wpisać do książeczki wojskowej udział w kampanii wojny sowiecko-polskiej oraz stopień wojskowy. We wrześniu 1939 r., jeżdżąc w interesach, dostał się między wojska dwóch rabusiów; widział, jak wzajemnie ustępowali tereny wg umowy Paktu Ribbentrop-Mołotow. Natknąwszy się na patrol sowiecki, został wylegitymowany, szczęściem w książeczce nie miał wpisu kampanii 1920 roku ani stopnia, a tylko zawód - młynarz. Wiemy z historii, że każdy kto miał wpisaną kampanię wojny bolszewicko-polskiej na miejscu był rozstrzeliwany.

Bratanek Ludwika Kędziora
Zbigniew Kędzior

 
Moje wspomnienia Kamienia PDF Drukuj Email
piątek, 01 lipca 2022 15:06

     Ze wzruszeniem przeczytałem wspomnienia osób pamiętających dawny Kamień, a więc i Ludwika Kędziora.

     Do dawnego Kamienia jeździłem z mamą na ferie i wakacje od 1956 roku. Świat Kamienia dawnego bardzo różnił się od życia na Pomorzu, gdzie mechanizacja rolnictwa była rozwinięta. Zachwycała mnie inność - malowniczość wąskich pasów pól, traktowanie prac polowych - sianokosów, żniw z celebracją prawie mistyczną, związaną z obrzędami kościelnymi, takimi jak obchody Matki Boskiej Zielnej, dożynki, kolędowanie, wesela ze słynnym zespołem Cebulów, występy zespołu muzycznego p. Legutko i muzyka Ludwika Wójcika. Uczestniczyłem we wszystkich pracach w atmosferze prawie magicznej. Obrzędem było łupanie klocków z drewna, które sezonowały 30 lat na deszczułki do skrzypiec, z których samouk - skrzypek i lutnik Ludwik Wójcik wykonywał instrumenty o pięknym brzmieniu.

     Odwiedzając Kamień współczesny, podziwiam jego prężny rozwój, ciekawe inicjatywy gospodarzy i dbałość o kulturę oraz tradycję. Jestem pełen uznania dla pokoleń zachowujących dziedzictwo bogatej kultury Kamienia.


Syn Michała Kędziora i Anieli z domu Majowicz
Zbigniew Kędzior

 
Poświęcenie sztandaru Szkoły Podstawowej im. bł. ks. Jerzego Popiełuszki w Krzywej Wsi - gmina Kamień PDF Drukuj Email
środa, 08 czerwca 2022 19:53

     W związku z uroczystością poświęcenia sztandaru Szkoły Podstawowej w Krzywej Wsi, która odbędzie się 9 czerwca 2022 r. - warto przypomnieć informacje o budowie tej szkoły.

     Krzywa Wieś była najstarszą częścią wsi „Kamień Królewski”, powstałej w 1578 r., położoną przy „gościńcu” łączącym Krąków z Zamościem. Początkowo funkcjonowała tam dwuklasowa filia szkoły z Kamienia, o której pierwsze zapiski pochodzą z 1899 r. Od 1905 r. w Krzywej Wsi była już samodzielna szkoła. O budowie nowej szkoły dyskutowano w latach 30-tych na posiedzeniach Rady Gminnej i Rady Gromadzkiej w Kamieniu.

     W protokole z posiedzenia Rady Gminnej, spisanym 25 marca 1930 r., które odbywało się pod przewodnictwem naczelnika gminy Andrzeja Piroga i przy współudziale 36 radnych gminy (4 nieobecnych), w punkcie 4 odnotowano:
„Przewodniczący oznajmia Radzie, że szkoła ludowa na Krzywej już prawie się wali i wymaga konieczna potrzeba budowania nowej szkoły”.

     Jak wynika z omawianego protokołu, na posiedzeniu tym podjęto jednogłośnie uchwałę o budowie nowej szkoły i potrzebie zwrócenia się do wydziału powiatowego, aby ten zatwierdził uchwalę Rady Gminnej oraz podanie o pożyczkę, o którą zwróciła się Gmina. Protokół ten podpisał sekretarz Sebastian Majka, Andrzej Piróg, Marcin Szewczyk i Wojciech Wąsik. Wszystko wskazuje na to, że uchwała ta nie została jednak zrealizowana.

     Ponownie temat budowy nowej szkoły w Krzywej Wsi podjęła Rada Gromadzka na posiedzeniu, które odbyło się 21 lutego 1936 r. Protokół z tego posiedzenia spisany był po raz pierwszy na maszynie. Podpisali go: Klimek Walenty i Piela Michał. W punkcie 2 tego protokołu znajdujemy zapis: „budowa szkoły w Krzywej-wsi. AD.2. Przewodniczący oświadcza Radzie, ze na porządku dziennym jest budowa szkoły w Krzywej-wsi, która jest koniecznie potrzebna oraz odczytał okólniki T.P.B.Sz.P dotyczący uzyskania pożyczki kilka tysięcy zł za które będzie cegła i przystąpienie do budowy. Następnie zabrał glos P. Wójt Marcin Wasik i oznajmił P.P. Radnym, ze Zarząd tutejszej gm. ustalił wydąć z kasy gm. kwotę 1500 zł. Z tem, że rada gromadzka wynajdzie fundusze na dokończenie budowy tej szkoły i zaproponował P.P. Radnym o zaciągniecie pożyczki gdyż szkoła ta grozi zawaleniem”.

     Na posiedzeniu tym Rada podjęła uchwałę o budowie nowej szkoły w Krzywej Wsi, ale także uchwalę o zaciągnięciu pożyczki na budowę szkoły w kwocie 6.000 zł i o uzyskaniu pieniędzy na budowę ze sprzedaży pastwiska pod Markowizną. Postanowiono zakupić nowy plac, na którym będzie budowana szkoła oraz do tego zakupu i wytargowania ceny wybrano komitet w składzie: Partyka Jan, Klimek Walenty, Skomro Franciszek, Chamot Jan, Rodzeń Stanisław oraz wójt Marcin Wąsik, jako przewodniczący.

     Do przedstawienia w/w informacji wykorzystano oryginalne protokóły z posiedzeń Rady Gminnej i Rady Gromadzkiej.

 

Kamień, 8 czerwca 2022 r.

Józef Czubat

 
Zanikające zawody rzemieślnicze w Kamieniu oraz te, które znikły już bezpowrotnie PDF Drukuj Email
wtorek, 24 maja 2022 19:34

     Podkarpacka wieś ulega transformacji w takim tempie, w jakim zmienia się jej otoczenie. Rodzaj i charakter prac wykonywanych przez mieszkańców wsi i na ich rzecz zmieniają się zaś w takim tempie, w jakim do użytku wchodzą nowe technologie, a zdobyta przez pokolenia wiedza i doświadczenie stają się z czasem bezużyteczne w obliczu zupełnie nowych rozwiązań. Zanikają lub już zupełnie zanikły zawody, od wykonywania których zależał kiedyś dobrobyt wsi i jej samowystarczalność. Niektóre z tych zawodów mogły być wykonywane niemal przez każdego, inne wymagały predyspozycji, umiejętności, doświadczenia, a czasem wręcz zgody lokalnej społeczności lub władz. Kunszt, który niegdyś nobilitował osoby posiadające określone umiejętności, dając im utrzymanie, ale też lepszą pozycję społeczną i uznanie, z czasem stał się bezwartościowy. Produkty z dużych fabryk wyparły dzieła lokalnych rzemieślników, syntetyczne materiały zastąpiły pozyskiwane dotąd z otoczenia surowce naturalne, takie jak drewno, kamień czy lniane płótno. Wreszcie praca ludzkich rąk została zastąpiona mniej lub bardzie zaawansowanymi technologicznie narzędziami i maszynami. Z czasem w niepamięć odchodzą zawody, jak w niepamięć odchodzą powody do ich wykonywania. Śladem po ich istnieniu pozostają nazwiska wywodzące się od nich, lokalne nazwy miejsc, w których były wykonywane, zapiski w starych księgach metrykalnych, czy wreszcie ludzka pamięć. Zmiany, jakie nastąpiły w strukturze zawodów i prac zarobkowych na wsi, dotknęły również mieszkańców Kamienia i okolicznych miejscowości.

     Niektóre z dawnych zawodów miały charakter wykonywanej stale profesji, inne były jedynie doraźnym zajęciem, związanym z określoną porą roku i cyklem życia miejscowej ludności. Wśród zawodów wykonywanych przez fachowców, które zanikły przez ostatnie dziesięciolecia, można wymienić bednarzy, kołodziejów, kowali, tkaczy, powroźników, olejarzy oraz rymarzy.

     Ponieważ drewniane beczki nie są już tak niezbędne, jak niegdyś, zawód bednarza przestał pełnić w lokalnym otoczeniu istotną rolę. Podobnie z zawodem kowala. Zdarza się jeszcze, że lokalni gospodarze posiadają konie, ale jeszcze pięćdziesiąt lat temu koń był niemal w każdym gospodarstwie, a obecnie to prawdziwa rzadkość. Żaden kowal nie utrzymałby swojej kuźni mając tak niewielu klientów, dlatego kowali jest coraz mniej i coraz częściej to nie gospodarze jeżdżą do kuźni, a kowale jeżdżą kuć konie na miejscu u klienta. Zupełnie natomiast zanikł w okolicy zawód kołodzieja. Stało się tak z tej prostej przyczyny, że drewniane koła nie są już montowane do wozów i ruchomych urządzeń użytkowanych powszechnie. We współczesnych warunkach w niepamięć odchodzi też zajęcie furmana. Powoził on niegdyś zarobkowo zaprzęgiem konnym, a jego praca miała bardzo zróżnicowany charakter, ponieważ czasem przewoził towary, w tym żywność, a czasem ludzi. Furman uczestniczył w ważnych lokalnych wydarzeniach, takich jak śluby, pogrzeby czy dożynki. Wynajmowany był również do przewozu osób na dłuższych trasach, na przykład na odpust do Leżajska.

     Poza profesjami pełnionymi przez lokalnych fachowców mieszkańcy wsi dorabiali niegdyś podejmując się prac sezonowych. Wśród zajęć doraźnych, które zanikły, można wymienić żniwiarzy, młockarzy czy kosiarzy i podbieraczki. Postęp technologiczny sprawił, że ich praca wykonywana jest przez maszyny i nikt nie potrzebuje już tego rodzaju pracowników. Zanikły również sezonowe zawody związane z handlem obnośnym, takie jak olejarz czy dziegciarz. W okresie Adwentu i Wielkiego Postu olejarz chodził po wsiach sprzedając wytłaczany z siemienia lnianego olej, który nosił w bańce na plecach, a odmierzał go kwaterką zawieszoną na sznurku. Podobnie, z bańką na plecach, tyle że miedzianą w drewnianej oprawie, chodził dziegciarz, który na kieliszki lub kwaterki sprzedawał dziegieć. Wierzono, że środek ten ma właściwości lecznicze.

     Zawodem, czy raczej zajęciem związanym z medycyną ludową, które współcześnie nie jest już w okolicy praktykowane jest zajęcie zielarza, w gwarze lasowiackiej nazywanego zielarzem. Był to mężczyzna, który uprawiał, zbierał i sprzedawał zioła. Zajmował się on również ziołolecznictwem. Równie ważną, a może nawet ważniejszą pozycję wśród zawodów związanych z medycyną, zajmowała babka. Była to kobieta, którą wzywano do porodu i która doradzała również w sprawach połogu oraz problemów z niemowlętami. W Kamienia na babkę mówiono również akuszerka. Zwyczajowo do ksiąg metrykalnych w parafii dziecko zgłaszane było zarówno przez ojca, jak i przez wspomnianą akuszerkę. Jej nazwisko odnotowywano w księgach tuż po nazwisku księdza, który dokonywał obrządku chrztu. Zanik tego zawodu spowodowany jest sformalizowaniem wymagań, które muszą spełniać osoby zajmujące się zawodowo medycyną. W księgach parafialny Parafii Rzymskokatolickiej w Górnie z lat 1889-1909, dotyczących narodzin we wsi Kamień, podawane są między innymi takie nazwiska akuszerek, jak: Maria Piekut, Anna Sikora, Franciszka Watras, Maria Burek, Maria Korytko, Maria Rzeszutek, Bronisława Cesarz. Wśród zawodów wykonywanych przez kobiety popularne były niegdyś również tzw. gospodynie, czyli kobiety wynajmowane do przygotowania potraw na ważne uroczystości, przede wszystkim na wesela.

     W większych gospodarstwach przyjmowano do pracy, kucharki, parobków i pastuchów.

     Względy formalno-prawne to powód zaniku zawodu bimbrownika, który stał się z czasem nielegalny i zakazany. Natomiast zawód karczmarza czy szynkarza uległ przekształceniu, ponieważ miejsce karczm i szynków zajęły restauracje, bary i inne lokale gastronomiczne oraz obiekty noclegowe.

     Wiele dawnych zawodów nadal istnieje, ale nie odgrywają one już tak ważnej roli. Zawód młynarza obecnie nie świadczy już o posiadaniu młyna, a jedynie o pełnieniu takiego stanowiska. Nieraz już w naszych publikacjach wspominaliśmy kamieńskiego młynarza - Ludwika Kędziora.

     Cieśle nadal są bardzo cenionymi rzemieślnikami, ale zwykle zajmują się jedynie wybranymi drewnianymi konstrukcjami, a nie budową całych domów.

     Zanikowi uległ natomiast zawód tracza. Rzemieślnik ten zajmował się rozcinaniem wielkich pni drzew i cięciem ich na deski bądź bale, co z czasem zastąpiono pracą maszyn tartacznych. Często tracze łączyli to zajęcie z ciesielką. Traczem był Józef Sądej (mieszkający na posesji obecnie stanowiącej własność Tadeusza Wakuły). Wojciech Oczkowski, jego bliski sąsiad, przygotowywał drewno do budowy domu oraz budował go z przykryciem włącznie. Traczem i budowniczym konstrukcji dachowych był także Jakub Piekut.

     Coraz mniejsze zapotrzebowanie na usługi naprawy obuwia sprawia, że powoli zanika zawód szewca, bez którego niegdyś nie mogła się obejść żadna duża wieś, a tym bardziej miasto. Znanymi szewcami w Kamieniu byli: Andrzej Partyka i jego syn Józef oraz Józef Stypa i jego synowie. Jeszcze bardziej na znaczeniu stracił zawód garncarza, który stał się obecnie zajęciem wykonywanym artystycznie, jako twórca ludowy, a nie jako rzemieślnik, którego produkty są powszechnie używane.

     W Kamieniu, w przysiółku zwanym Bochenki, żyło na przełomie XIX i XX wieku, dom obok domu, kilku strażników leśnych oraz wyższy rangą zarządca leśny. Owym zarządcą był Józef Karol Pavlik, a strażnikami: Wojciech Cisek, Piotr Mytych i Antoni Trojniak. Wykonywali oni najprawdopodobniej pracę na rzecz prywatnego właściciela okolicznych lasów hrabiego Resseguiera. Zajęcie to było na tyle istotne, że odnotowywano je w księgach metrykalnych przy okazji narodzin dzieci leśników, czy ich ślubów. Powojenne zmiany w strukturze własności terenów sprawiły, iż wspomniane zawody leśników zostały zastąpione przez zawody leśników pracujących na rzecz Lasów Państwowych należących do Skarbu Państwa.

     Zmiany w organizacji państwa i jego administracji wpłynęły również na zanik profesji i zajęć wykonywanych na rzecz gminy przez jej mieszkańców przed II Wojną Światową, które zwykle były finansowane przez samych mieszkańców w postaci deputatów (np. garnca zboża, jajek itp.) Ze względu na zagrożenie pożarem oraz w obawie przed złodziejami powoływano we wsi wartowników, w gwarze lasowiackiej nazywanych również wartnikami lub strażą nocną. Za pomocą trąbki alarmowali oni wieś o niebezpieczeństwie, ale też odpłatnie świadczyli inne usługi, na przykład budzili mieszkańców, którzy wybierali się wcześnie rano w podróż. Na usługach gminy byli wówczas również strażnicy polowi, którzy pilnowali gminnego majątku: łąk, pastwisk, wygonów oraz zajmowali się sprzedażą plonów z tego majątku. Podobne funkcje, tyle że dotyczące lasu, pełnili na rzecz gminy strażnicy leśni. Gmina zatrudniała ponadto gońców, nazywanych niekiedy poczciarzami, którzy nie tylko doręczali listy, ale i gminne bądź ogólnopaństwowe powiadomienia i zarządzenia. Zmiany ustrojowe i administracyjne sprawiły, że niektóre z tych zawodów straciły rację bytu, a inne zostały przekształcone w formalne zawody opłacane przez odpowiednie urzędy administracji państwowej lub samorządowej, na przykład Państwowa Straż Pożarna, Państwowe Gospodarstwo Rolne czy Poczta Polska.

     Bliskie sąsiedztwo rzeki San sprawiło, że miejscowa ludność trudniła się również pracą związaną ze spławami rzecznymi. Jednym z zapomnianych już w okolicy zawodów jest zawód flisaka. Podobnie zanikł powiązany z nim zawód, polegający na ciągnięciu z brzegu za mocą lin barek, które musiały się przemieścić w górę rzeki. Istnieje teoria, że popularność nazwiska Tupaj (a wcześniej również Tyran) w Łowisku wzięła się właśnie od tego zawodu. Ludzi zajmujących się tą pracą miano nazywać właśnie tyranami lub tupajami - od tupania, czyli przemierzania długiej linii brzegowej Sanu na piechotę. Nadsańskie rozlewiska były też sprzyjającym otoczeniem dla przetwarzania lnu, który wymagał kilkutygodniowego moczenia przed dalszą obróbką. To z kolei powodowało, że w okolicy istniało zapotrzebowanie na pracę tkaczy. Jednak również i ten zawód poszedł w zapomnienie na skutek postępu technologicznego i zmian w procesie wytwórczym.

     Jednak ponad wszystko zawodem, który dominował w Kamieniu i okolicy był zawód rolnika. Każdy gospodarz dążył do powiększenia areału i liczebności inwentarza. Pracę wykonywano przede wszystkim na potrzeby własnego gospodarstwa i domowników, a nadwyżki sprzedawano, by pozyskać dodatkowe środki na przetrwanie. Współcześnie coraz mniej właścicieli gospodarstw rolnych posiada tak zróżnicowane uprawy i hodowlę zwierząt. Nieliczni trudnią się zawodowo rolnictwem wyspecjalizowanym. Pozostali ograniczają się do niewielkich upraw i hodowli dla celów własnych.

     Wymieniliśmy z imienia i nazwiska zaledwie kilku rzemieślników z Kamienia, a przecież wielu z naszych rodaków pamięta lub dysonuje dokumentami, potwierdzającymi, że ich przodkowie wykonywali opisane wyżej zawody. Zachęcamy do przedstawienia na stronie internetowej Towarzystwa wspomnień i dokumentów o osobach wykonujących te zanikające zawody, jak i zajęcia, które pamiętamy tylko poprzez utrwalenie ich w noszonych nazwiskach.

Artykuł powstał na podstawie materiałów zebranych
przez Panią Urszulę Posłuszny

Kamień, 20 maja 2022 r.

 
« PoczątekPoprzednia11121314151617181920NastępnaOstatnie »

Strona 12 z 44

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 15 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS